Kogo mierzi Księstwo Cieszyńskie. W poszukiwaniu istoty bycia „stela”

Czytaj dalej
Jarosław Drużycki

Kogo mierzi Księstwo Cieszyńskie. W poszukiwaniu istoty bycia „stela”

Jarosław Drużycki

Jarosław jot-Drużycki mówi o sobie „warszawiak na zaolziańskiej emigracji”.Pisarz, publicysta, autor zbioru reportaży „Hospicjum Zaolzie”, dziś u nas z ważnym dla Śląska tekstem.

Od kilkunastu lat na niektórych samochodach z rejestracjami SCI można dostrzec owalną nalepkę. Widnieje na niej herb - złoty orzeł w koronie na błękitnym polu, wokół którego biegną półkolem litery, układające się w słowa: „Księstwo Cieszyńskie”. Czasem towarzyszy jej jeszcze napis, podkreślający dumę z przywiązania do rodzinnego gniazda: „Jo je stela” - jestem stąd.

Ale nalepka to tylko nalepka. Natomiast od listopada 2016 roku na kilku instytucjach samorządowych w Cieszynie załopotała flaga. I choć na pierwszy rzut oka właściwie niczym nie różni się od powiatowej, to po wnikliwym spojrzeniu okaże się, że złoty orzeł ukazany jest tam bez czerwonej literki „C” na piersiach i kształt jego jest zgoła odmienny; bardziej przypomina orły używane w heraldyce jagiellońskiej niż czeskiej bądź niemieckiej. Bo tak właśnie prezentuje się cieszyńskie godło na przechowywanej w zbiorach Muzeum Śląska Cieszyńskiego chorągwi księcia Adama Wacława z 1605 roku. A ta właśnie posłużyła za wzór do odtworzenia obecnej flagi, mającej - podług intencji jej inicjatorów - promować i propagować wśród mieszkańców, jak i przyjezdnych, niematerialne dziedzictwo regionu, któremu na imię Księstwo Cieszyńskie.

CZYTAJ KONIECZNIE:
TWARÓG: PROSTE SĄDY, PROSTE UMYSŁY. CIESZYNIOKI PODAJĄ ODTRUTKĘ

Być może na twarzy kogoś „nie stela” wywoła to wręcz ironiczny uśmieszek, że takie to tam „księstwo” rodem z grup rekonstrukcyjnych. Albo że to zabawa regionalnych monarchistów, którzy nie mogą się pogodzić z faktem, że od niemal wieku mieszkają w państwach o ustroju republikańskim. Ale to błędne mniemanie. Odwołanie się do fenomenu - bo tak to trzeba ująć - istniejącego de facto do 1920 roku Księstwa (choć nie miało już wtedy ni monarchy, ni regenta), to ukłon w stronę piastowskiego, ergo polskiego, dziedzictwa i społeczno-kulturowej odmienności, na którą niebagatelny wpływ miał chociażby rozwój reformacji. To ukłon w stronę podtrzymywanej przez wieki - mimo braku związków polityczno-administracyjnych - swoistej więzi z mieszkańcami państwa Jagiellonów i sejmikującej szlachty. Tu starczyć może przykład księcia Alberta Sasko-Cieszyńskiego, który przez konfederatów barskich chętnie był widziany na tronie polskim - oczywiście nie z tego powodu, że przesiadywał w grodzie nad Olzą, lecz że jego ojcem był August III. Ale cały czas używał on czterodzielnego herbu Rzeczypospolitej z umieszczonym poniżej cieszyńskim orłem, co można zobaczyć choćby na słynnej panoramie Cieszyna autorstwa Ignacego Chambrez de Ryvos z 1800 roku, albo na frontonie ufundowanego przez królewicza kościoła św. Barbary w Strumieniu.

To wreszcie wspomnienie, bo i to jest niezwykle istotne, pozostawania w orbicie habsburskiej do końca jej istnienia. To dzięki różnorakim reformom, przede wszystkim o charakterze oświatowo-politycznym, które zadekretowali cesarze, będący do tego zmuszeni przez „swe wierne ludy” bądź też nawet i nie, a także zaniechanie prób działań prawnych, wymierzonych w potoczną mowę miejscowej ludności, wzrosła świadomość i poczucie tożsamości mieszkańców Księstwa Cieszyńskiego (choć administracja austriacka niechętnie posługiwała się tym terminem i wolała oficjalne Herzogtum Ober- und Niederschlesien - Księstwo Górnego i Dolnego Śląska, w którego skład wchodziło również Opawskie).

