Będą zmiany w dotychczasowym prawie farmaceutycznym. Nie wszyscy są „za”. Planowana przez rząd nowelizacja ustawy o prawie farmaceutycznym budzi coraz większe kontrowersje.
Oburzeni są zwłaszcza przedstawiciele dużych sieci aptecznych, których ekspansja ma zostać wkrótce definitywnie zahamowana. Wszystko wskazuje bowiem na to, że od przyszłego roku nowe apteki będą mogli zakładać wyłącznie dyplomowani farmaceuci, którzy otrzymają dodatkowo zakaz tworzenia wielkich sieci. Tego samego właściciela będą mogły mieć zaledwie cztery apteki.
Eksperci ostrzegają, że nowe przepisy zablokują rozwój aptek i przede wszystkim uderzą po kieszeniach pacjentów.
- Koszt otwarcia apteki to ok. 500 tys. zł. Młodych farmaceutów nie będzie stać na to, nie mówiąc już o jej utrzymaniu. Grozi nam, że w dużych miastach przez dziesiątki lat nie będzie można otworzyć nowej apteki. Nastąpi zamrożenie rynku i kapitału - ostrzega dr Dobrawa Biadun, ekspert Konfederacji Lewiatan, i zaznacza równocześnie, że w toku studiów farmaceuta nie poznaje tajników zarządzania, rozliczania podatków, zawierania umów z często silniejszymi kontrahentami. - Dodatkowo, jeśli nie będzie sieci, przestaną działać czynniki konkurencji, które są niezbędne do budowy dobrej jakości i przystępnych cen.
Z zapowiadanych zmian cieszą się z kolei samorządy aptekarskie. Ich zdaniem, przyniosą one szansę na rozwój drobnym aptekarzom.
- Zawarte w projekcie rozwiązania od wielu lat obowiązują w systemach prawnych dojrzałych państw europejskich, m.in. Niemiec i Francji. Wspomniane regulacje służą bezpieczeństwu lekowemu tych krajów, a ich beneficjentami są przede wszystkim pacjenci - czytamy w oficjalnym komunikacie Naczelnej Rady Aptekarskiej. - Wprowadzenie tych zapisów na grunt polskiego prawodawstwa ma na celu uporządkowanie rynku farmaceutycznego. Propozycje przedstawione przez parlamentarny zespół ds. regulacji rynku farmaceutycznego odczytujemy jako wyraz ogromnej odpowiedzialności za losy polskich pacjentów i tysięcy funkcjonujących na tym rynku przedsiębiorców.
Jeśli proponowana przez rząd nowelizacja ustawy o prawie farmaceutycznym wejdzie w życie, od przyszłego roku nowe apteki będą mogli zakładać wyłącznie dyplomowani farmaceuci. Co więcej, jeden właściciel będzie mógł mieć pod sobą nie więcej niż cztery apteki. Chęć członków parlamentarnego zespołu ds. regulacji rynku farmaceutycznego do osłabienia pozycji sieci aptecznych budzi coraz większy sprzeciw, m.in. wśród przedstawicieli Konfederacji Lewiatan.
- Przede wszystkim mamy tu do czynienia z ograniczeniem prowadzenia działalności gospodarczej na niespotykaną w Polsce skalę. Rozumiem argument, że działalność aptekarska nie jest zwykłą działalnością gospodarczą i powinno się ją w pewien sposób estymować. Ale z drugiej strony nie wyobrażam sobie nakazu, żeby np. szpital mógł prowadzić tylko i wyłącznie lekarz - mówi dr Dobrawa Biadun, ekspert Konfederacji Lewiatan. - Zgodnie z obowiązującymi przepisami, w każdej aptece musi być zatrudniony farmaceuta, który jest kierownikiem apteki i odpowiada za część farmaceutyczną. Natomiast naturalne powinno być, naszym zdaniem, oddzielenie części farmaceutycznej od funkcji przedsiębiorcy, pełnionej przez właściciela, który odpowiada za kontrakty z hurtownią, za sprawy księgowe i podatkowe - dodaje.
To jednak nie wszystko. Według nowych zasad, jedna apteka miałaby przypadać na 3 tys. mieszkańców. Przepis ten nie będzie miał zastosowania w województwach o mniejszej liczbie aptek - tam zezwolenie otrzyma podmiot, który otworzy aptekę w odległości 1 km od obecnie funkcjonującej. Argument posłów Prawa i Sprawiedliwości, że obostrzenia te dadzą szansę na rozwój drobnym aptekarzom, do przedstawicieli dużych przedsiębiorstw nie trafiają.
- Dziwi nas podejście, że po 20 latach budowania systemu, który był sprzyjający dla konsumenta, zamykamy go, bo ważniejszy jest dla nas komfort pracy właściciela pojedynczej apteki. W momencie kiedy zahamujemy rozwój sieci, przestaną działać zwykłe czynniki konkurencji, które są najlepszym elementem do tego, żeby budować dobrą jakość i przystępną cenę - dodaje dr Biadun.
Po drugiej stronie barykady stoi z kolei samorząd aptekarski. Z ograniczenia ekspansji dużych sieci cieszą się głównie drobni przedsiębiorcy.
- Przepisy te mają na celu uporządkowanie rynku farmaceutycznego, m.in. poprzez zahamowanie nielegalnego wywozu leków czy nieuczciwych praktyk rynkowych wymierzonych przeciwko pacjentom. Ich zadaniem jest także ochrona przed monopolizacją strategicznego segmentu rynku, jakim jest dystrybucja leków - mówi Małgorzata Pietrzak, prezes Pomorsko-Kujawskiej Okręgowej Izby Aptekarskiej w Bydgoszczy. - Projekt zakłada przeniesienie na farmaceutów odpowiedzialności za prowadzenie aptek, co w praktyce oznacza powrót do tradycyjnej roli apteki traktowanej jako placówka ochrony zdrowia, a nie sklep oferujący sprzedaż leków - dodaje.
Zasada „apteka dla aptekarza” obowiązuje obecnie w 12 z 28 państw Unii Europejskiej. W ostatnich latach kolejne kraje raczej jednak poluźniają zasady dotyczące funkcjonowania rynku farmaceutycznego. Wyjątek stanowią Węgry.
- Zawarte w projekcie naszego rządu rozwiązania od lat obowiązują w systemach prawnych dojrzałych państw europejskich, m.in. Niemiec i Francji. W naszej ocenie wprowadzenie takich regulacji jest całkowicie zgodne zarówno z zapisami Konstytucji RP, jak i szeroko rozumianego prawodawstwa europejskiego. W żaden sposób nie hamują one zdrowej i uczciwej konkurencji, jednocześnie eliminując działania będące patologią - podsumowuje prezes Pietrzak.