Komu te piękne drzewa w Sanicach zawadzały?
Mieszkańców Sanic oburza dewastacja przyrody. Chcą, by ich wieś nadal pozostała zielona. Jak można na to pozwalać? – pytają.
Sanice to niewielka wieś nad Nysą Łużycką. Przy wjeździe mostek i stare torowisko nieczynnej już linii nr 380. To tam spotykamy się z mieszkańcami. Personaliów podać nie chcą. Sprawa dotyczy bowiem lokalnego przedsiębiorcy, sąsiada niemalże. – Bierze grunty od Agencji Nieruchomości Rolnych, a potem zaprowadza tam swoje porządki – mówią, wskazując na starą, brukowaną drogę prowadzącą nad rzekę.
Po obu jej stronach stały niegdyś drzewa. Dziś zostało ich raptem kilka. Wokół wióry i gałęzie. Ślady po wyrywaniu korzeni. Liściaste zagajniki w bezpośrednim sąsiedztwie Nysy wyglądają podobnie. Wszędzie rozorana ziemia, błoto i pozostałości po pracy pilarzy.
Mieszkańcy Sanic, dla których rzeka jest celem spacerów, nie rozumieją takich praktyk.
Uważają, że zieleń należy szanować. Szczególnie, jeśli drzewa mają po kilkadziesiąt lat. – Działalność rolnicza to żaden argument – mówią. – Zresztą na działce przy sklepie też tną, a nie jest to żadne pole. Wokół sad i gruzowisko, którego nie da się przecież zaorać!
Spora część gminy włączona została do programu „Natura 2000”
Bory Dolnośląskie to miejsce szczególnej ochrony ptaków. Niestety, granica obszaru przebiega wzdłuż ul. Wojska Polskiego w Sanicach. Pas nad rzeką do „Natury 2000” nie należy. – No ale przecież trzeba dostać pozwolenie – nie ustępują oburzeni mieszkańcy. – Urzędnik nie może nimi szafować jak chce!
Mariusz Szlachetka z urzędu gminy w Przewozie temat zna doskonale. Jak zapewnia, do żadnego złamania prawa nie doszło. Jeśli pojawiają się na ten temat jakieś plotki, to wynikają z sąsiedzkich konfliktów. – Gdybyśmy kierowali się wyłącznie interesem spacerowiczów, gmina przestałaby się rozwijać – mówi Szlachetka.
Jak tłumaczy urzędnik, o charakterze działki przesądza ewidencja gruntów. Nabywca ziemi rolnej, który chce wznowić uprawę, może liczyć na zgodę dotyczącą wycięcia samosiejek. Dotyczy to też drzew, które pomniejszają wielkość areału upraw. Rolnicy, którzy chcą wystąpić po dopłaty z UE, często uciekają się do wycinki nawet na miedzach. Choć z punktu widzenia ekologii nie ma to sensu, żadne przepisy tego nie zabraniają.
130 drzew w Sanicach poszło pod topór. Całe połacie zieleni nad Nysą Łużycką zniknęły.
– Pozwolenia dotyczyły w sumie 130 drzew – wymienia M. Szlachetka. – Na działkach rosły też topole i osiki w wieku do 10 lat, na których usunięcie nie była wymagana zgoda gminy. Decyzję wydano dla osoby fizycznej na cele niezwiązane z prowadzeniem działalności gospodarczej. Wobec tego, nie naliczono opłaty za wycinkę i nie ustalono nasadzeń zastępczych.
Jak zapewniają w gminie, żadna sprzeczność tu nie zachodzi. Ważne tylko, by właściciel rzeczywiście nabyte pole obsiał. – Będziemy to sprawdzać – zapowiada wójt Ryszard Klisowski.