Niewątpliwie, do tego wzrostu świadomościowego przyczyniło się też w znacznej mierze - o ironio! - wcielenie podczas rozbiorów Polski ziem nazwanych potem „Galicją”, która to prowincja stała się sui generis Piemontem dla wschodniej części „austriackiego Śląska”. Bo oto na początku XX wieku 53 procent mieszkańców ziemi między Białą a Ostrawicą identyfikowało się z polskością, nie odżegnując się przy tym wcale od śląsko-cieszyńskiej tożsamości (tak na marginesie: a gdyby ta część Górnego Śląska, która ostatecznie po 1921 roku znalazła się w państwie polskim, jednak doń nie weszła, to pewnie polski fragment Śląska Cieszyńskiego - z Cieszynem, Strumieniem, Skoczowem, Ustroniem i Bielskiem - zostałby włączony do woj. krakowskiego (…).

***

Do dziś wyraźny jest dystans Cieszynioków do swych sąsiadów z północy, mimo że część badaczy regionalnych dziejów upiera się, że Śląsk Cieszyński stanowi z Górnym integralną całość. Lepiej by jednak było, jak to przystoi historykom, używać czasu przeszłego - stanowił. Podobnie jak ma się to w przypadku takiego Radomia (obecnie w woj. mazowieckim), o którym się zapomina, że przez wieki był jednym z miast Ziemi Sandomierskiej, czyli północnej części Małopolski. Cóż, zabory zrobiły swoje i przynależność wspomnianego miasta nad Mleczną do historycznej prowincji zawiadywanej z wawelskiego wzgórza znana jest już tylko niewielkiej garstce fachowców lub entuzjastów.

T ak ma się przecież rzecz i ze Śląskiem Cieszyńskim, który w latach 1742-1920 z resztą ziem śląskich, które trafiły pod panowanie pruskie alias niemieckie, nie miał nic a nic wspólnego, a stąd jego droga rozwoju w warstwie świadomościowo-kulturowej jest odmienna. Owszem, tych 180 lat z haczykiem nie jest może aż tak długim okresem, ale zważywszy na to, co się wtedy działo, można powiedzieć, że była to dość brzemienna w skutkach epoka. Wszak doszło wtedy do niespotykanego wcześniej w dziejach rozwoju edukacji i to bynajmniej nie w języku nasłanych urzędników, lecz miejscowej ludności, a równolegle rozbudziły się, albo może lepiej powiedzieć - narodziły się formy tożsamości narodowej. To wszystko ciągnęła lokomotywa rewolucji przemysłowej, ów symbol „wieku pary i elektryczności”, który doprowadził do wielkiej migracji ludnościowej, powstawania nowego typu miast i nowego społeczeństwa, i wręcz nowego sposobu określenia siebie jako wspólnoty. Wtedy nastąpił definitywny rozdział historycznego Górnego Śląska.

Każdy podział wywołuje też uczucie dumy z własnej odrębności, chociażby - jak jest to w przypadku Śląska Cieszyńskiego - z niekiedy dość specyficznego, balansującego na granicy komizmu, manifestowania swej polskości. Komizmu wyrażającego się postawami, że my byliśmy pierwsi, lepsi, że u nas było to, to i tamto, a w Polsce „psińco” („na Mazowszu i Litwie szlachta nie umiała czytać, a u nas chłopi pamiętniki pisali”, „a we władzach Rady aż trzy kobiety były, a w Polsce żadnych praw nie miały”, lub - co najczęściej słychać w zaolziańskiej, czeskiej obecnie, części regionu - „nasza gwara to prawdziwa polszczyzna, język Reya i Kochanowskiego”), co w warstwie niezwerbalizowanej przekłada się na chęć edukowania rodaków z innych dzielnic Polski w dziedzinie postępu, tolerancji, szacunku dla różnorodności etc.

