Klub Sportowy Pretorian Gubin doskonale się rozwija
O początkach Klubu Sportowego Pretorian Gubin rozmawiamy z trenerem i założycielem - Błażejem Dziurdziewiczem.
Skąd pomysł, żeby założyć tego typu klub sportowy?
Wszystko zaczęło się dokładnie w 2011 roku. Wtedy to wraz z kolegą, Darkiem Maciulewiczem doskonaliliśmy techniki MMA na jednym z gubińskich orlików. Przygotowywaliśmy się wtedy do zawodów. Uważnie obserwowała nas grupka młodzieży od 12 do 18 lat. W końcu podeszli i zapytali czy mogą z nami trenować. Zgodziliśmy się. To był początek. Później były już następne spotkania, aż w końcu okazało się, że zainteresowanie jest bardzo duże. Dlatego postanowiliśmy otworzyć klub.
I kto w tym klubie trenuje? Tylko młodzież?
Niekoniecznie. Prowadzimy zajęcia dla dzieci, młodzieży oraz dorosłych. Najmłodsza grupa, która z nami trenuje, to czterolatki. Każda grupa ma inny tryb zajęć treningowych, który z doświadczeniem usprawniamy.
Co udało się wam osiągnąć przez te sześć lat?
Zaczynaliśmy praktycznie od zera. Mieliśmy grupę zapaleńców. Najpierw urządzaliśmy pokazy na różnego rodzaju lokalnych imprezach, głównie w Gubinie. Później pojawialiśmy się również poza granicami miasta przygranicznego. Następnie braliśmy udział w wielu zawodach na szczeblu województwa i kraju.
Czy natrafiłeś w Gubinie na jakiś duży talent?
Gubin to małe miasto. Kłopot w tym, że nawet jak już wyszkolisz obiecującego zawodnika, to ten niestety często decyduje się stąd wyjechać po szkole średniej. Na uczelnię do większego miasta bądź za pracą. Nie mówię, że trenowanie kogoś takiego to marnowanie czasu, ale to ciężka praca i nie można do końca oszlifować takiego diamentu, który w końcu się trafi.
Chyba nie każdy, kto zamierza trenować w Pretorian Gubin, chce od razu stawać się zawodnikiem MMA i sportową gwiazdą?
Oczywiście, że nie. Mało kto tak myśli. Przez te pięć lat spotykałem i trenowałem w klubie wielu ludzi. Byli tacy, którzy byli słabi psychicznie, szukali odskoczni od przytłaczającej ich codzienności i te zajęcia im pomagały. Były też osoby, które chciały popracować nad swoim wyglądem, spalić tkankę tłuszczową. Pojawiały się też dzieci z problemami koordynacyjnymi i wadami postawy. Do każdego z nich starałem się podejść inaczej i im wszystkim pomóc. Obserwując ich zauważyłem, że postawili sobie cel, który chcą osiągnąć. Jednym się udawało, innymi niestety nie. Liczą się przede wszystkim chęci i determinacja.
Jesteś młodym trenerem. Potrafisz trafić do wszystkich swoich podopiecznych?
Czasami jest trudno. Mam 26 lat i jak każdy popełniałem błędy, źle oceniałem sytuację. Staram się jednak iść do przodu, coś robić, nie siedzieć bezczynnie. To taka moja motywacja. Często mówię swoim podopiecznym, żeby znaleźli swoją motywację. Swój cel. Pasję.
Twoja doprowadziła cię do prowadzenia klubu. Ale sam też bierzesz udział w zawodach?
Tak. Staram się pracować nad sobą, doskonalić się. Najlepszą możliwością sprawdzenia swoich umiejętności są zawody i rywalizacja z najlepszymi. Wolałbym nie chwalić się osiągnięciami. Mamy taką niepisaną zasadę z kolegami z klubu, że nie przechwalamy się (śmiech). Ponadto w kodeksie bushido, który jest taką wyrocznią w sportach walki, powinno się zachowywać pokorę i skromność. Mogę powiedzieć, że z sukcesami brałem udział w zawodach na szczeblu krajowym, wojewódzkim i w makroregionach.
Robisz coś poza sportami walki?
Sporo moich aktywności kręci się wokół sportu. Pracuję też jako ratownik gubińskiego oddziału Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.