Kłopoty z elitą, która władzy tak bardzo przeszkadza
Jak to jest, że w każdym okresie historycznym władza walczy z elitą? Elity trzeba się bać, bo jest, jak chcą socjologowie, warstwą wyróżnioną z ogółu społeczeństwa, a więc mądrzejszą, inteligentniejszą, taką, która mogłaby władzy patrzeć na ręce? Systemy totalitarne likwidowały elity fizycznie. Systemy opierające się na hipokryzji ideowej - traktują elity za przeciwników i je degradują, burzą ich autorytet. To już ten czas, że powinno się przypomnieć, o co w tym chodzi?
Zawsze jest odpowiedni czas na przypominanie. Chociażby w celu edukacyjnym, bo ośmieszanie autorytetów jest niezbyt mądrym i najbardziej krótkowzrocznym działaniem. Wszak obniża to kryteria w oczekiwaniu na następców, przy okazji wyzwalając prymitywizm i głupotę, które przy partyjnej akceptacji, same chcą się społecznie wypromować. A władza bywa tu sprytna i tak potrafi skołować tzw. prosty naród, że on z ochotą popiera ośmieszanie elit, bo… jak mówi: „za nasze podatki” nikt się tu nie będzie wywyższał.
Tymczasem nie należy „dać się kołować”. Przecież bycie elitą to jest w dużej mierze stan świadomości i odpowiedzialności. Elity nie powstają mechanicznie, na zasadzie przenicowania społeczeństwa: byli oni - to ich wyrzucamy, a teraz będziemy my. To nie tak.
Elitą może stać się ktoś, kto potrafi się do tego świadomie przygotować. Jedną z oznak elitarnego obywatela jest chociażby to, że ma szeroki horyzont myślowy i pojęciowy. Potrafi dzięki temu być tolerancyjny w stosunku do wszystkich innych współobywateli, ludzi pozostających w jakiejś jego wspólnocie, nawet bardzo szeroko pojętej. Bo z tym wiąże się szacunek dla innych, inaczej myślących, odmiennych od nas.
Oczywiście ktoś, kto należy do elity, ma swoje poglądy i ma odwagę zawsze je głosić. Ale ich nie narzuca innym. Bo szanuje właśnie tych innych i nie narusza ich wolności. Wie, że oni mają takie samo prawo jak on sam do swoich odczuć i poglądów. Może natomiast z nimi rozmawiać. Bo wie o tym, że rozmowy otwierają ludzi na siebie wzajemnie. Stają się szansą na poczucie wspólnoty.
Elita posiada bardzo rozwinięte poczucie wspólnoty. Także i dlatego, gdyż ma świadomość, że przy całej odmienności i różnorodności tej wielkiej grupy, narodu, do którego należymy, jest coś bardzo mocnego, co nas wiąże i spaja. I to jest nawet wartość zasadnicza.
Tą wartością jest język. To dlatego wręcz obowiązkiem elity jest mówić poprawnie po polsku. Dbać o język. Pielęgnować w sobie tę świadomość, że język potrafi wszystko wyrazić. Każdą potrzebę chwili, każdy stan emocjonalny. Można to sprawdzać nieustannie na naszym dorobku literackim.
Dlatego elitą jest ten, kto zna literaturę. Ale też zna historię. Naszą historię i dlatego nigdy nie będzie chciał wierzyć politykom, którzy ją dowolnie naginają, w zależności od doraźnych potrzeb ideologicznych, albo wyciągają nowych bohaterów, którzy według nich niosą z sobą jakąś przydatną dla ich nowych pomysłów tezę. W ogóle najlepiej nie należeć do żadnej partii. I nie zajmować się żadną partią. Bo sami widzimy dzisiaj, że partia nie istnieje dla ludzi. Ona istnieje sama dla siebie, dla karier swoich członków i dla ich ambicji. Podpierają się tylko ludźmi, ale to nic nie znaczy.
Elita musi mieć tę świadomość, że wartości, które ona wyznaje są niezależne od doraźności partyjnej. Są związane z etyką, z poczuciem sprawiedliwości i honoru. I temu trzeba być wiernym. Wartościom i ludziom najbliższym. Obowiązkowo trzeba wpajać te prawdy dzieciom. Być wiernym. Dużo pracować. Zawsze w sytuacjach krytycznych w pierwszej kolejności mieć pretensje do siebie. Starać się niczego nie udawać. Być dyskretnym. Nie być publicznie rozchełstanym. W każdej chwili być świadomym swoich słów, działań, poglądów. Ktoś, kto należy do elity, nigdy nikogo nie nazwałby kanalią.
Nie obrażałby ludzi, nie nazywał ich mordercami, nie dzieliłby ich na gorsze lub lepsze sorty, wiedząc, że naród jest jeden. A nie dwa, bo jeden należy do tej jedynej słusznej partii, a cała reszta to jacyś inni. Ktoś, kto taką prowadzi politykę słowno-pojęciową, nie jest elitą. Ale chyba nigdy nie mówił, że chciałby nią być? Natomiast niektórzy z nas na pewno mogliby do tej elitarności dążyć.
Wymieniając wszystkie te powyższe zdania, bardzo prościutkie, jako zasady, chciałoby się nawet napisać - jako przepisy - mam poczucie pewnej teoretyczności takiego zestawu. Bo przecież wiemy z praktyki, że wszystkie te zasady nie wystarczą, by stać się elitą. One zaledwie są psychiczną i myślową gotowością do podjęcia działań i odpowiedzialności, by stać się elitą zasług czy elitą godności - a takie rozróżnienie też istnieje w języku nauki. A to jest proces, nieraz nawet długi proces, bo trzeba coś ważnego robić, by się stać autorytetem, trzeba cieszyć się poważaniem itd.
Tak się złożyło, że patrząc na obecne, bardzo różne wybory społeczne, jesteśmy świadkami nikczemnienia nawet samego pojęcia elity. Na naszych oczach pewne pojęcia karłowacieją i wtedy walka np. o „rozbicie dawnych elit” jest niczym nieuzasadnionym i niewspółmiernym do możliwości strachem polityków.
A z tym żaden „normalny” człowiek nie potrafi walczyć.