Kiedyś o prawo jazdy było dużo łatwiej. Dlaczego? [rozmowa]
- Kiedyś prostsze były egzaminy, ruch w mieście był mniejszy i nie było tylu rond! - mówi Władysław Drzazga, który nauczył jeździć 3 tys. osób.
1 marca, 26 lat temu, ruszyła w Gorzowie pierwsza prywatna szkoła nauki jazdy. Pańska!
Nie wpadłem na ten pomysł przypadkiem. Uprawnienia do szkolenia miałem od 1977 r., zajmowałem się tym m.in. w wojsku, egzaminowałem i uczyłem przyszłych kierowców w Lidze Obrony Kraju, więc gdy przyszły nowe czasy, zaryzykowałem i „poszedłem na swoje”. Moja szkoła była w Gorzowie jedyną prywatną przez ponad rok.
Czym się różniła tamta nauka i egzaminy od obecnych?
Zdanie egzaminu w latach 90. było niemal formalnością dla tych, którzy przykładali się podczas kursu i naprawdę umieli jeździć. Dziś można się przykładać, można umieć jeździć, a egzamin – jeśli źle się trafi z pytaniami i z egzaminatorem - i tak się obleje. Dość powiedzieć, że kiedyś zdawalność sięgała ponad 90 proc., dziś to średnio 35 proc.
Dlaczego tak się dzieje?
Kolejne zmiany przepisów, wymagań i procedur miały wszystko upraszczać, ułatwiać, czynić bardziej przejrzystym, a jest na odwrót. System musi się jakoś wyżywić, więc po części stąd tak trudno zdać – by znowu próbować. Bardzo zmieniła się rola egzaminatora. Kiedyś był człowiekiem, który miał wyłapać błędy i pomóc przygotowanemu kursantowi zdobyć prawo jazdy. Pomóc w sposób dozwolony. Dziś jego rola to odhaczanie ptaszków na karcie egzaminacyjnej.
No i chyba łatwiej było jeździć po Gorzowie?
Zdecydowanie. W latach 90. Było dużo mniej samochodów. Było też mniej rond, a one cały czas dla wielu – nie tylko kursantów! – są czarną magią. Spora część kierowców nie zna zasad poruszania się po rondach, co jest powodem wielu nieporozumień i kolizji.
A jak pan, człowiek, który przez kilkadziesiąt lat zawodowo jeździł po mieście, ocenia pomysł zrobienia w centrum deptaka?
Bardzo mi się ten plan podoba. Spowalnianie ruchu i wyłączanie niektórych fragmentów miast z ruchu samochodowego to ogólnoświatowy trend, który ma więcej korzyści niż wad. Oczywiście podniosą się głosy sprzeciwu. Pierwsze tygodnie, a może i miesiące, będą trudne. Ale ostatecznie centrum zyska. Choć ci, którzy przyzwyczaili się do stawiania auta metr od miejsca, do którego się udają, będą nieco źli.
Na koniec proszę zdradzić, która płeć lepiej prowadzi: kobiety czy mężczyźni?
Mężczyźni jeżdżą pewniej, to prawda. Ale są też na drodze bardziej agresywni. Dla nich nawet najkrótsza przejażdżka to okazja udowodnienia, jaki jestem kozak. Kobieta jeździ bezpieczniej, słucha uwag, nie zachowuje się arogancko. Szybciej się uczy i potrafi ustąpić głupszemu. Więc – w ostatecznym rachunku - lepiej jeżdżą panie.