Kiedyś ludzie wierzyli w jeźdźców bez głowy
- Wierzę, że w każdej legendzie jest ziarenko prawdy - mówi Marek Maćkowiak z Sulechowskiego Towarzystwa Historycznego.
Niedawno dowiedziałam się o tym, że po Sulechowie grasował kiedyś olbrzym Schreck. Czy znane są na tych terenach jeszcze jakieś inne legendy?
Oczywiście, w samym Sulechowie jest ich kilka. Ta o olbrzymie najbardziej rozbudowana. Jednak prawie każda wioska w naszej gminie ma jakąś legendę.
Podzieli się pan choć kilkoma?
Buków ma swoją opowieść o lipowym wzgórzu. Pewien człowiek z tej miejscowości został oskarżony o morderstwo i skazany na śmierć. Chciał za wszelką cenę udowodnić swoją niewinność, zapowiedział więc, że odwróci jedną z rosnących na wzgórzu lip tak, żeby stała w ziemi koroną, a korzeniami do góry. Jeśli korzenie wypuszczą liście, będzie to dowód jego niewinności. W krótkim czasie korzenie drzewa pokryły się liśćmi, a człowieka uniewinniono.
Niektórzy mówią, że rzeczywiście w okolicach Bukowa rośnie bardzo dziwna lipa, której konary bardziej przypominają korzenie niż gałęzie. Sam jeszcze jej nie widziałem, wciąż nie mam czasu, by się tam wybrać. W Kijach z kolei powstała bardziej ponura legenda o Nocnym Łowcy, która zrodziła się w okolicach tutejszego młyna. Wiódł koło niego niegdyś główny trakt z Kijów do Pałcka. Jednak ludzie bali się przejeżdżać nim nocą. Dlaczego? Otóż pewnego razu hrabia z Pomorska jechał tędy powozem do Sulechowa. Tam postanowił nocować, a swego woźnicę odprawił późnym wieczorem do domu w Pomorsku. Była już północ, kiedy dotarł on w okolice młyna. Nagle usłyszał za sobą szczęk broni i tętent kopyt. Był to pędzący na koniu jeździec bez głowy. W dłoni trzymał miecz, a obok konia pędziły psy myśliwskie. Zjawa dogoniła wóz i uderzyła woźnicę trzy razy płazem miecza w plecy.
Kilka dni później mężczyzna ciężko zachorował, na plecach, w miejscu uderzeń, pojawiła się siwa plama. 14 dni później zmarł. W Łęgowie z kolei stoi kamień, na którym wyryte są runy. Czy powstały w zamierzchłych czasach, gdy wikingowie podbijali Europę? A może wyrył je w kamieniu nieszczęśliwie zakochany nauczyciel wiejski? Kiedyś w sprawie run zadzwonił do mnie nawet jakiś pracownik z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, który interesował się wikingami i runami. Pytał mnie o kamień, próbował dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Pewnie tego, czy runy są prawdziwe. Prawdy na ten temat nie dowiemy się chyba nigdy. To oczywiście nie wszystkie historie. Klępsk miał swojego chochlika, a w kościele w Kalsku grasował kiedyś biały koń.
Klępsk miał swojego chochlika, a w kościele w Kalsku grasował biały koń
Czy mieszkańcy znają te legendy? Interesują się nimi?
Niewielu o nich wie i stąd pewnie też brak zainteresowania. Dlatego też kiedy nasze stowarzyszenie wpadło na te historie, postanowiliśmy o nich pisać. Tworzyliśmy niewielkie artykuły w biuletynach miejskich. Kiedyś jakaś wzmianka pojawiła się w „Gazecie Lubuskiej”, pamiętam że wywołało to nawet jakąś polemikę...
Te historie mogłoby służyć jako świetna promocja regionu, np. wpisane w szlak legend. Był pomysł na stworzenie takiego szlaku?
Tak szczerze, to nikt o tym jeszcze nie myślał. Pani zaproponowała to jako pierwsza. Jednak, gdyby te legendy zebrać, myślę, że to by był świetny pomysł. Dlaczego ludzie się tym nie interesują?
Nad czym teraz pracuje wasze stowarzyszenie?
Obecnie robimy badania na terenie bitwy pod Kijami. Było to wydarzenie z okresu wojny siedmioletniej, dosyć duża bitwa. Sam król Polski co prawda nie brał w niej udziału, ale jego generałowie w niej walczyli. Jeden z generałów pochodził stąd, z naszego Bukowa. Chodzimy tam, kiedy mamy czas, wykopujemy kule, kawałki kul armatnich. W przyszłości chcemy zrobić stałą wystawę w izbie regionalnej na Zamku.