Brutalne traktowanie więźniów i czekająca ich nieuchronnie śmierć skłaniały do myśli o ucieczce. Represje za nią grożące były bardzo brutalne. Mimo to ludzie uciekali.
Pamiętajcie, że to obóz koncentracyjny, a nie sanatorium. Porządnie pracujący więzień może tu przeżyć trzy miesiące (…). Jeśli są tu księża i Żydzi, daję im trzy tygodnie. (…) Ale droga na wolność prowadzi stąd tylko przez komin! A jak się to komuś nie podoba, może od razu iść na druty”. Według wielu relacji taka właśnie przemowa witała przywożonych do obozu koncentracyjnego Auschwitz więźniów. Przybyli nie bardzo jeszcze zdawali sobie sprawę, co ich czeka i co to za miejsce, ale już za chwilę mieli dowiedzieć.
Oto kapo biciem i kopniakami ustawiają ich w szeregi, a następnie zarządzają ćwiczenia na placu apelowym. Więźniowie muszą na komendę padać i powstawać, maszerować kaczym chodem w przysiadzie, turlać się po ziemi, skakać żabką. Ci, którzy upadają, są bici i kopani. Tych, którzy zemdleli, polewa się wodą, cuci i ponownie zagania do ćwiczeń. Taka tresura trwa przez kilka dni.
Potem więźniowie przydzielani są do komand roboczych i zaczynają pracę. Ta zwykle jest ciężka i ponad siły. Bicie i szykany są na porządku dziennym. Biją kapo, blokowi, sztubowi, esesmani. Dochodzi do tego nieustanny głód, bo porcje żywnościowe są minimalne. Gdy ktoś osłabnie lub zachoruje jego szanse na przeżycie gwałtownie maleją. Albo zostanie zabity przez kapo, albo trafi na blok szpitalny, gdzie łatwiej jest umrzeć niż wrócić do zdrowia. A ci, którzy poważnie zachorują trafiają podczas selekcji do gazu.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień