Kornel Pecz, kierowca Miejskiego Zakładu Komunikacji, pomógł mężczyźnie, który w centrum miasta, na chodniku dostał ataku padaczki.
- Jechałem tym autobusem. To była linia nr 14, 1 lipca, kilka minut po godz. 17. Widziałem, jak kierowca podjechał na przystanek przy ratuszu i nie ruszył już - mówi nasz Czytelnik. - Wybiegł z kabiny i pobiegł na pomoc mężczyźnie, który leżał na chodniku, przy restauracji i cały się trząsł. Potem już wiedzieliśmy, że miał atak padaczki. To kierowca udzielił mu pierwszej pomocy. Było wielu gapiów, a z pomocą ruszył tylko jeden - kierowca MZK.
Tym bohaterem, który wcale za takiego się nie uważa, jest Kornel Pecz, który w MZK pracuje ponad 2 lata, ale zawodowym kierowcą jest od 19 lat. Doświadczenie za kółkiem zdobywał jako zawodowy żołnierz w Centrum Szkolenia Sił Powietrznych. Po 7 latach wyjechał do Anglii i tam pracował jako kierowca, jako dyspozytor. Kilka lat temu wrócił do Polski i po pracy w prywatnej firmie, jest tu w MZK. - 1 lipca to był mój pierwszy dzień pracy, po dwutygodniowym urlopie - mówi Kornel Pecz. - Jechałem tym kursem z ul. Oskara Langego do ul. Franciszkańskiej, gdy zobaczyłem, będąc już na przystanku przy ratuszu, że ktoś leży na chodniku. Tam była gromadka dzieci - trzech nastolatków i jedna kilkuletnia dziewczynka i chyba żona tego kogoś. Przybiegłem, zobaczyłem, że mężczyzna ma atak padaczki, już się podduszał. Wyciągnąłem język z gardła, trzymałem mu głowę, żeby nią nie uderzał o chodnik. Dzieci trochę panikowały. Kazałem zadzwonić na pogotowie. Z tego co wiem, to był pierwszy atak padaczki u tego człowieka, więc cała rodzina najzwyczajniej nie wiedziała, co robić. Gdy mężczyzna dochodził już do siebie, wróciłem do autobusu. Nie czuję się żadnym bohaterem. O tym zdarzeniu powiadomiłem tylko dyspozytora MZK, ale koledzy nic nie wiedzą. To był normalny dzień w pracy. No, może ciut podskoczyła mi adrenalina.