Wizyta w SOR z powodu kleszcza to ryzyko kontaktu z chorymi i długiego oczekiwania. W województwie śląskim zarejestrowano do końca lipca 1302 zachorowania na boreliozę. Lekarze apelują: Nie przyjeżdżajcie z kleszczem do szpitala na Szpitalny Oddział Ratunkowy.
Jak usunąć kleszcza?
Kleszcze u dzieci usuwajmy sami albo u lekarza pierwszego kontaktu. Usunięcie pajęczaka nie jest wskazaniem, by szukać pomocy na szpitalnym oddziale ratunkowym, jest to wręcz przeciwskazanie - apelują specjaliści z Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka.
Skąd ten apel?
Gdzie usunąć kleszcza?
Jak informuje Wojciech Gumułka, rzecznik prasowy kliniki - takich przypadków zdarza się w tym szpitalu kilka dziennie.
Dr Barbara Kunsdorf-Bochnia, która kieruje szpitalnym oddziałem ratunkowym w GCZD, wyjaśnia, że wizyta z kleszczem w SOR może narazić dziecko na niepotrzebny kontakt z innymi chorymi. Poza tym może skończyć się wielogodzinnym oczekiwaniem na konsultacje.
- Pamiętajmy też, że pacjent z kleszczem, w wyniku zastosowania procedury ratunkowej Triage, będzie zakwalifikowany jako pacjent z grupy zielonej. Tym samym może na konsultację medyczną oczekiwać nawet do ośmiu godzin - zwraca uwagę. Zielony oznacza bowiem obrażenia i dolegliwości niezagrażające życiu. W przeciwieństwie do koloru czerwonego, który wskazuje na potrzebę natychmiastowego udzielenia pomocy.
Jak zatem poradzić sobie w tej sytuacji?
- Usuńmy go samodzielnie. W aptekach są dostępne specjalne przyrządy: próżniowe pompki, lassa, pęsety - radzi dr Barbara Kunsdorf-Bochnia. - Używajmy pęsety plastikowej. Metalową możemy kleszcza uszkodzić. O sposobach typu „na sok z cebuli” czy smarowanie masłem zapomnijmy jak najszybciej. W ten sposób odcinamy pajęczakowi dopływ powietrza, przez co może on do naszego organizmu wprowadzić więcej toksyn - dodaje.
Jeśli mamy problem z usunięciem kleszcza - udajmy się do lekarza pierwszego kontaktu.
Ranę po usunięciu kleszcza trzeba zdezynfekować. Wyciągniętego pasożyta możemy też przekazać do badań, aby sprawdzić, czy nie był skażony drobnoustrojami, wywołującymi np. boreliozę. Takie badania prowadzą na przykład sanepidy. Ich koszt to 170 zł, a wyniki będą gotowe do trzech dni roboczych.
- Należy pamiętać, że badanie to nie może być uznane jako metoda diagnostyczna w stosunku do pacjenta, gdyż badany jest kleszcz - zaznacza Beata Kempa, kierownik Oddziału Promocji Zdrowia i Komunikacji Społecznej Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej. - Kleszcza należy dostarczyć w całości, a wcześniej przechowywać w lodówce, w czystym pojemniku lub zalać 70-proc. alkoholem etylowym - dodaje.
Pajęczaki te badają również na Śląskim Uniwersytecie Medycznym w Katowicach. - Pacjenci przynoszą nam kleszcze zdjęte z siebie, swoich psów i kotów. Okazuje się, że ponad 80 proc. z nich jest zakażonych krętkami boreliozy - mówił niedawno na łamach DZ prof. Krzysztof Solarz, kierownik Zakładu Parazytologii Wydziału Farmaceutycznego z Oddziałem Medycyny Laboratoryjnej ŚUM.
Z danych WSSE wynika, że w 2016 roku Śląskie zajmowało pierwsze miejsce wśród województw pod względem zarejestrowanej liczby zakażonych boreliozą. Liczba zachorowań wyniosła wówczas ponad 3,2 tys. W Małopolsce - ok. 3 tys. Rok 2016 w przypadku Śląskiego był, niestety, rekordowy. Liczba zarejestrowanych zachorowań była o ponad 1,1 tys. wyższa niż w 2015 roku. Od początku tego roku do końca lipca śląski sanepid odnotował ponad 1,3 tys. zarejestrowanych zachorowań. To więcej niż w analogicznym okresie rok temu. Wtedy było to 1254.
Renata Cieślik-Tarkota z WSSE zwraca uwagę, że ta liczba zachorowań może świadczyć nie tylko o faktycznej liczbie ukąszeń.
- To też duża świadomość lekarzy, którzy prowadzą diagnostykę u pacjentów zgłaszających się z objawami mogącymi sugerować boreliozę - mówi.
Współpraca: LOTA