***

Ale jest jeszcze druga strona medalu. Swoisty kompleks Śląska Cieszyńskiego uwarunkowany wyrokami historii, a ta się z jego mieszkańcami specjalnie nie cackała w ostatnich stu latach. Najpierw podział regionu podług kryteriów etnicznych na część polską i czechosłowacką, który po półtrzecia (?) miesiąca przerwał najazd czeski, czego skutkiem było podzielenie Księstwa na linii, gdzie kończyły się przemysłowe pretensje rządu w Pradze. A to oznaczało exodus sporej liczby Polaków z czeskiego zaboru. W dwadzieścia lat później nastąpił powrót do kryterium etnicznego, ale to na 11 miesięcy raptem, bo zaraz wjechały niemieckie czołgi, by zaprowadzić w szybkim tempie to, co na sąsiednich, wygranych na Marii Teresie ziemiach, mozolnie wdrażano przez półtora wieku. Tu już nie było jak za Bismarcka, tu były obozy koncentracyjne albo natychmiastowe wyroki śmierci dla tych, którzy zaryzykowali rezygnację z podpisania „trójki”.

P otem nastąpiło „wyzwolenie”. Powrót do granicy wygodnej czechosłowackim interesom i odwet na niemieckich mieszkańcach (z jednej i drugiej strony Olzy), którzy mieli wyjechać i więcej nie wracać. I tak jedno z niegdyś kresowych, granicznych miast Księstwa zostało pozbawione autochtonów. Zamieszkała je ludność niemająca nic wspólnego ze Śląskiem Cieszyńskim, promująca w jakiś czas potem termin „Podbeskidzie”, pojemny jak żywiecka skrzynia, do której chętnie wkładano także Cieszyn, zdegradowany ze stołecznego, książęcego miasta do jednego z wielu gminnych ośrodków utworzonego w 1975 roku województwa.

Obecnie samo pojęcie Śląsk Cieszyński coraz bardziej kurczy się do powiatu. Taka jest tendencja. I nie zmieni tego fakt, że przed dwoma laty jedno z szanowanych wydawnictw kartograficznych wypuściło na rynek mapę turystyczną obejmującą Śląsk Cieszyński w jego granicach sprzed 1918 r. Nie zmieni tego pewnie i flaga Księstwa Cieszyńskiego, o której na początku, ale jej pojawienie się może ten proces przynajmniej nieco zahamować.

Może też pomóc Polakom na Zaolziu w odrodzeniu kontaktu z Macierzą, a do niej wszak - jak wielu tamtejszych polskich działaczy powiada - droga wiedzie nie przez Warszawę, a przez polską część Śląska Cieszyńskiego. A zważywszy, że do dziś potocznie mówi się o czeskim terenach Śląska jako o „Północnych Morawach”, albo że lokalne czeskojęzyczne samorządowe publikacje wręcz promują barwy morawskie, zaś miejscowe czeskie środowiska narodowe eksponują czarnego orła na złotym polu (który choć nam kojarzy się z Dolnym Śląskiem, to do 1918 roku widniał w herbie wspomnianego Herzogtum Ober- und Niederschlesien, a obecnie jest jedną z części składowych dużego herbu Republiki Czeskiej), toteż podtrzymująca cieszyńską tradycję flaga ze złotym ukoronowanym orłem może być pomocna w budowaniu tej wspólnej cieszyńskiej, a jednocześnie polskiej, więzi nad Olzą. Ponadto osobom przyjezdnym, turystom, którzy pojawiają się w Cieszynie czy wędrują granicznym pasmem Czantorii, pozwoli uświadomić, że owszem, tam za rzeką, tam po drugiej stronie grzbietu jest inne państwo, ale region historyczno-kulturowy pozostaje bez zmian. I tu, i tam tacy sami ludzie mieszkają, z tym samym cieszyńskim DNA.

***

Stąd też pozytywnie do „flagowego” przedsięwzięcia odniósł się burmistrz Cieszyna Ryszard Macura w piśmie do jego autorów: „Biorąc pod uwagę (...) historyczny charakter obszaru, do jakiego zrekonstruowana flaga się odnosi, uważam, że flagę można traktować jako element promocji Cieszyna i Śląska Cieszyńskiego - bogatego w historię regionu naszej ojczyzny. W tym znaczeniu widzę możliwość jej wykorzystania przez podległe burmistrzowi instytucje miejskie, przy zachowaniu zdecydowanie pierwszorzędnego znaczenia polskich barw i symboli oraz właściwego eksponowania symboli Cieszyna”.

