Kim jest Monika Rosa, gwiazda Nowoczesnej ze Śląska
Monika Rosa mówi o byciu Ślązaczką z Czeladzi i pracy u prezydenta Bronisława Komorowskiego, z którym w sprawie języka śląskiego się nie zgadzała. O początkach Nowoczesnej i jej słabnących notowaniach.
Posłanka Nowoczesnej. Urodzona w Czeladzi, absolwentka politologii na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Zanim rozpoczęła polityczną karierę, pracowała w kancelarii Bronisława Komorowskiego w trakcie jego prezydentury. W wyborach parlamentarnych w 2015 roku otwierała listę Nowoczesnej w Katowicach. Weszła do Sejmu z wynikiem ponad 20 tys. głosów.
Ustalmy jedno: Ślązaczka z Czeladzi?
Tak, urodziłam się w Czeladzi i wcale się tego nie wstydzę.
Nie pytałem, czy jest pani wstyd za Czeladź.
Wiem, o co pan pyta. Na każdym spotkaniu ze Ślązakami w sprawie języka śląskiego mnie o to pytają. W czasie kampanii wyborczej było tak samo. Ja się czuję Ślązaczką. Rodzinę mam mieszaną: kresowo-śląsko-zagłębiowską. Wychowałam się w Gliwicach, studiowałam w Katowicach i na pewno nie będę się z nikim licytowała na śląskość.
Dzięki pani staraniom o język regionalny Ślązacy wybaczą pani zagłębiowski paszport?
Nie mają mi czego wybaczać. Co najwyżej możemy wszyscy wybaczyć sobie, że śląski ciągle nie jest językiem regionalnym.
Ale ci Ślązacy nie wiedzą, że tylko robi im pani nadzieję.
Gdyby nie było nadziei, nie byłoby żadnej zmiany. Wszyscy, którzy próbowali coś zmienić, na początku po prostu mieli nadzieję.
PO dwa razy się zabierała za język regionalny i dwa razy nic z tego nie wychodziło. A wie pani, ile Platforma miała wtedy posłów?
Z PSL - większość.
ZOBACZ KONIECZNIE
MONIKA ROSA NA ŻYWO
Bez PSL ponad 200. To prawie 10 razy więcej niż ma dziś Nowoczesna.
Ale ja nie twierdzę, że sami przegłosujemy tę ustawę. Zresztą, wychodząc z takiego założenia, nie powinniśmy w ogóle podejmować inicjatyw w Sejmie: w kwestiach edukacji, gospodarki czy podatków, bo nie mamy tylu posłów.
To czym przekonać innych posłów, że Śląsk zasługuje na język regionalny?
Na razie zależy nam na debacie w tej sprawie, która może zmienić spojrzenie na nią i na Śląsku, i w Polsce. To dyskusja o wartościach różnorodności. Język śląski to jest element tej różnorodności.
Tak a propos, czemu odchodzą od was posłowie?
Bo taką podjęli decyzję.
Cztery osoby odchodzące z Nowoczesnej to tak jakby PiS opuściło - proporcjonalnie - 35 osób. Mówiłaby pani wtedy, że to koniec i rozpad PiS.
Na początku kadencji przyszło do nas trzech posłów z innych partii. Teraz czworo innych wybrało inne wartości i przeszło do PO. Nowoczesna jest ugrupowaniem na kilkanaście procent poparcia, liberalnym gospodarczo i światopoglądowo i nie będzie licytować się na populizm z innymi.
Ile tego poparcia?
Kilkanaście procent.
Pani nie proponowano transferu do PO?
Myślę, że mam na tyle wyraziste poglądy, że nikomu w Platformie nie przyszło to do głowy. Te poglądy dotyczą zarówno języka śląskiego, jak i uproszczenia podatków, związków partnerskich, praw kobiet czy zielonej energii.
Jeśli ta oferta jeszcze się pojawi, może trzeba będzie podjąć męską decyzję - w najnowszym sondażu Nowoczesna spada poniżej progu wyborczego. I to nie jest kilkanaście procent.
To był sondaż CBOS. Dla porównania badanie IBRIS dało nam 9 procent.
Półtora roku temu mieliście poparcie ponad 30-procentowe, podobno najwięcej w Polsce.
A do Sejmu weszliśmy z wynikiem 7,6 proc. Te wahania będą. Nasze wzrosty w sondażach wynikały z kilku rzeczy: walki o Trybunał Konstytucyjny czy spadku jakości działań Platformy. Raz jeszcze podkreślam - w próbie wyborczej stać nas na wynik w granicach 12-15 procent.
A może po prostu ludzie was rozszyfrowali. Że Nowoczesna jest w istocie miałka i bezideowa?
