Kłopotek: jak rozpętałem III wojnę światową [rozmowa]
Rozmowa z Eugeniuszem Kłopotkiem, posłem PSL.
Nie owijajmy w bawełnę: wiedział pan o spisku opozycji już w piątek rano? Politycy PiS i ich media twierdzą, że kreślił pan wtedy czarny scenariusz dla polskiego parlamentu…
(śmiech) Ja wiem, przepraszam, że wywołałem III wojnę światową. W środę zaproszono mnie do radia RMF. W trakcie rozmowy powiedziałem, że jeśli obie strony konfliktu chcą zachować zdrowy rozsądek i poczucie odpowiedzialności, to powinny się cofnąć o krok. Bo jeśli to nie nastąpi, to dojdzie do rozlewu krwi. Pytali mnie też, czy będę na opłatkowym spotkaniu w Sejmie w czwartek. Odpowiedziałem, że brałem w tym udział osiemnaście razy, ale tym razem nie pójdę. Nie miałem siły pójść tam, gdzie króluje obłuda i hipokryzja. W czwartek TVP Info zaprosiła mnie na poranną rozmowę w piątek. Wprawdzie to rządowa telewizja, ale dlaczego nie? I redaktor prowadzący pyta m.in. o odmowę spotkania opłatkowego i moją ocenę sytuacji. Odpowiedziałem, że za chwilę się przekona, bo będzie problem 350 poprawek do ustawy budżetowej i sprawa ustawy dezubekizacyjnej. Zapowiadałem, że będzie buczenie, wyzywanie się, tupanie. I nagle okazało się, że chyba w zmowie z marszałkiem Sejmu wszystko przewidziałem, i że podłożyłem bombę pod parlament…
Zupełna paranoja! Wykluczenie z obrad posła Szczerby było iskrą, ale tego nawet ja nie przewidziałem.
Solidaryzował się pan z okupującymi mównicę posłami?
Mównicę – tak, bo to nasza mównica. Natomiast sprzeciwiałem się zablokowaniu miejsca marszałka Sejmu. Do tego nie powinno dość.
W rezultacie marszałek przeniósł obrady do Sali Kolumnowej i nastąpił kolejny pat.
Tak się nie powinno uchwalać najważniejszej ustawy! Nie wiadomo kto głosował, kto podpisywał listę obecności, czy w sali były niepowołane osoby.
Był pan w niej?
Kiedy pojawił się komunikat o obradach w Sali Kolumnowej, postanowiłem tam pójść. Główne drzwi były zamknięte, a strażnicy powiadają, że nie mogę wejść. Ktoś z boku podpowiadał mi, żebym wszedł siłą, ale wiedziałem, że oni wykonują tylko polecenia. Zażądałem, żeby przedzwonili do swego przełożonego, bo przecież był komunikat wzywający na obrady. Strażnik przedzwonił i wtedy drzwi zostały otwarte.
Głosował pan z posłami PiS?
To była żałosna kpina, nie wiadomo kto głosował, ilu ich tam było. Rozumiem, że będzie się rozmawiało o dostępie dziennikarzy do informacji, ale przyjęcie budżetu w taki sposób, to absolutny skandal i tego nie odpuścimy.
Nie odpuścicie, czyli co?
W niedzielę były rozmowy prezydenta z liderami partii, dziś spotyka się z politykami koalicji rządzącej, z panią premier i prezesem. Dla nas powrót do normalnej debaty budżetowej jest warunkiem bezdyskusyjnym. Jeśli nie, to bardzo źle się skończy. Dla Polski, bo obie strony są w desperacji. PiS idzie na zwarcie i skończy się kryterium ulicznym.
Czy to prawda, że marszałek Marek Kuchciński chciał przywrócić posła PO do obrad, ale sprzeciwił się temu prezes Kaczyński?
Trzykrotnie wysyłaliśmy prezesa PSL do marszałka, po drugim spotkaniu wydawało się, że jest szansa przełamanie impasu, był nawet komunikat o zwołaniu Konwentu Seniorów. Wreszcie przyjechał Kaczyński i się wszystko odwróciło – PiS poszedł w zaparte.
On sam podjął decyzję?
Jestem pewien, że tak. Okazuje się, że dla zaspokojenia żądzy władzy jednego człowieka można podpalać Polskę. A widząc desperację protestujących możemy zacząć się bać.