Ale pojawienie się flagi wzbudziło zainteresowanie także poza magistratem. Dyskusja, a momentami wręcz ocierający się o połajankę ostry spór, toczył się przede wszystkim na portalach społecznościowych i w prywatnej korespondencji mejlowej, a także w rozmowach przy kawie. Jej odpryski ujrzały światło dzienne także na łamach cieszyńskiego tygodnika „Dziennika Zachodniego”, ukazującego się na Zaolziu „Głosu Ludu”. Śledząc tę wymianę opinii, można było zauważyć, że bynajmniej nie wszyscy przyjęli z zadowoleniem taką formę promocji regionu. Pojawiły się bowiem dwie postawy wyraźnie ją kontestujące.

Pierwsza (w której można wyczuć żal, że cieszyńscy Ślązacy nie afiszują się herbem Prowincji Górnośląskiej z 1926 roku autorstwa Ottona Huppa, tylko orłem w koronie) wyrażała obawy, czy owa cieszyńska tożsamość nie przeszkodzi w budowie spójnej narracji górnośląskiej i wysuwała pod adresem autorów flagi zarzut dzielenia Górnego Śląska z uszczypliwymi komentarzami, jak to w Cieszynie polonizacja „zrobiła swoje” (tu można odbić piłeczkę, że germanizacja i akcja osiedleńcza na „pruskim” Śląsku też „zrobiła swoje”), a przez to Cieszynioki bardziej identyfikują się z Polską niż - zdaniem swych adwersarzy - czynić to powinni… I tak mieszkańcy Śląska Cieszyńskiego mogą wznieść oczy ku niebu i podziękować Panu, że ich mała kraina nie została jednak wydana przed 250 laty na pastwę Fryderyków i Wilhelmów.

Była jeszcze druga opinia. Ta z kolei wykazywała wręcz graniczące z pewnością przypuszczenia, że powiewająca z Wieży Piastowskiej flaga Księstwa, przykrywa w rzeczywistości postawy separatystyczne i staje się bojową chorągwią w rękach tych, którzy pragną rozbicia polskiej wspólnoty narodowej i celowo chcą zarazić Cieszynioków bakcylem nienawiści do szeroko pojętej polskości, aby ci łacniej stali się podatni na manipulacje (w domyśle niemieckie). Czego dowodem miał być m.in. wpis na blogu prowadzonym przez jednego ze zwolenników flagi, gdzie wśród wielkich synów regionu, obok Pawła Stalmacha i Jana Michejdy, jednym tchem wymienił i Józefa Kożdonia, i Herberta Czaję. Ten pierwszy, na którego tak ochoczo powołują się entuzjaści wspomnianego herbu Huppa, wywołuje na Śląsku Cieszyńskim kontrowersje i powszechnie uznawany jest, nie bez racji, za renegata. Ale cóż, taki, siaki czy owaki, lecz historii nie zmienimy - był „stela” i tyle, a że nie trafił na swej życiowej drodze na odpowiednich mentorów? Ha! Nie każdy ma takie szczęście.

Zatem - z jednej strony - grupa odwołująca się do szeroko pojmowanego historyczno-geograficznie Górnego Śląska (acz już jakoś bez Oświęcimia i Zatora, by zatrzymać się tylko w obecnych granicach Polski), a z drugiej - bezkompromisowa opcja narodowa, interpretująca jakiekolwiek odwołania do kulturowego dziedzictwa wieloetnicznego (tj. polsko-czesko-niemiecko-żydowskiego) regionu, jako przejaw separatyzmu i próby oderwania się od Rzeczypospolitej. Ale obydwa te skrajne stanowiska łączy zgodnie jedno - niechęć do tych, którzy postrzegają swą małą ojczyznę, owo Księstwo Cieszyńskie, jako powód do chluby i mają chęć podzielenia się tym swoim skarbem z innymi.

Tu pojawia się jedna obawa. Żeby, nie daj Panie, to przyprawianie gęby „antyśląskości” lub „antypolskości” nie zadziałało jak samospełniająca się przepowiednia, i by na złość lub dla żartu nie założył ktoś w Cieszynie „wszechpolskich” bojówek, a ktoś inny nie zaczął słać pokornych adresów do Karola Habsburga w stylu: „Wracaj Panie na swój tron, wyzwól nas spod polsko-czeskiego jarzma!”

