Pojawiły się już nawet ponad 30 km od Deszczna. Jakim cudem wirus dotarł aż tak daleko?
300 tysięcy ptaków zostało już zagazowanych, a prawie jeszcze raz tyle podzieli wkrótce ich los. Jak to możliwe, że przy tak dużej liczbie zaangażowanych funkcjonariuszy wirus coraz bardziej się rozprzestrzenia?
-– Gęsi chowane są na zewnątrz i mają bliski kontakt z dzikim ptactwem, które było przyczyną zakażenia. Ptaki te obcują ze sobą, przebywają na jednym terenie. Tak właśnie dochodzi do rozprzestrzenienia się wirusa H5N8. Dlatego ważna jest szybka reakcja i podjęcie zdecydowanych działań – wyjaśniał po pierwszym posiedzeniu sztabu kryzysowego Józef Malski, zastępca wojewódzkiego lekarza weterynarii. Wirus przenosi się drogą aerogenną, czyli powietrzną. Aby zapobiec dalszemu przenoszeniu się jego z ferm, na których pojawiło się ognisko ptasiej grypy, wywożona jest nawet ściółka.
Cały czas walczą z grypą
Władysław Dajczak, wojewoda lubuski: Wszystko, co jest potrzebne do wykonania neutralizacji wirusa H5N8 w potwierdzonych ogniskach, jest reali-zowane zgodnie z przyjętymi w takich sytuacjach wytycznymi. Ptaki są uśmiercane przez wyspecjalizowane firmy, a następnie wywożone do zakładów utylizacyjnych specjalistycznymi samochodami pod eskortą policji. W załadunku uśmierconych ptaków (będą to tysiące ton) wspiera nas – zgodnie z decyzją ministra obrony narodowej – wojsko. Ta pomoc jest nieodzowna i nieoceniona. Mamy wsparcie wojska w postaci 240 żołnierzy, którzy pracują także w nocy.
Do piątku, maksymalnie soboty rana wszystkie ogniska zostaną oczyszczone z ptaków zarażonych wirusem H5N8. Od wtorku rozpoczniemy likwidację strefy zapowietrzonej – dotyczy to około 300 tysięcy ptaków. Sytuacja jest kryzysowa, wymaga dużych i skoordynowanych działań logistycznych między sztabem zarządzania kryzysowego wojewody, służb weterynaryjnych, policji, inspekcji transportu drogowego, straży pożarnej i sanepidu. Skala jest dość spora. Dużym problemem będzie zakres prac, jaki trzeba wykonać, aby zutylizować pozostałą po uśmierconych ptakach ściółkę. W tej sprawie m.in. rozmawiano na dzisiejszej naradzie w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Ustalono, że ściółka (będą to setki ton) będzie pryzmowana w sposób określony przez służby ochrony środowiska i w ten sposób podlegać będzie utylizacji.
Co z odszkodowaniami?
Wojewoda Dajczak zamierza wystąpić z wnioskiem o odszkodowania po Nowym Roku. – Zgodnie z ustawą z 2004 roku o ochronie zwierząt i zwalczaniu chorób zakaźnych w tego rodzaju sytuacjach hodowcom z likwidowanych ognisk ze strefy zapowietrzonej przysługuje odszkodowanie. Wielkość tego odszkodowania szacowana jest przez biegłych ze służb weterynarii. Szacunek ten dla strefy zapowietrzonej wokół Deszcz-na wynosi około 30 milionów złotych z tytułu odszkodowania za uśmiercone ptaki i około 25 milionów złotych z tytułu działań polegających na utylizacji tych ognisk. Z wnioskiem o zabezpieczenie takiej kwoty w budżecie zwrócę się w pierwszych dniach nowego roku do ministra finansów. Kwota ta może ulegać zmianie, gdyby pojawiały się nowe ogniska wirusa – mówi Dajczak.
Sytuacja jest pod stałą kontrolą i żadne procedury nie są łamane. Najpierw lekarz powiatowy wydaje decyzję o uśmiercaniu zakażonych sztuk. Sam proces uśmiercania odbywa się pod nadzorem służb weterynaryjnych – twierdzi wojewoda.
Dodaje, że na terenie zarażonego gospodarstwa pojawiają się maty dezynfekcyjne, musi być też kontrola policji.
– I tak się dzieje. Bardzo istotne jest, aby na terenie gospodarstw w strefie zapo-wietrzonej i zagrożonej hodowcy przestrzegali bezwzględnie zasad bioasekuracji czyli m.in. konieczności wyłożenia mat dezynfekcyjnych, zakładania ubrań ochronnych dla wszystkich, którzy poruszają się w tych strefach oraz przestrzegania zasad higieny. To jest podstawowy warunek, aby wirus nie przenosił się na inne hodowle – podkreśla.
„Też zakładam ubranie ochronne”
Do dyspozycji wojewody jest też 240 żołnierzy. – Zapewni-liśmy żołnierzom ubrania ochronne. Po wyjściu z gospodarstwa podlegają one dezynfekcji. Straż pożarna przygotowała bramy, które dezynfekują samochody wyjeżdżające z tego terenu. Na wyjazdach z miejscowości porozkładaliśmy kolejne maty. Wszystko odbywa się zgodnie z procedurami – zapewnia Dajczak.
Zapytany, czy specjalna odzież rzeczywiście jest ubierana na mundury, odpowiada: Na tym to przecież polega. Ja też tam byłem i zakładałem na swój garnitur ubranie ochronne.
Drób nie może leżeć, bo jest ciepło
Wojewoda podkreśla: Pracujemy ciężko po kilkanaście godzin na dobę. Prace są koordynowane na zwoływanych nad-zwyczajnych posiedzeniach wojewódzkiego sztabu zarządzania kryzysowego. Służby realizują odpowiednio powierzone działania.
Dajczak, zapytany o to, czy padłe ptaki rzeczywiście zabierane są zbyt późno, zaprzecza. – Nie wiem, skąd państwo mają takie informacje. Drób nie może leżeć, bo jest ciepło na dworze i absolutnie nie dopuszczamy takiej myśli. Uśmiercamy ptactwo i natychmiast jest ono wywożone – mówi. Ale dodaje: Wywóz warunkowany jest możliwościami przerobowymi zakładów utylizacyjnych. Pod możliwości tego wywozu planowana jest ilość gazowanych ptaków.
Przypominamy, że ptasia grypa nie jest szkodliwa dla ludzi.