Kocham sportową Łódź. Kiedy piłkarze ŁKS i Widzewa będą rozdawać swoje pieniądze?
Wpisuję w wyszukiwarkę mojej agencji prasowej: „Robert Lewandowski”. Otrzymuję następujące informacje: 1. „Robert Lewandowski wspiera Schronisko dla Bezdomnych Zwierząt w Chorzowie”. 2. „Robert Lewandowski został wspólnikiem spółki deweloperskiej i buduje mieszkania w Warszawie. Kapitan reprezentacji Polski buduje też klinikę zajmującą się medycyną sportową”. 3. „Musimy pomagać sobie nawzajem - opowiada Robert Lewandowski, w specjalnym wywiadzie dla Szlachetnej Paczki”.
I tak dalej, i tak dalej. Ciekaw jestem, ile listów i mejli z całego świata, nie tylko z Polski, adresowanych do Roberta Lewandowskiego odbiera sekretariat Bayernu Monachium? Kiedyś kluby otrzymywały listy co najwyżej z prośbą o autograf danego piłkarza, może zdjęcie, dzisiaj ludzie proszą o wsparcie też finansowe. Kierują się następującym tokiem myślenia: „Skoro pan, panie Lewandowski zarabia 20 mln euro rocznie, czyli blisko 180 tys. zł dziennie, to zapewne pomoże mojej rodzinie! Potrzebuję jedynie pańską dniówkę”. I tak oto powstaje lawina próśb, która nigdy może nie mieć końca. Rozumiemy nadzieje ludzi, którzy walczą o zdrowie dziecka, a potrzebują na to pieniędzy.
Krezus i filantrop Lewandowski też zapewne narażony jest na takie reakcje zawiedzionych miłośników wynalazku Fenicjan: „Przekazał Pan karmę dla zwierząt, a koszt tego prezentu nie przekroczył nawet kwoty, którą pan zarabia codziennie!”.
I tak źle, i tak niedobrze.
Jedna z plotek głosi, że jeden bardzo dobrze zarabiający sportowiec lokuje przez doradców swój kapitał w parabankach i udziela ludziom pożyczek na wysoki lichwiarski procent, pod zastaw mieszkań.
Dawniej finanse nie kłuły w oczy, bo nawet Zbigniew Boniek nie zarabiał w Widzewie fortuny. Owszem, w stosunku do szwaczek był bogaczem, ale to nie było konto Lewandowskiego. Nie przypominam też sobie, aby któryś z piłkarzy dawnego ŁKS czy Widzewa rozdawał potrzebującym swoje pieniądze . Co najwyżej wykazywał się odwagą podczas wizyty kelnera tuż przed zamknięciem lokalu i krzyczał znad stolika: „Rachunek? Ja płacę”.
Była natomiast solidarność wewnątrz drużyn. Gdy ktoś był w potrzebie mógł liczyć na zrzutkę i zapomogę od kolegów. Chciałbym doczekać czasów, kiedy piłkarze ŁKS i Widzewa będą uczestniczyć w charytatywnych akcjach na ogromną finansową skalę. Bo to by oznaczało, że zarabiają niewiele mniej od Lewego w silnych łódzkich klubach.