Szkoda wielka, że nadal trudno przebija się do głosu trywialna prawda, że można jednocześnie kochać i ojczyznę, i swój region. Jak to właśnie dzieje się na Śląsku Cieszyńskim. Bo choć w słynnej „Genealogii Potomków Sejmu Wielkiego” Marka Minakowskiego Cieszynioków ze świecą szukać, to trudno by też znaleźć miejsce, gdzie Cieszyniocy nie przelewali krwi za wolną Polskę. To w niej chcieli się znaleźć wraz z ziemią, na której się urodzili i wychowali. Z której dziedzictwa byli dumni tak jak ich wnukowie i prawnukowie dumni są dziś.

TWITTER: @jot_druzycki

Jarosław Drużycki

Komentarze

45
Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Andrzej

Pamięć dziecięcych lat, która kołacze się po dziś dzień po głowie oraz wyniesiona z domu rodzinnego miłość do tego skrawka ziemi sprawia, że jak tylko mogę to z przyjemnością spaceruję po bruku cieszyńskich uliczek, zaś w pogodny dzień z okien mojego mieszkania mam widok na szczyty Beskidu Śląskiego.

Urodziłem się w Cieszynie w roku 1951. Ojciec mój pochodził z miejscowości Ropica na Śląsku Cieszyńskim. Wieś dość duża, położona pomiędzy Cieszynem i Trzyńcem. Onegdaj miała nawet trzy stacje kolejowe, czy istnieją one do dziś, tego nie wiem. Coraz mniej mieszkańców podróżuje koleją. Dziś już i dom wygląda inaczej niż go zapamiętałem z dzieciństwa. Mieszka tam przecież młode pokolenie i jak to zwykle się dzieje, po nowemu go przebudowało. Okna, jak pamiętam, wychodziły na szczyty gór Beskidu Morawsko-Śląskiego, które piętrzą się w niedalekiej odległości. Kilka kilometrów dalej, przez dolinki potoków Rzeki i Morawki od wieków biegła etniczna granica oddzielająca tereny zamieszkane przez Polaków od ziem zasiedlonych przez Czechów. Dziś dom ten i związane z nim emocje znajdują się na terenie Republiki Czeskiej.

Każde pogranicze to z reguły obszar o zmiennych losach, zagrożony w historii, przechodzący z rąk do rąk. Dzieje Śląska są pod tym względem przykładem modelowym. Wielu niestety ogranicza tę nazwę tylko do obszaru przemysłowego między Gliwicami a Dąbrową Górniczą ze "stolicą" w Katowicach. Jest to błąd, nie tylko, że Będzin, Sosnowiec czy Dąbrowa Górnicza w ogóle na Śląsku nie leżą, ale przede wszystkim dlatego, że to tylko malutki wycinek tej wielkiej krainy, w dodatku do Śląska przyłączony najpóźniej.

Abyśmy mieli jasność: historyczną stolicą Śląska jest Wrocław, a teren Śląska najprościej określić obszarem podległym w średniowieczu biskupstwu wrocławskiemu z niewielkimi korektami. Śląsk, jako autonomiczny region wyłonił się w okresie rozbicia dzielnicowego Polski. Tę część kraju, od góry Ślęży Śląskiem zwaną, otrzymał po śmierci Bolesława Krzywoustego jego syn Władysław Wygnaniec. Ten z kolei obdzielił nią swoich synów. W tym czasie na Górnym Śląsku (ta nazwa przyjęła się znacznie później) istniały cztery ważne grody: Opole, Koźle, Racibórz i Cieszyn.

Czym jednak różniło się księstwo ze stolicą w Cieszynie od innych, często większych i bardziej znaczących księstw, których po rozbiciu dzielnicowym powstało na Śląsku i w całej Polsce dziesiątki? Przede wszystkim tym, że Księstwo Cieszyńskie funkcjonowało autonomicznie, a żadnemu z zaborczych granicznych księstw piastowskich nie udało się go podporządkować. W XIV wieku książęta cieszyńscy przyjęli zwierzchnictwo królów czeskich i tak jak cały Śląsk, utracili resztki powiązań z Koroną Polską. Region utrzymał jednak pełną autonomię, nawet po upadku zwierzchniego Królestwa Czeskiego na rzecz habsburskiej Austrii. Przyczyniła się do tego ciągłość dynastyczna Piastów, którzy panowali w Cieszynie aż do 1653 r. (byli tym samym jednymi z ostatnich Piastów).