Mamy jasno określone wartości. W takich sferach, jak wolność gospodarcza, wspieranie przedsiębiorczości, budżetowa dyscyplina fiskalna, ekologia… Na nich Nowoczesna skupiała się w pierwszych miesiącach swojej działalności. Później, wskutek decyzji PiS, na pierwszy plan wysunęły się kwestie dotyczące wolności osobistych. I opowiedzieliśmy się za związkami partnerskimi, dofinansowaniem in vitro z budżetu, świeckością państwa.
W tej walce o wolność osobistą i gospodarczą ludzie wybierający pomiędzy Platformą i czymś, co Platformę udaje, z jakiegoś powodu wrócili do wersji oryginalnej. Mimo jej wad.
Ja sama nie wiem, jakie idee prezentuje Platforma i czy takie istnieją. Są punkty, które nas z tą partią łączą. Ale na pytanie o wiarygodność PO i Nowoczesnej odpowiedzą wyborcy.
Jakoś przypadkowo spadek Nowoczesnej pokrył się w czasie z degrengoladą KOD-u, na marszach którego Nowoczesna się lansowała.
Po pierwsze, KOD to setki ludzi w całej Polsce. Jego problemy i nasze wyniki w sondażach nie były ze sobą w żaden sposób powiązane.
Ludzie rozczarowani KOD i Mateuszem Kijowskim nie przelali swojego rozczarowania na Nowoczesną, która z marszami Komitetu kojarzyła się najbardziej?
Nie sądzę. Mogę mieć tylko nadzieję, że ostatnie wydarzenia w KOD nie zniechęcą ludzi. Wszelkie walki wewnętrzne w organizacjach, zwłaszcza kiedy są medialne, wpływają na nastroje sympatyków tych organizacji. Z drugiej strony osoba, która walczy o praworządność w państwie, powinna być szczególnie ostrożna i rozsądna w swoich decyzjach i poczynaniach. Szczególnie w kwestiach finansowych. Informacje o fakturach Mateusza Kijowskiego pojawiły się w mediach nagle, wcześniej nie wiedzieliśmy, że coś takiego ma miejsce.
Wszyscy wiedzieli o niepłaconych alimentach Kijowskiego.
Pytaliśmy o to od początku.
Pytaliśmy, ale i tak z nim maszerowaliśmy.
Maszerowaliśmy z tysiącami ludzi w całej Polsce. W imię konkretnych wartości - wolności, praworządności, demokracji.
Wróćmy do Nowoczesnej. Teraz Ryszard Petru.
Co z nim?
O co chodzi z tym człowiekiem i jego wpadkami? Specjalnie to robi?
Ryszard stworzył Nowoczesną i ujął nas wizją zbudowania nowej partii, swoim podejściem do państwowości, otwartością w myśleniu i chęcią działania. Pierwsze spotkania Nowoczesnej były pełne entuzjazmu i nadziei, że polityka nie musi opierać się na tym, że dwie wielkie partie trzymają się za łby przez lata.
Mówił, że głowa psuje się od góry?
Pomyłki i przejęzyczenia zdarzają się każdemu. Zdarzają się tym częściej, im częściej ktoś występuje w mediach. Trzeba mieć do tego dystans. Inna sprawa, że wokół Ryszarda narosło mnóstwo nieprawdziwych historii, które ludzie przytaczają jako prawdziwe.
Prawdziwe było to, że Petru przedstawiał się jako lider opozycji, że nagrywał orędzia do Polaków. Że z przywódcami światowymi był na „you”, a nie na pan… Jak poważnie traktować polityka, który nie sprawia wrażenia poważnego?
On ma w sobie pewien luz. Natomiast do kwestii ustroju, polityki podchodzi poważnie. Ma konkretne umiejętności, jeśli chodzi o zarządzanie, rozumienie państwa, gospodarki, budżetu… Oczywiście, Nowoczesna to nie jest tylko Ryszard Petru, ale również ponad 5 tys. osób w całym kraju.
Nowoczesna mówi dziś, że w Polsce dzieje się źle, prawda?
Bo dzisiaj w Polsce jest źle.
To jakim cudem partii rządzącej wcale nie spada, tylko wam?
Też się nad tym zastanawiamy. Powód może być taki, że PiS prowadzi bardzo skuteczną politykę strachu w naszym kraju.
Ludzie boją się PiS, dlatego PiS popierają? Szkoda, że nie boją się Nowoczesnej.
Cała kampania wyborcza była zbudowana na strachu i niechęci wobec poprzedniej władzy, elit, okresu transformacji. PiS udało się wzbudzić strach wobec uchodźców, wyzwolić sporo negatywnych emocji, które polaryzują społeczeństwo.
Gdy pani widzi to wszystko, tę politykę, nie żałuje, że dwa lata temu się do niej zapisała?
