Kiedyś to się dopiero świętowało Dzień Kobiet!
- Dawniej to mężczyźni potrafili docenić kobiety. Chciałabym, by ktoś mi wręczył przysłowiowego goździka czy rajstopy - wzdycha pani Wanda z Chojnic.
Nasza Prenumeratorka od ponad siedmiu lat jest wdową.
- Gdy żył mój mąż, to niemal każdego dnia miałam Dzień Kobiet. Tak mnie rozpieszczał - wspomina w rozrzewnieniem pani Wanda.
8 marca od męża obowiązkowo dostawała kwiaty (inne niż goździki) i czekoladę albo pomarańcze czy mandarynki. - Jakimś cudem Zenek zawsze je zdobył. Czasem przyznawał się, że chomikował je przez kilka miesięcy. Z kolei w moim zakładzie pracy zawsze w Dzień Kobiet odbywała się specjalna uroczystość i każda z pracownic dostawała rajstopy. Dziś młodzi śmieją się z tych prezentów. Niesłusznie. Rzeczywiście nie były one imponujące, ale liczył się fakt, że mężczyźni potrafili docenić kobiety. Dziś chciałabym, by ktoś mi 8 marca wręczył goździka czy rajstopy - podsumowuje bydgoszczanka.
Zakładowe obchody Dnia Kobiet doskonale pamięta również pani Maryla (nazwisko do wiadomości redakcji - dop. red.) z Bydgoszczy. - Pracowałam w Romecie. Przez lata był to potężny zakład pracy, zatrudniający kilka tysięcy pracowników. Oczywiście większość stanowili mężczyźni. Dlatego też tym bardziej dbali o swoje koleżanki z pracy. 8 marca odbywała się uroczystość, podczas której dostawałyśmy tulipany i paczkę kawy. Raz czy dwa zdarzyło się, że dyrektor wręczył nam ręcznik czy kostkę mydła. W czasach gdy sklepy świeciły pustkami, a zdobycie czegokolwiek graniczyło z cudem, były to naprawdę bardzo cenne prezenty. Gdy wspominam o nich w obecności mojej dwunastoletniej wnuczki, to myśli, że babcia opowiada jakiś film science fiction - śmieje się pani Maryla.
Z kolei pan Czesław z Grudziądza dodaje, że co roku był jednym z organizatorów obchodów Dnia Kobiet w swoim zakładzie pracy. - Dyrekcja przyjęła zasadę, że 8 marca pracowaliśmy tylko do godz. 13. Potem panie szły do stołówki, gdzie czekały na nie zastawione stoły. Były kawa albo herbata, ciasto i lampka wina. W uroczystości brali udział dyrektor zakładu, jego dwaj zastępcy i kilku kolegów, którzy wszystko organizowali. Obowiązkowe było przemówienie pochwalne na cześć naszych koleżanek. Potem każda dostawała goździka i jakiś drobiazg. Jednego roku były to mandarynki, innego ściereczka, a jeszcze innego opakowanie proszku do prania. Część oficjalna z reguły kończyła się po godzinie czy półtorej. Potem rozpoczynała się część nieoficjalna. Przenosiliśmy się do domów, by tam dalej czcić święto pań. Nie muszę dodawać, że następnego dnia wszystkim bardzo ciężko przychodziło się do pracy. Takie to były wesołe czasy. Gdy teraz patrzę, jak mężczyźni na odczepnego w markecie za sześć czy siedem złotych kupują bukiet kwiatów dla swoich żon, to przykro mi. Nie wspomnę już o tym, że w firmach już tak hucznie nie świętuje się 8 marca - słyszymy.
Pani Grażyna z gminy Pruszcz do dziś doskonale pamięta 8 marca 1975 roku. - Wtedy po raz pierwszy mieliśmy wyjazdowy Dzień Kobiet. Akurat przypadał on w sobotę, więc na cały weekend wyjechaliśmy do zakładowego ośrodka pod Bydgoszczą. Ależ była zabawa! Wieczorem była pyszna kolacja, a potem tańce do białego rana. Potem już nigdy nie było takich hucznych obchodów 8 marca - dodaje nasza prenumeratorka.
Pan Stanisław z okolic Inowrocławia podkreśla, że choć jest już od dziesięciu lat na emeryturze, to nadal pamięta o swoich koleżankach z pracy. - Z dwoma kolegami zapraszamy je na kawę i ciastko. Dostają od nas po różyczce i bombonierce. Panie są zachwycone. Obiecaliśmy sobie, że tę naszą miłą tradycję będziemy kontynuować aż do śmierci - zapewnia pan Stanisław.