Po śmierci księżnej Elżbiety Lukrecji władzę w Cieszynie przejęli Habsburgowie austriaccy. Księstwo nie straciło jednak swojej autonomii. Było traktowane, jako odrębny kraj w składzie monarchii austriackiej na równi z Czechami, czy później z Galicją. Pozostała część Śląska w wyniku wielu XVII-wiecznych wojen weszła w posiadanie Prus, co spowodowało, że Księstwo Cieszyńskie aż do XX wieku straciło z nim powiązanie nie tylko administracyjne, ale i kulturowe. Fenomen Księstwa Cieszyńskiego polegał na tym, że pozostawało one w dużej części niezależne i w odróżnieniu od innych dawnych księstw, trwało w swej odrębności nawet w okresie tworzenia się wielkich państw kosztem takich jak ono państewek. Choć było to już niespotykane, region utrzymał nazwę "Księstwo" aż do upadku Austro-Węgier w1918 roku! Nawet pierwszy na ziemiach polskich rząd, utworzony w październiku 1918 roku właśnie w Cieszynie, nosił nazwę Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego. Mówienie o "Księstwie Cieszyńskim" nie jest sięganiem do jakiej

Tomol

Niemniej jednak w dostateczny sposób dotyka tematu, który nie powinien zostać zapomniany w historii. Jest on nie tylko ważny dla historii Śląska Cieszyńskiego, lecz przede wszystkim dla historii Polski. Tej prawdziwej, nie tej szkolnej. W 1920 roku w sklepie 50 km od Warszawy, gdy słyszano z oddali odgłosy wybuchów komentowano, że "nasi biją się z Polakami". O tym nie wolno zapomnieć, kto zapomni ten będzie miał później lub wcześniej "zielonego ludka" w ogródku.

L.M.

Bardzo ważny artykuł, ważny i celny, bo wykłada w przystępny sposób drogi, jakimi poszło KC w przeciwieństwie do Górnego Śląska, tj. pozostałych części GC. I tego nie zmienimy, tak samo jak nie zmienimy faktu, że w przeciwieństwie do (pozostałych) terenów dzisiejszej Polski, które spędziły pod zaborami 123 lata, Śląsk był poza Polską sześć wieków (!) Ostatni akapit należy przeczytać 3 razy i/albo wykuć na pamięć. By W KOŃCU POJĄĆ cenne prawdy.

Ewa

Głupi tekst, próbujący dzielić Ślązaków wyszukanymi polskimi mitami, które zawsze były obce śląskiej duszy.

Cieszyniok z urodzenia

Jestem dumny, że jestem Cieszyniokiem.. Gdzie kolwiek byłem i jestem na Świecie zawsze z nie kłamaną dumą podkreślam, że jestem Cieszyniokiem, że jestem ze Śląska Cieszyńskiego. Dlaczego? A no bo my jesteśmy inni, mamy swoją historię ; nie polską, nie czeską, nie niemiecką, ale naszą cieszyńską historię. I w naszej historii nie mamy się niczego wstydzić. Za tzw. komunizmu, a wcześniej za Hitlera chcieli nas przerobić, chcieli poprzez ludność napływową wymieszać nas, zbliżyć poprzez osiedla dla górnictwa do Górnego Śląska i narzucić jedną nazwę "Śląsk", ale na szczęście to się nie udało. Dzisiaj w nowej rzeczywistości, gdy możemy żyć w zgodzie w ramach Polski, ale szanować historię i używać określenia Śląsk Cieszyński, a także symbolicznie pokazywać naszą flagę, odrębność, tradycję, są znowu siły wywodzące się z kręgów napływowych decydentów, które uważają nas za wrogów Ojczyzny. Pseudo działacze tzw. Ślązacy z Górnego Śląska zazdroszczą nam, że to właśnie język cieszyński, nasza gotka jest zaczynem literackiego języka polskiego. Zazdroszczą nam naszej dumy, naszego przywiązania do Regionu. Nie możemy ulegać wrogim namowom, że mamy wyrzec się naszej odrębności. W Unii Europejskiej jest wiele regionów gdzie pielęgnuje się historię, lokalne symbole(flagi, herby, tradycje,zwyczaje). Popatrzcie na Portugalię, Hiszpanię, Francję, Włochy ( celowo nie wspominam Niemcy, bo ich nie lubię), ale w wymienionych Krajach, niemal w każdym miasteczku wywiesza się lokalne flagi,symbole danego regionu, czy nawet rodzin, a u nas ludzie mali i zadufani w sobie zachowują się jak Rejtan - rozdzierają szaty, że grupa wspaniałych ludzi z Panem Burmistrzem zezwolili na wywieszenie w Cieszynie flag z naszym Orłem cieszyńskim. Jestem starym człowiekiem, ale zakręciła mi się łza w oku, gdy zobaczyłem tą flagę. Cieszę się, że są ludzie mądrzy i wspaniali którzy chcą i pamiętają o historii naszego Śląska Cieszyńskiego. I jeszcze jedna propozycja: Mówimy o promocji Regionu, o promocji Cieszyna. Proponuję zakupić ( np.za składki ludności, lub z funduszy promocji) lub dać wykonać replikę cieszyńskiego tramwaju, ustawić go na Rynku ( mniej więcej w miejscu przebiegu linii tramwajowej) . W tramwaju tym proponuje uruchomić punkt informacyjne z materiałami promocyjnymi dla turystów. Będzie to strzał w dziesiątkę. Pozdrawiam wszystkich Cieszynioków.

