Kończ waść... Ostrzegaliśmy przed romansem TS Wisła z bandytami
Od kilku lat ostrzegaliśmy na łamach „Dziennika Polskiego”, że romans TS Wisła z bandytami, mieniącymi się najwierniejszymi kibicami klubu, to prosta droga w przepaść.
Pamiętam, jak ówczesny rzecznik Wisły porównywał nas wtedy do bulwarówki, zarzucał oszczerstwa i zachęcał, byśmy raczej pisali o charytatywnej i patriotycznej działalności kibiców.
Nie wiem, czy chodziło mu o wysyłanie paczek do wiślackich bandytów siedzących w więzieniach? Czy może o okrzyki i race podczas odsłaniania pomnika gen. Sosabowskiego w parku Jordana? Wiem natomiast, iż władze TS tak naprawdę obruszyły się z powodu tekstów o tym, że w klubowej siłowni prowadzonej przez „zasłużonego” dla Wisły chuligana „Miśka”, kibole trenowali walki uliczne.
Jak wszyscy wiemy, wiślackie mądre głowy zamiast przejść lekcję pokory, brnęły za kolejnego zarządu pani Sarapaty w jeszcze większe tarapaty swoim romansem z krakowską bandyterką.
Obecnie zaś raczą nas od kilku tygodni kolejnymi rozdziałami żenady, tym razem z dziwacznymi zagranicznymi inwestorami w tle, których „twarzą” jest ukrywający się za pogiętym tanim parasolem niedoszły członek kambodżańskiej rodziny królewskiej, uciekający w trampkach przed dziennikarzami. Swoją drogą ciekawie musiała wyglądać rozmowa prezydenta Krakowa z panem Vanna Ly i jego szwedzkim wspólnikiem z fryzurą w stylu NRD z lat 80. ubiegłego wieku.
Jak się to wszystko zbierze do kupy, to w trosce o wizerunek klubu dobrze byłoby, gdyby Wisła zakończyła ten kabaret i po prostu na spokojnie zaczęła odbudowywać swój wizerunek od poziomu IV ligi. O ile pozwolą jej na to kibole, bo to oni przecież są dziś faktycznymi właścicielami najstarszego w Polsce klubu.