Kłótnie w czasie Wigilii i świąt? Zapytaliśmy o nie psychologa
- Święta nie muszą być perfekcyjne - mówi psycholog Jolanta Szynkarczuk.
Zacznę bez upiększeń: dlaczego w święta żremy się z bliskimi?
To przez stres.
No tyle, to wiem! Ale czemu stresujemy się świętami? To przecież czas radości, miłości!
Stres towarzyszy nam nie tylko w sytuacjach przykrych i tragicznych, ale też przy pozytywnych, wesołych.
Ja to widzę tak: te wszystkie matki, żony, siostry natyrały się, namyły okien, naszorowały podłóg, nagotowały potraw. Takie padnięte, niedospane i niedoceniane siadają do stołu i o awanturę już łatwo. Poza tym siadamy z rodziną, z którą dawno się nie widzieliśmy, czasami się za dobrze nie znamy, mamy różne poglądy, jakieś zadawnione urazy...
Widzi pan skutek, a nie przyczynę. Od początku winny jest stres.
Osoby, które stresują się świętami, z roku na rok się nie wyluzują
No to już nie przerywam.
Stres pojawia się, gdy czeka nas zadanie szczególne, które nas przerasta, z którym musimy się zmierzyć. Tak jest z egzaminem, z czekaniem na diagnozę, z narodzeniem dziecka czy ze świętami właśnie. Zaczyna się więc pośpiech, wrażenie, że jest więcej do zrobienia niż czasu na wykonanie niezbędnych czynności. Poza tym jeśli święta są dla nas wyjątkowym czasem, szczególnym, to i szczególnie oraz wyjątkowo chcemy mieć czysto. Tak samo niesamowicie ma wyglądać stół, choinka, prezenty, atmosfera. U kobiet włącza się dodatkowo tryb: „muszę pokazać, jaką wspaniałą gospodynią/mamą/teściową/córką/żoną jestem” - niepotrzebne niech każda pani sobie skreśli. Wtedy już nikt nie cieszy się z nadchodzącego święta, tylko zaczyna, jak robot, planować, organizować, wykonywać wszystkie zapisane rzeczy i czynności. Ostatecznie panie kończą przygotowania w nocy przed wigilią. A na kolacji są zmęczone, rozdrażnione, czują się niedocenione, bo często ich partnerzy i dzieci mówią: - No i po co się tyle natyrałaś? No bo po co? Dla bliskich! To niedocenianie bardzo boli. Jest często powodem sporów, kłótni.
Jak przerwać ten szalony wyścig i przygotowania, których wszystkich męczą, ale też wszystkim wydają się niezbędne?
Na pewno nie kpinami czy „dobrymi radami”. Na początek zadbajmy wspólnie o porządki i przygotowania - niech to już będzie element bycia razem. Pokażmy tym, którzy stresują się najbardziej, że nie muszą wszystkiego robić sami, że jak zrobi ktoś inny, to też jest nieźle. Tak powolutku „nauczmy” ich odpuszczania zbędnych wysiłków. Może nie wszystkie okna trzeba myć? Może pierogi można zrobić wcześniej? Ale to proces. Osoby, które stresują się świętami, z roku na rok się nie wyluzują.
Coś jeszcze?
Nauczmy się cieszyć świętami. Ich wcale nie czynią wyszukane potrawy, nowy obrus, lśniące okna czy kosztowne prezenty. Przypomnijmy sobie, czym były święta, gdy byliśmy dziećmi i znowu postarajmy się spojrzeć na wigilię oczami dziecka.
Czyli...?
Czyli dostrzec to, co najważniejsze. Wspólny czas razem. Śpiewanie, oglądanie starych zdjęć, przeglądanie kaset wideo z rodzinnych imprez, planszówki, rodzinne tradycje. Jeśli stracimy z oczu to, co najważniejsze, jeżeli zaczniemy traktować Boże Narodzenie jak kolejną rzecz do odhaczenia, kolejny projekt do wykonania, to nie będziemy się nimi cieszyć. Może więc odpuśćmy sobie perfekcję i po prostu pobądźmy razem?