njoy69

To ciekawe, że to właśnie nie gdzie indziej ale właśnie na Śląsku Cieszyńskim narodziła się kwestia narodu śląskiego; to nie gdzie indziej jak tutaj właśnie ludzie demonstrowali odrębność od polskości, czeskości i niemieckości - gdy na pruskim Śląsku jeszcze o tym nie mówiono!

Śmiać mi się chce jak to czytam, a jak to pokażę starce... lepiej nie, bo się na śmierć zaśmieje, a chciałbym, żeby jeszcze trochę pożyła. A od zawsze mówi: "Dycki pamiyntej synek, my sōm stela. Ino żodne Poloki abo Niymce, my sōm stela, Cysaroki, Ślōnzoki!"

Tak, Księstwo jest pod zaborem - ale na równi czeskim i polskim! Pod rozbiorami!

kneflik

Śląsk Cieszyński to nazwa która drażni przedewszystkim Polaków marzących o Polsce bez Ślązaków a już takich co Polski nie lubią - wcale

filatelista

Przytoczone przykłady to ledwie wierzchołek góry lodowej. Zaiste – nie jest łatwo pamiętać. Także i dziś kultywowanie pamięci o ofiarach i bohaterach, kwitowane niepopularną etykietką “martyrologia”, wywołuje u wielu histeryczne reakcje, a zapomnieć o ofiarach niemieckich zbrodni jest po prostu najwygodniej i najpoprawniej. W ten sposób wiedza o wykonywanych w czasie wojny zbiorowych egzekucjach i ich skali, znika z powszechnej świadomości mieszkańców regionu. Najnowsza wystawa Książnicy Cieszyńskiej stawia sobie za cel powstrzymanie tego procesu i przywrócenie pamięci o zbrodniach, których ofiarami stali się mieszkańcy Śląska Cieszyńskiego. Większa część ekspozycji poświęcona jest zbiorowym mordom na polskiej ludności cywilnej – wspomniane już cieszyńskie: cmentarz żydowski i lasek “Pod Wałką”, ale również Żywocice, Ustroń, Bielsko, Czechowice, Wisła, Jabłonków, Brenna, Hażlach, las karwiński, Krasna, Mosty k. Jabłonkowa, Pietwałd, Istebna, Nawsie, Oldrzychowice, Lutynia Górna, Łąki, symboliczne zabójstwo burmistrza Karwiny Wacława Olszaka i wiele innych. Przedstawione chronologicznie ukazują nasilający się terror i zasady funkcjonowania zorganizowanej machiny do systematycznego niszczenia ludzi w oparciu o kryterium narodowościowe. Kwestii tej nie sposób przedstawić bez omówienia losów polskich elit i polskiej inteligencji, stanowiącej główny cel eksterminacyjnej polityki okupanta. Kolejnym zagadnieniem poruszanym na wystawie są niemieckiej obozy na Śląsku Cieszyńskim. Poza regionalnymi filiami obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau przedstawiono mniej znane “Polenlagry” oraz obóz jeniecki Stalag VIII D/B na terenie dzisiejszego Czeskiego Cieszyna – prawdziwy gigant wśród niemieckich obozów dla jeńców wojennych, z czego zapewne mało kto zdaje sobie sprawę. Prezentacji powyższych kwestii towarzyszy kontekst ogólnohistoryczny wraz z omówieniem polityki germanizacyjnej okupanta. Autorzy wystawy przyglądają się w końcu kilku najbardziej “zasłużonym” konfidentom niemieckim, ale i postaciom, które najmocniej przyczyniły się do utrwalenia pamięci o cieszyńskich ofiarach drugiej wojny światowej, na czele z dr. Józefem Mazurkiem i wspominanym już Józefem Burkiem, dla których sprawa ta stała się prawdziwym życiowym powołaniem.

