Kogo i czego rządzący boją się najbardziej?
Władza ceni sobie spokój. Żadne ataki opozycji, krytyka w mediach, docinki w Sejmie nie irytują ich tak jak uliczne protesty. Wiedzą bowiem, że może to być początek końca. Dlatego rządzący wszelkimi sposobami próbują zdyskredytować protestujących. Mówią o marginesie społecznym, zdrajcach, oderwanych od koryta, gorszym sorcie itd.
Jarosław Kaczyński, gdy był premierem, o pielęgniarkach, które rozbiły białe miasteczko namiotowe przed jego urzędem, mówił „te panie”, i sugerował, że gdyby to byli faceci to, by szybko z nim zrobił porządek.
Wątpię, czy udałoby mu się to z górnikami. Choć jest ich mniej niż pielęgniarek, a węgiel można na świecie taniej kupić niż na kopalnianych składach, to politycy są gotowi zapłacić krocie, byle tylko górnicy nie chcieli wybrać się na wycieczkę do Warszawy.
Według raportu NIK w latach 2007-2015 w polskie górnictwo wpompowano ponad 65 mld zł. Gdyby te pieniądze poszły na modernizację kopalń, można by przełknąć tę żabę. Ale ponad 58 mld zł przeznaczono na wypłaty świadczeń. W efekcie wydajność spada, a górnictwo to jedyna branża w której wzrost wynagrodzenia nie ma nic wspólnego z wydajnością. Kopalnie to bankruci utrzymywani przez podatników.
Nie inaczej jest teraz. Rząd znów pompuje miliardy złotych w kopalnie, głównie na pensje, byle tylko górnicy nie przyjechali do stolicy, bo rządzący się ich boją. To nie pielęgniarki, których protest ograniczy się do rozbicia namiotów, strajku głodowego i okupacji rządowego budynku. Protest górników może skończyć się tym, że poleje się krew. A informacje w mediach, że rząd każe strzelać i bić protestujących, trudno wytłumaczyć tym, że to podjudzeni przez obcy kapitał wichrzyciele chcący obalić rząd.
Węgiel kiedyś nazwany naszym czarnym złotem jest dziś naszym przekleństwem. Cały świat rezygnuje z niego jako paliwa do wytwarzania energii elektrycznej. Inwestując w odnawialne źródła energii słońce i wiatr, które w ciągu najbliższych 20 lat, według raportu agencji Bloomberga, pokryją ponad 50 proc. zapotrzebowania na prąd. A to z powodu malejących cen paneli słonecznych i turbin wiatrowych. W tej rozgrywce przegranym jest węgiel, którego ceny będą spadały tak jak i popyt nań.
Nie wierzę, by rządzący o tym nie wiedzieli, oni chcą kupić sobie spokój. Dlatego ocieplanie budynków mieszkalnych nie jest już dotowane, byśmy kupowali więcej węgla. Zmieniono prawo tak, by farmy wiatrowe i panele słoneczne były nieopłacalne. A budowę elektrowni spalających węgiel, sfinansujemy z specjalnego podatku, wrzuconego nam w rachunki za prąd.
Pieniądze wtopione w kopalnie mogły być przeznaczone chociażby na służbę zdrowia. Ale nie były i nigdy nie będą. Priorytety rządzących są bowiem inne. Ich jedynym celem jest rządzić jak najdłużej, bez względu na cenę.