Moi znajomi mówili mi: „Niezależnie, jak ciężko będziesz pracować, pod koniec kadencji wszyscy i tak stwierdzą, że jesteś złodziejem i pasożytem”. Czy miewam wątpliwości? Miewam. Ale weszłam do parlamentu, bo wierzę w to, że polityka może być inna. Wątpliwości jest mniej, a sił więcej, np. gdy czytam list od bitej w domu kobiety, która dziękuje mi za wsparcie, choćby w warstwie symbolicznej. Nawet jeśli PiS nic nie zrobi w tej czy innej sprawie, naszym obowiązkiem jest wprowadzanie takich tematów do debaty publicznej. Poza tym, we mnie sporo jest buntu przeciwko temu, co się dziś w Polsce dzieje. Można by oddać tę sytuację słynnymi słowami Kisielewskiego: „To, że jesteśmy w dupie, to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać”. A ja w dupie się nie chcę urządzać.
O, proszę. Gdzie panią znalazł Ryszard Petru?
To ja się znalazłam. Nasze ścieżki przecinały się jeszcze zanim przyszłam do partii, wiosną 2015 r. Widywaliśmy się na debatach, konferencjach, spotkaniach organizacji pozarządowych. Dwa lata temu postanowiłam, że zaangażuję się w partię, którą Petru tworzy. Pracowałam wtedy w kancelarii prezydenta Komorowskiego.
No właśnie. W PiS mówili, że Nowoczesna krytykuje Misiewiczów, a przecież Monika Rosa…
Co proszę?
23-latka dostała pracę w kancelarii prezydenta Komorowskiego, bo była związana z jakąś młodzieżówką PO.
Nigdy nie byłam związana z PO ani jej młodzieżówką. Jeśli już, Młode Centrum było spokrewnione z Partią Demokratyczną i z czasem zmieniło się w niezależną organizację pozarządową pod nazwą Projekt Polska. Ona z kolei zaangażowała się w inicjatywę „Razem 89”, przygotowywaną w 20. rocznicę pierwszych wolnych wyborów. Wtedy jako organizacja współpracowaliśmy z Jackiem Michałowskim, późniejszym szefem kancelarii prezydenta Bronisława Komorowskiego. Gdy trafił do kancelarii, szukał do niej młodych ludzi związanych z organizacjami pozarządowymi.
Jest pani z Czeladzi, studiowała na UŚ i nagle ląduje pani w Warszawie w kancelarii prezydenta.
To było dla mnie ogromne zaskoczenie. Pierwsza rozmowa kwalifikacyjna trwała bodaj 6 godzin. Sprawdzano moje zdolności analityczne, wyszukiwania i pisania informacji, wiedzę polityczną, wiedzę o ustroju państwa… W końcu dostałam pracę - na najniższym stanowisku asystentki. Tak jak wszyscy wówczas młodzi zatrudnieni. To była dla nas szkoła państwowości: praca z Tadeuszem Mazowieckim, Henrykiem i Ludką Wójcami, Jackiem Michałowskim.
A pamięta pani, co Bronisław Komorowski mówił o języku śląskim?
Tak i kompletnie się z tym nie zgadzałam.
Żeby go nie wymyślać, bo nie istnieje przecież. Buntowała się pani wtedy?
Młodzi ludzie, tacy jak ja, często się buntowali przeciwko różnym rzeczom. Wiedziałam, że w sprawie języka śląskiego prezydent Komorowski bardzo się myli.
Może dziś chciałaby pani coś przekazać prezydentowi Komorowskiemu w tej sprawie?
Jeśli coś chcę mu przekazać, to zrobię to osobiście. Może na Śląsku.
Był tu jako prezydent. Rozmawiał, słuchał i nie zrozumiał.
Czasem optyka się w polityce zmienia.
Ale dziś to nie jego do śląskiego należałoby przekonywać. Andrzeja Dudę by pani przekonała?
Zacznijmy od tego, że jest mi wstyd za to, co robi prezydent Duda, podpisujący wszystko, co podsunie mu partia rządząca. Za to, że nie jest strażnikiem konstytucji. Za nocne zaprzysiężenia sędziów TK.
Gwoli ścisłości: prezydent Komorowski przez całą kadencję zawetował cztery ustawy. A Donald Tusk odesłał go do pilnowania żyrandola.
Nie twierdzę, że Bronisław Komorowski był idealnym prezydentem. Z przeszłości trzeba wyciągać wnioski. I iść dalej. Patrzeć w przyszłość.
Więc prezydenta Dudę można przekonać do języka śląskiego?
Prezydent Duda lubi epistolarną formę prowadzenia polityki. Więc może napiszę do niego list. Ale żeby prezydent był przekonany w jakiejkolwiek kwestii, wcześniej musi przekonać się do niej jego partia. I nad tym będziemy pracować. A konkretnie nad tym, by za dwa lata PiS już nie rządziło. I nie rządziło nigdy więcej.