Janusz Radek o koncertach, muzyce i... zamiłowaniu do jedzenia
Jest pan częstym gościem w Kielcach, biorąc pod uwagę liczbę koncertów w ciągu roku. W rodzinnych Starachowicach już pan nie mieszka, ale za to odwiedza pan stolicę Świętokrzyskiego...
W Kielcach gram często - cztery, lub pięć koncertów w roku to bardzo dużo. Niezależnie od tego, czy jest to mały, czy duży koncert, to jest to wyjątkowa sytuacja. W samym Krakowie gram tylko jeden duży koncert w roku...
Kielce pana kochają...
Najwidoczniej są... zainteresowani. Nie wybierają tego, co im się proponuje, tylko sami poszukują. Szukają tego, co wynika z ich zainteresowań, gustu i smaku. Wiedzą na co idą i płacą za to pieniądze.
W Kielcach daje pan koncerty kameralne - jak na przykład w muzycznym klubie, plenerowe - jak niedzielny przed Kieleckim Centrum Kultury, a niebawem zaśpiewa pan w głośnym przedsięwzięciu - w Koncercie Muzyki Filmowej w amfiteatrze Kadzielnia w Kielcach.
To będzie trochę jak spotkanie przyjaciół [w cyklu koncertów biorą udział znani polscy wokaliści - Justyna Steczkowska, Andrzej Piaseczny, Krzysztof Cugowski, Mietek Szcześniak, Krzysztof Kiljański._W_Kielcach koncert odbędzie się 14 sierpnia - przyp. red]. To przede wszystkim koncert Justyny Steczkowskiej. A_my jesteśmy tam tylko towarzyszącymi jej partnerami. To duża produkcja z Polską Orkiestrą Muzyki Filmowej. Od czasu do czasu lubię w takich przeciągłych, długich nutach funkcjonować i bawić się taką melodią. Śpiewam piosenkę, do której miałem stosunek bardzo... czcigodny. To znaczy taką, której nigdy nie ruszałem. Mam tu na myśli „Purple Rain” Prince’a, który jest dla mnie artystą wyjątkowym. Nauczyłem się nawet tekstu po angielsku, mimo że nie znam tego języka - jest mi bardzo wstyd z tego powodu. Śpiewam ją z pełnym zaangażowaniem i oddaniem dla Prince’a i kompozycji. To przekłada się na publiczność, jest ona wtedy zachwycona.
Ta energia się udziela.
Tak jest zawsze - kiedy ja jestem zadowolony i dobrze bawię się na scenie, to zazwyczaj ludzie odbierają to bardzo wiarygodnie, naturalnie. Myślę, że mija czas takiego „udawactwa” bycia kimś wyjątkowym na scenie. Ja, jako słuchacz, oczekuję, że ktoś ze sceny będzie mi opowiadał o czymś, co znam, o tym, co nas łączy. Nie potrzebuję artystów, którzy są poza moim światem. Nie cierpię ideologii w piosenkach. To są szablony, którym ludzie już nie ufają. Potrzebuję tego, co wynika z ich dotyku i pragnienia. Poza sceną jestem takim samym człowiekiem, jak każdy. Na scenie potrzebuję opowiadać o czymś, co z jednej strony jest w świecie transcendentnym, a z drugiej wynikających z tego, co nas łączy z publicznością.
Właśnie! O to też muszę zapytać. Jaki jest Janusz Radek poza sceną?
Lubię jeść [śmiech]. Właściwie wszystko. Lubię nieskomplikowane potrawy, na przykład kuchnię regionalną, która wynika z tradycji i charakteru. Mam świra na punkcie kaszy i na potraw zrobionych na jej bazie. Dają one niesamowitą masę energii. To dla mnie istotne, bo biegam. Dziś [poniedziałek - przyp. red.] przed siódmą rano biegałem po Kielcach. Przebiegłem całe Kielce. Zastanowiło mnie, że park, ulica Sienkiewicza i Rynek były puste. W ogóle nie było ludzi. Wszyscy chyba jeszcze się wylegiwali.
Poza muzyką, jedzeniem i bieganiem... Co jeszcze daje panu radość w życiu?
Nie będę tu oryginalny. To oczywiście rodzina. Mam żonę i dwie córki. Nie zapominajmy, że realizowanie siebie jest niczym w stosunku do tego, jak można realizować się w grupie, nawet tej najmniejszej, jaką jest rodzina.