Agata Wolańska

Kolejne ogniska ptasiej grypy w Lubuskiem

Mimo rozłożenia mat dezynfekcyjnych, kontroli policyjnych i szeregu innych procedur ptasia grypa przeniosła się do innej gminy Fot. Jakub Pikulik Mimo rozłożenia mat dezynfekcyjnych, kontroli policyjnych i szeregu innych procedur ptasia grypa przeniosła się do innej gminy
Agata Wolańska

Pojawiły się już nawet ponad 30 km od Deszczna. Jakim cudem wirus dotarł aż tak daleko?

300 tysięcy ptaków zostało już zagazowanych, a prawie jeszcze raz tyle podzieli wkrótce ich los. Jak to możliwe, że przy tak dużej liczbie zaangażowanych funkcjonariuszy wirus coraz bardziej się rozprzestrzenia?

-– Gęsi chowane są na zewnątrz i mają bliski kontakt z dzikim ptactwem, które było przyczyną zakażenia. Ptaki te obcują ze sobą, przebywają na jednym terenie. Tak właśnie dochodzi do rozprzestrzenienia się wirusa H5N8. Dlatego ważna jest szybka reakcja i podjęcie zdecydowanych działań – wyjaśniał po pierwszym posiedzeniu sztabu kryzysowego Józef Malski, zastępca wojewódzkiego lekarza weterynarii. Wirus przenosi się drogą aerogenną, czyli powietrzną. Aby zapobiec dalszemu przenoszeniu się jego z ferm, na których pojawiło się ognisko ptasiej grypy, wywożona jest nawet ściółka.

Cały czas walczą z grypą

Władysław Dajczak, wojewoda lubuski: Wszystko, co jest potrzebne do wykonania neutralizacji wirusa H5N8 w potwierdzonych ogniskach, jest reali-zowane zgodnie z przyjętymi w takich sytuacjach wytycznymi. Ptaki są uśmiercane przez wyspecjalizowane firmy, a następnie wywożone do zakładów utylizacyjnych specjalistycznymi samochodami pod eskortą policji. W załadunku uśmierconych ptaków (będą to tysiące ton) wspiera nas – zgodnie z decyzją ministra obrony narodowej – wojsko. Ta pomoc jest nieodzowna i nieoceniona. Mamy wsparcie wojska w postaci 240 żołnierzy, którzy pracują także w nocy.

Do piątku, maksymalnie soboty rana wszystkie ogniska zostaną oczyszczone z ptaków zarażonych wirusem H5N8. Od wtorku rozpoczniemy likwidację strefy zapowietrzonej – dotyczy to około 300 tysięcy ptaków. Sytuacja jest kryzysowa, wymaga dużych i skoordynowanych działań logistycznych między sztabem zarządzania kryzysowego wojewody, służb weterynaryjnych, policji, inspekcji transportu drogowego, straży pożarnej i sanepidu. Skala jest dość spora. Dużym problemem będzie zakres prac, jaki trzeba wykonać, aby zutylizować pozostałą po uśmierconych ptakach ściółkę. W tej sprawie m.in. rozmawiano na dzisiejszej naradzie w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Ustalono, że ściółka (będą to setki ton) będzie pryzmowana w sposób określony przez służby ochrony środowiska i w ten sposób podlegać będzie utylizacji.

Co z odszkodowaniami?

Wojewoda Dajczak zamierza wystąpić z wnioskiem o odszkodowania po Nowym Roku. – Zgodnie z ustawą z 2004 roku o ochronie zwierząt i zwalczaniu chorób zakaźnych w tego rodzaju sytuacjach hodowcom z likwidowanych ognisk ze strefy zapowietrzonej przysługuje odszkodowanie. Wielkość tego odszkodowania szacowana jest przez biegłych ze służb weterynarii. Szacunek ten dla strefy zapowietrzonej wokół Deszcz-na wynosi około 30 milionów złotych z tytułu odszkodowania za uśmiercone ptaki i około 25 milionów złotych z tytułu działań polegających na utylizacji tych ognisk. Z wnioskiem o zabezpieczenie takiej kwoty w budżecie zwrócę się w pierwszych dniach nowego roku do ministra finansów. Kwota ta może ulegać zmianie, gdyby pojawiały się nowe ogniska wirusa – mówi Dajczak.

Sytuacja jest pod stałą kontrolą i żadne procedury nie są łamane. Najpierw lekarz powiatowy wydaje decyzję o uśmiercaniu zakażonych sztuk. Sam proces uśmiercania odbywa się pod nadzorem służb weterynaryjnych – twierdzi wojewoda.

Dodaje, że na terenie zarażonego gospodarstwa pojawiają się maty dezynfekcyjne, musi być też kontrola policji.
– I tak się dzieje. Bardzo istotne jest, aby na terenie gospodarstw w strefie zapo-wietrzonej i zagrożonej hodowcy przestrzegali bezwzględnie zasad bioasekuracji czyli m.in. konieczności wyłożenia mat dezynfekcyjnych, zakładania ubrań ochronnych dla wszystkich, którzy poruszają się w tych strefach oraz przestrzegania zasad higieny. To jest podstawowy warunek, aby wirus nie przenosił się na inne hodowle – podkreśla.

„Też zakładam ubranie ochronne”

Do dyspozycji wojewody jest też 240 żołnierzy. – Zapewni-liśmy żołnierzom ubrania ochronne. Po wyjściu z gospodarstwa podlegają one dezynfekcji. Straż pożarna przygotowała bramy, które dezynfekują samochody wyjeżdżające z tego terenu. Na wyjazdach z miejscowości porozkładaliśmy kolejne maty. Wszystko odbywa się zgodnie z procedurami – zapewnia Dajczak.

Zapytany, czy specjalna odzież rzeczywiście jest ubierana na mundury, odpowiada: Na tym to przecież polega. Ja też tam byłem i zakładałem na swój garnitur ubranie ochronne.

Drób nie może leżeć, bo jest ciepło

Wojewoda podkreśla: Pracujemy ciężko po kilkanaście godzin na dobę. Prace są koordynowane na zwoływanych nad-zwyczajnych posiedzeniach wojewódzkiego sztabu zarządzania kryzysowego. Służby realizują odpowiednio powierzone działania.

Dajczak, zapytany o to, czy padłe ptaki rzeczywiście zabierane są zbyt późno, zaprzecza. – Nie wiem, skąd państwo mają takie informacje. Drób nie może leżeć, bo jest ciepło na dworze i absolutnie nie dopuszczamy takiej myśli. Uśmiercamy ptactwo i natychmiast jest ono wywożone – mówi. Ale dodaje: Wywóz warunkowany jest możliwościami przerobowymi zakładów utylizacyjnych. Pod możliwości tego wywozu planowana jest ilość gazowanych ptaków.

Przypominamy, że ptasia grypa nie jest szkodliwa dla ludzi.

Agata Wolańska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.