filatelista



Tytuł wystawy oraz jej motto – Bo stokroć boleśniejsze i gorsze od śmierci było dla tych co zginęli, nasze zapomnienie. Myśmy nie zapomnieli. Lecz niestety są tacy, którzy umyślnie zapominają – nawiązują do przejmującego artykułu Henryka Jasiczka z 1946 roku, w którym autor wyraził sprzeciw wobec unikania konsekwencji swoich zbrodniczych czynów przez sympatyzujących w czasie wojny z Niemcami mieszkańców Śląska Cieszyńskiego. Czy należy się dziwić, że na darmo szukałbyś choćby jednego z tej tłuszczy w białych pończochach, co przytakiwała “Volksfestu”? Nie znalazłbyś, bo oni wszyscy zapomnieli i nikt nic nie widział i nic nie wie. Zresztą on był zmuszony być Niemcem – pisał Jasiczek, przypominając wydarzenia z 20 marca 1942 r., kiedy to w lasku miejskim “Pod Wałką” w Cieszynie powieszono 24 członków ruchu oporu, ku wielkiej uciesze miejscowych Niemców. Zapominali jednak także ci, którzy będąc po stronie ofiar mieli uzasadnione prawo żądać konsekwencji i kar. Woleli jednak o tym wszystkim zapomnieć i nie wiedzieć, bo to przeszkadza. Przeniesiona z cmentarza żydowskiego na komunalny mogiła ofiar masowych rozstrzeliwań straszyła swoim wyglądem już kilka lat po wojnie. Dochodzenie w tej sprawie ruszyło dopiero w 1970 r., kiedy to główny sprawca egzekucji 18 czechosłowackich harcerzy był już od 10 lat uznawany za zmarłego. Śledztwa dotyczącego egzekucji “Pod Wałką” nie podjęto wcale, ale sprawa została udokumentowana dzięki Ludwikowi Kohutkowi i jego książce “Gdy drzewa szubienic wyrosły”. Liczba opracowań pozostaje jednak niewspółmierna do rozmiarów zbrodni popełnionych w czasie okupacji, a problem najgłębiej spenetrował Czech – prof. Mečislav Borák, który właściwie jako jedyny przyjrzał się bliżej egzekucjom na żydowskich cmentarzach. Dokumentujący niemieckie zbrodnie i działalność konfidentów Józef Burek z zaolziańskich Łąk trafił do szpitala psychiatrycznego, podczas gdy zdrajca i konfident Gestapo Edward Gałuszka, mający ponoć na sumieniu nawet 300 osób, do końca życia cieszył się uwielbieniem jako “zlatý pan doktor” w jednej ze słowackich wiosek (w istocie był jedynie pielęgniarzem). Nic jednak dziwnego, miał już wówczas nowego “pracodawcę” – czechosłowacką bezpiekę. Dziś ograniczenia administracyjne nie pozwalają nawet na uzyskanie wglądu w materiały na temat “Eskulapa” zgromadzone przez Burka. Istnieje wiele innych źródeł historycznych odnoszących się do niemieckich zbrodni w regionie, są one jednak fragmentaryczne i mocno rozproszone po całym Górnym Śląsku (włącznie z jego zaolziańską częścią), a nawet poza jego granicami. Część z nich, w tym materiały o istotnym znaczeniu dla badań nad martyrologią Ślązaków cieszyńskich, można dziś już uznać za zaginione bądź w najlepszym przypadku znajdujące się poza obiegiem naukowym.
http://www.kc-cieszyn.pl/index.php/news,189/

Politolog 59

Kolejny anty śląski tekst, cel aż wyraźnie widoczny - wiadomo czemu ma służyć.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.