Rozmowa z dr n. med. WANDĄ KORZYCKĄ-WILIŃSKĄ, dyrektorem Szpitala Uniwersyteckiego nr 1 im. dr. J. Biziela w Bydgoszczy o sieci szpitali.
- Sejm pracuje nad projektem ustawy o sieci szpitali, przyjętym przez rząd 22 lutego. Czego pani obawia się najbardziej?
- Dla nas najważniejsze jest to, jakie będzie finansowanie. Wiadomo, że szpitale mają otrzymać 91 proc. pieniędzy (z obecnej puli przeznaczonej na lecznictwo szpitalne) w formie ryczałtu. Na razie to wielka niewiadoma. Mówi się, że dostaniemy tyle, ile przed dwoma laty. Budżet ma być powiększony o nadwykonania. Nie wiemy jednak, czy chodzi tylko o kwotę, którą za 2015 r. zwrócił nam NFZ, czy może o wszystkie świadczenia, także te, o które walczymy z funduszem w sądzie. Nie wiemy również, co - oprócz leczenia szpitalnego i poradni przypisanych do oddziałów - będzie finansowane ryczałtowo. Mamy takie poradnie jak np. diabetologiczna, ale dotąd nie wiemy, skąd będą pochodzić pieniądze na jej funkcjonowanie. Czy to będzie w drodze konkursu?
- Sieciowe szpitale będą musiały zapewnić pacjentom nocną i świąteczną opiekę medyczną oraz rehabilitację. „Biziel” jest na to przygotowany?
- Od dyrektor Elżbiety Kasprowicz (szefowa wojewódzkiego NFZ - przyp. H.S.) dowiedziałam się właśnie, że do udzielania nocnej i świątecznej pomocy będą zobligowane szpitale z I i II poziom, czyli powiatowe i wojewódzkie. Naszą największą bolączką jest brak w strukturze szpitala oddziału rehabilitacji. Tymczasem pacjentom po udarach, zabiegach endoprotezoplastyki i kardiologicznych musimy zapewnić takie właśnie świadczenia. To wynika z projektu ustawy. Znaleźliśmy wyjście, podpisując umowy ze szpitalami uzdrowiskowymi, które prowadzą rehabilitację. Naszych pacjentów będziemy kierować do Ciechocinka, Inowrocławia i Aleksandrowa Kujawskiego. Na obecnym etapie to jest jedyne rozwiązanie.
- Minister zdrowia powtarza, że celem wprowadzenia sieci jest zapewnienie chorym kompleksowości i ciągłości leczenia. Czy przyszpitalne poradnie są w stanie zająć się pacjentami po hospitalizacji, oczywiście w przyzwoitych terminach?
- To jest u nas możliwe, bo kompleksową opiekę oferujemy pacjentom od kilku lat. Chory, przygotowywany do zbiegu, jest najpierw przyjmowany w poradni, stamtąd trafia do oddziału, a po hospitalizacji ma wyznaczone terminy kontrolne w poradni. Taki system bardzo skrócił czas pobytu w oddziale szpitalnym, bo pacjent idzie tam już przygotowany.
- Ile osób trafiło na leczenie do szpitala w ubiegłym roku?
- Ponad 36 tysięcy.
- Domyślam się, że z tej liczby spora część musi pozostawać pod kontrolą specjalistów. Ale do przyszpitalnych poradni nie trafiają tylko chorzy z oddziałów. Inni również. Może być ich jeszcze więcej, bo resort zdrowia chce wprowadzić tzw. opiekę koordynowaną. Część chorych lekarze rodzinni będą kierować do wybranych poradni.
- Niestety, kolejki są długie. Pacjenci po zakończonej hospitalizacji mają na skierowaniu napisane, że są po leczeniu i dla nich mamy szybsze terminy.
- Od dwóch lat szpitale tracą finansowo, bo wiele procedur ma obniżone stawki. To musi się odbijać na pacjentach.
- Wycena procedur to nasze kolejne zmartwienie. Już w 2016 roku bardzo obniżono wycenę świadczeń kardiologicznych i angiologicznych - tu strata dla szpitala jest bardzo duża. Staraliśmy się rozmawiać z firmami, które dostarczają nam sprzęt, żeby obniżyły cenę. Tak było np. w przypadku aparatów Baha, które wszczepiamy pacjentom cierpiącym na niedosłuch. Teraz zapowiedziano obniżenie wycen neonatologicznych. W tej sprawie Polska Unia Szpitali Klinicznych, do której należymy, skierowała pismo do prezesa Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji. Obniżki mają sięgać nawet 60 proc. Przepraszam, że tak mówię, ale one zabiją noworodki.