Klub Na Zapiecku w Gorzowie obchodzi 15. urodziny
- Nieraz dostawialiśmy stoły, braliśmy krzesła spod biurek, tyle gości przychodziło - mówi Barbara Schroeder, twórczyni klubu Na Zapiecku w Gorzowie.
Klub Na Zapiecku właśnie obchodzi jubileusz 15-lecia. Organizuje dla mieszkańców spotkania z ciekawymi ludźmi kultury i nie tylko. To pani przed 15 laty założyła ten klub, i to w miejscu nietypowym, bo w piekarni. Jak to było?
Zawsze lubiłam bywać na spotkaniach literackich, wystawach, koncertach. I zawsze widziałam, że ludziom kultury brakuje miejsca na swoją działalność. Postanowiłam więc stworzyć takie miejsce. Dokładnie 17 sierpnia 2001 r. w piekarni Chlebek przy ul. Podmiejskiej Bocznej, gdzie pracowałam, wraz z moją zastępczynią Bożeną Gralewską - Kieżun otworzyłyśmy klub spotkań. Były obawy, że się nie przyjmie... W końcu był to klub w zakładzie pracy, na obrzeżach miasta.
Ale okazało się, że obawy były niepotrzebne.
Tak. Współpracownicy chętnie włączyli się w tę działalność, wspólnie przygotowywaliśmy każde spotkanie, stworzyliśmy klubową atmosferę. Ściany pomalowaliśmy na ostre kolory, na stołach były kolorowe obrusy, świece. I od początku mieliśmy komplet gości na każdym spotkaniu. Nieraz było tak, że spotkanie zaraz się zaczyna, patrzymy przez okno, a kolejni goście idą i idą, więc szybko biegliśmy po dodatkowe stoły, krzesła spod biurek pracowników piekarni. Na jednym z pierwszych spotkań, ze Zbigniewem Broniarkiem, trzeba było wyjąć drzwi z zawiasów żeby ci goście, którzy nie zmieścili się w sali, przynajmniej z korytarza mogli przysłuchiwać się dyskusji.
Jak dziś pani ocenia te 15 lat działalności klubu?
Przez pierwsze 10 lat spotykaliśmy się w piekarni. Potem, gdy piekarnia została sprzedana, naszą działalność przygarnął Zakład Utylizacji Odpadów. Gościliśmy twórców z wielu dziedzin, podróżników, regionalistów, historyków, zdolną młodzież, twórców muzyki dawnej, poważnej i rozrywkowej. Były gawędy o fotografii, o egzotycznych drzewach Gorzowa, o gorzowskich rzekach. Zdobywaliśmy himalajskie szczyty, nurkowaliśmy do zatopionych promów pasażerskich. Cieszy mnie, że przy klubie wytworzyła się pewna stała społeczność. Ludzie są wobec siebie serdeczni, zajmują sobie miejsca, niektórzy przychodzą na wszystkie spotkania od 15 lat. A miastu przybyła kolejna placówka kultury, w której uwrażliwiamy się na wiele spraw, poszerzamy wiedzę, rozwijamy się, a to jest najważniejsze w życiu każdego człowieka.
Niewiele jest dziś osób, które działają nie po to, by zarobić, ale by zrobić coś dobrego. A pani tak robi. Co panią napędza?
Owszem, nie mam z tego żadnych pieniędzy, ale daje mi to ogromną radość, możliwość poznawania ciekawych ludzi. Ja ciągle żyję Zapieckiem i wszystko, co w nim robię, robię z dużym zaangażowaniem i pasją, wkładam w to dużo swojego czasu. Organizuję wszystko od początku, od kontaktu z artystą czy inną osobą, którą zapraszamy do klubu, aż po prowadzenie spotkania i zakończenie go. Zawsze z naszych spotkań wychodzę ostatnia, gaszę światło.