Koniec sklepu z dopalaczami w centrum Katowic? Działa nadal
Sklep z dopalaczami przestał działać. 33-letni mężczyzna podpalił w środę wejście do sklepu z dopalaczami w centrum Katowic. Decydujący cios zadali policjanci i właściciel lokalu, który wypowiedział umowę najmu. Ale w środę wieczorem szkodliwe substancje sprzedawano tam nadal.
33-letni mężczyzna oblał wczoraj łatwopalną substancją drzwi sklepu z dopalaczami przy ulicy Plebiscytowej w Katowicach. Przyszedł z kilkoma butelkami, a później przez chwilę obserwował płomienie, po czym uciekł.
- Nasze działania polegały na zgaszeniu palącej się substancji i wyprowadzeniu ze środka jednej osoby. To pani, która powiedziała, że jest sprzątaczką. W pożarze nikomu nic się nie stało - przekazał nam kpt. Mateusz Pyrzanowski, rzecznik Komendy Miejskiej PSP w Katowicach.
Na miejscu interweniowali także policjanci, którzy szybko zatrzymali 33-latka. Okazało się, że nie ma stałego miejsca zamieszkania.
Od pewnego czasu przebywał jednak na terenie Katowic. Czy to opisywany przez mieszkańców „mściciel”? Na razie nie został przesłuchany, ponieważ był pijany. Miał prawie 1,5 promila alkoholu w organizmie.
Policjanci na miejscu przeprowadzili oględziny, a postępowanie jest prowadzone w kierunku uszkodzenia mienia. Takie przestępstwo jest jednak ścigane na wniosek, który musi złożyć właściciel lokalu.
Dalsze postępowanie będzie zależało od poniesionych strat. Jeśli będą wyższe niż 500 złotych, to wtedy mamy do czynienia z przestępstwem, za które grozi kara do 5 lat więzienia. Jeśli straty będą niższe, to mówimy o wykroczeniu.
Mieszkańcy, z którymi rozmawialiśmy, opowiadali, że już wcześniej nieznany mężczyzna pojawiał się przed sklepem m.in. z łopatą i łomem. Za każdym razem rozbijał szybę w sklepie.
- Zapowiedział, że podpali całą kamienicę. Wszystko działo się w połowie lipca, ale od tego czasu już nic nie robił - mówi nam jedna z katowiczanek.
Przypomnijmy, że we wtorek pisaliśmy na naszych łamach o inicjatywie mieszkańców Katowic, którzy przygotowali petycję o zamknięcie sklepu z dopalaczami i skierowali ją do prezydenta miasta Marcina Krupy, ministra spraw wewnętrznych i administracji, wojewody śląskiego oraz do kierownictwa policji i straży miejskiej. W ciągu kilku dni pod petycją podpisały się 432 osoby.
- To, co dzieje się na ulicy Plebiscytowej, przekracza wszelkie granice. Znajduje się tu sklep z dopalaczami, przed którym zbierają się agresywni ludzie. Nie czujemy się bezpiecznie - podkreślali mieszkańcy Katowic.
Jeszcze na początku tego tygodnia wydawało się, że Katowice pójdą za przykładem łódzkich urzędników, którzy wystosowali pozew przeciwko właścicielowi lokalu, w którym można było kupić dopalacze i zapowiedzieli, że w ten sposób postąpią w przypadku każdego sklepu ze szkodliwymi substancjami, jeśli kamienicznicy nie wypowiedzą umowy. Metoda okazała się skuteczna.
Taki pomysł podsunął władzom Katowic komendant miejski policji w Katowicach, który wystosował do prezydenta miasta pismo z propozycją podjęcia działań w myśl artykułu 144 kodeksu cywilnego (tzw. zakaz immisji), zgodnie z którym - w dużym uproszczeniu - właściciel nieruchomości powinien powstrzymywać się od działań, które są uciążliwe i zakłócają korzystanie z sąsiednich budynków.
- Zbieraliśmy dokumentację, a teraz przeprowadzana jest analiza prawna pod kątem wystąpienia na drogę sądową - mówiła w poniedziałek Ewa Biskupska, rzeczniczka prasowa Urzędu Miasta w Katowicach. - Kiedy zakończy się ta analiza? Trudno powiedzieć. Na pewno jesteśmy jednak zdeterminowani, by pozbyć się tego typu sklepów z Katowic. W tym zakresie współpracujemy z policją i sanepidem - podkreślała rzeczniczka.
Okazało się jednak, że sprawa nie musi trafić do sądu...
- Policjanci z Katowic wielokrotnie interweniowali u właściciela nieruchomości. W końcu wypowiedział on najemcy umowę najmu - przekazała kom. Aneta Orman, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Katowicach.
Z naszych ustaleń wynika, że umowę najmu wypowiedziano z jednomiesięcznym okresem wypowiedzenia. Mieszkańcy Katowic, w tym osoby, które podpisały petycję, podchodzą do tych informacji z zadowoleniem, ale także z dystansem. Bo sklep z dopalaczami działa.
- Wczoraj, już po pożarze, gdy przy ulicy Plebiscytowej byli policjanci, wszystko było w porządku. Gdy pojechali, w sklepie ponownie rozpoczęła się sprzedaż dopalaczy... Mamy nadzieję, że ta sprawa będzie miała jednak szczęśliwy finał - podkreślają katowiczanie.