Kolędnicy-Wędrownicy chodzą od domu do domu i śpiewają. Aż łzy same cisną się do oczu
Diabeł pod rękę z Aniołem, za nimi Żyd, Koza i Dziad. Taki, niecodzienny korowód wędrował ulicami wsi i małych miasteczek ze śpiewem na ustach. U niektórych oglądających pojawiały się łzy, inni nie kryli zdziwienia. A kolędnicy? Cieszyli się. Dla nich to też była nowość, gdyż w tym roku korowód tworzyły, oprócz stałej ekipy Stowarzyszenia Kulturalnego Pocztówka z Hajnówki oraz jego założycieli - Dariusza Skibińskiego i Agaty Rychcik-Skibiński, również wolontariuszki z programu Europejski Korpus Solidarności.
- Jak już zamieszkaliśmy w Policznej, to do naszego domu trafiły cztery grupy kolędnicze - wspomina Dariusz Skibiński, ze stowarzyszenia, aktor i reżyser. - Były to dzieci okutane w zwykłe, codzienne ciuchy. Niektóre miały gwiazdy, takie mizerie zrobione, a inne szopeczkę ze świętym obrazkiem. Zacząłem sobie zadawać pytanie czy to jest ta tradycja kolędnicza o której tyle się mówi? Czy to dobrze, że czasami się umie jedną kolędę, czasami dwie. A czasami połowę. Przeraziło mnie, że to umiera. Bo to jest taki przejaw agonii czegoś, co było szlachetną tradycją.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień