Koniec nadziei na utrzymanie?
- Tym sobotnim meczem mogliśmy otworzyć sobie drogę do utrzymania, a tak, to ją być może zamknęliśmy. Teraz nic nie zależy od nas. Jestem bardzo rozczarowany - tuż po ostatnim gwizdku nie ukrywał zawodu wiceprezes niebiesko-białych Jacek Ziemecki i dodał: Do tej pory drużynie brakowało jedynie ptasiego mleczka. Może po prostu mamy słaby zespół?
Te nastroje mogłyby inne, gdyby główny sędzia Mateusz Gałuszka uznał prawidłowo, zdaniem trenera Stilonu Adama Gołubowskiego, zdobytą bramkę przez Daniela Mrozka. Przed przerwą gorzowski pomocnik, po podaniu Rafała Świtaja, pokonał Łukasza Malca, ale asystent arbitra pokazał spalonego. - W trakcie meczu nie chciałem sprzeczać się z arbitrem, ale po spotkaniu, po obejrzeniu nagrania filmowego, mogę ocenić, że postawa asystenta głównego sędziego była żenująca. Strzelamy gola na 1:0, do tego mamy trzy sytuacje, w których liniowy podnosi chorągiewkę, a ewidentnie nie powinien. Gdybyśmy prowadzili, to w drugiej części przebieg mógłby być inny. Można sobie teraz gdybać... Oczywiście, można było ją inaczej rozegrać, ale nie pamiętam, kiedy ostatni raz krytykowałem sędziego, Ten zabrał nam sporo zdrowia. Siedem, osiem spalonych, z czego trzy, cztery na styku. Nie wiem, o co temu panu chodziło - oznajmił rozgoryczony szkoleniowiec z Gorzowa.
Niemniej jednak w drugiej połówce „Stilonowcy” nie podjęli walki. Zwłaszcza po tym, jak w 63 min Łukasz Maciejewski umieścił piłkę w siatce Rosy. - W naszą grę wdarł się chaos. Aczkolwiek byle tyle minut, że można było powalczyć, ale zjadły nas nerwy. Trudno jest mi zebrać myśli - przyznał podłamany Gołubowski.
Co więcej, gorzowianie mogli ulec jeszcze wyżej. W 70 min przed utratą kolejnej bramki uchronił Kacper Rosa, broniąc uderzenie z rzutu karnego. Sami zaś nie stworzyli żadnej stuprocentowej sytuacji, choć wataku pomocnika Łukasza Maliszewskiego zastąpił napastnik Kordian Ziajka. Tego zabraknie w następnej kolejce z powodu nadmiaru żółtych kartek.
Humory dopisywały za to w Lechii. - Stilon nie zasłużył chociażby na punkt - o takie stwierdzenie pokusił się na Facebooku prezes z Dzierżoniowa Łukasz Bienias. Jego klub pierwszy raz w historii ograł Stilon, a przyglądali się temu z wysokości trybun byli reprezentanci Polski: Adam Matysek i Paweł Sibik.
Niebiesko-białym pozostaje rywalizacja o 8. miejsce. Zapewni ono byt, jeśli triumfator rozgrywek wejdzie do wyższej klasy. Wiceprezes klubu Ziemecki przekonywał, że nasza sytuacja w tabeli, jest też wynikiem rezultatów z pierwszej rundy.
- To nie jedynie wiosna zadecydowała o tym, że jesteśmy w strefie spadkowej. My zawaliliśmy jesienne starcia w Gaci z Foto-Higieną, Kątach Wrocławskich z Bystrzycą i w Brzegu Dolnym z Klubem Piłkarskim. Gdyby tak nie było, w rewanżach mogło się to potoczyć inaczej, nawet przy tych ubytkach kadrowych spowodowanych kontuzjami. Docierają do nas sygnały, że może ktoś się wycofa z rozgrywek, może ktoś do nich nie przystąpi. Możliwe, że dziewiąta czy dziesiąta pozycja da utrzymanie. Bierzemy to pod uwagę, ale też nie chcemy się łudzić. Niemniej do końca sezonu nie ma mowy o odpuszczaniu - dodał Ziemiecki.