Konkurs na dotacje dla żłobków prywatnych pod lupą
Przyznanie dotacji żłobkom prywatnym, które nie istniały czy podpisywanie przez placówki niepubliczne dwóch umów z rodzicami - to niektóre z nieprawidłowości wskazywane przez samych właścicieli żłobków. Także rodzice maluchów twierdzą, że konkurs na dofinansowanie przez miasto miejsc w prywatnych żłobkach się nie sprawdził.
Kontrola konkursu na dofinansowanie żłobków niepublicznych, którą prowadzi komisja rewizyjna, nie zakończyła się.
– W trakcie pisania protokołu z kontroli zgłosiły się do mnie panie, które mają szereg zastrzeżeń do przeprowadzonego konkursu
– twierdzi Joanna Frankiewicz, radna PRO.
Wśród zarzutów pojawia się m.in. przyznanie dotacji żłobkom, które nie istniały lub opiekowały się kilkorgiem dzieci.
– Dopuszcza się, że żłobek może mieć przerwę do 14 dni, ale jest zobowiązany do zapewnienia w tym czasie opieki dzieciom – mówi właścicielka prywatnej placówki. – Tymczasem dotację dostały żłobki, które będą zamknięte przez trzy tygodnie, a w ofercie nie napisały kto w tym czasie zajmie się dziećmi.
Część właścicielek żłobków prywatnych twierdzi, że ocena komisji konkursowej w niektórych przypadkach była uznaniowa. I tak np. w pierwszym konkursie jedna z placówek otrzymała pięć punktów za plac zabaw, a teraz tylko trzy.
Krytycy konkursu wskazują, że większość żłobków pobiera większe opłaty od rodziców, choć w umowie z miastem zobowiązały się do czesnego w wysokości 350 zł miesięcznie od dziecka. Na dowód pokazano radnym umowy jednego z rodziców. Jedna opiewała na 350 zł, a druga na 150 zł miesięcznie.
– To skandal, że żłobek zawiera dwie umowy
– uważa J. Frankiewicz. – Druga z nich jest dotyczy odpłatności dobrowolnej. Pieniądze mają być przeznaczone na ubezpieczenie dziecka, prezenty z okazji np. świąt i pomoce dydaktyczne. Pieniądze z tych umów wpływają na dwa różne konta.
Magdalena Pietrusik-Adamska, dyrektor Wydziału Zdrowia i Spraw Społecznych twierdzi, że podczas kontroli nie natrafiono na tego rodzaju umowy. – Cały czas kontrolujemy żłobki, które otrzymują dotację od miasta – zaznacza dyrektor Pietrusik-Adamska i dodaje, że w tym konkretnym przypadku, który ujawniono na komisji, zostanie wszczęta kontrola doraźna. Jednocześnie przyznaje: – Nie jesteśmy w stanie zweryfikować tego co żłobek i rodzice przed nami ukrywają.
Jedna z mam zwróciła uwagę, że przenoszenie dziecka ze żłobka do żłobka, bo ten wcześniejszy nie dostał dotacji jest dla malucha dramatem, bo związał się z dotychczasowym miejscem i z „ciocią”, która się nim opiekuje. – Musimy jednak zabrać dziecko, bo nas nie stać na tak wysokie opłaty – dodaje mama.
Z kolei pani Marta podkreśla, że dla rodziców jest ważne, do jakiego żłobka uczęszcza ich dziecko. – Po urodzeniu dziecka wróciłam do pracy. W grudniu dowiedziałam się, że zamiast 450 zł muszę zapłacić 1,2 tys. zł miesięcznie, ponieważ żłobek nie dostał dofinansowania – mówi pani Marta. – Ciężko pracuję, by znaleźć na to pieniądze. Nie chcę zabierać dziecka z tego żłobka, bo jest zadowolone, świetnie się rozwija.
– Nie rozumiem dlaczego miasto uzurpuje sobie prawo do decydowania o tym, który żłobek będzie dla mojego dziecka najlepszy
– oburza się pan Krzysztof.
Przemysław Alexandrowicz, radny PiS już wcześniej przestrzegał przed konkursem. Jego zdaniem, to rozwiązanie ryzykowne.
– Procedura nakłaniająca do nadużyć – twierdzi P. Alexandrowicz. – Powinniśmy wrócić do bonu opiekuńczego, którym będą dysponować rodzice. Czy komisja może dać dotację do żłobka, którego nie widziała? Tak. Czy rodzice dadzą dziecko do żłobka, którego nie widzieli? Nie.