Kiedyś kobiety nosiły małe zegarki. Dziś przeważnie patelnie lub cebule
Przestawianie czasu nie jest nikomu potrzebne - mówi Janusz Wasilewski, białostocki zegarmistrz. Nie wolno go ani przyśpieszać ani zwalniać na siłę. Trzeba się pogodzić z upływem czasu. Żyć z nim w zgodzie
Jaki nosi Pan zegarek?
Od 10 lat ten sam. Casio.
Czyli jednak wybrał Pan zegarek elektroniczny. Uległ Pan modzie?
Tak. Trzeba iść z duchem czasu.
To jak się w końcu popsuje, zamieni go Pan na smartwatcha?
Nie. Zdecydowanie nie. Nawet nie widziałem nigdy smartwatcha. Poza tym Casio to dobre zegarki. Myślę, że mój jeszcze trochę mi posłuży.
No tak, ale wszystkie w końcu się psują. I wtedy potrzebny jest Pan, zegarmistrz. A jak już przychodzą do Pana ludzie z zegarkami do naprawy, to jakie one są najczęściej? Elektroniczne czy mechaniczne? Drogie czy raczej te tańsze? Jakie zegarki noszą białostoczanie?
Zdecydowanie te tańsze, czyli chińskie. Kiedyś wszyscy nosili rosyjskie, teraz to się zmieniło. Mechaniczne na elektroniczne, rosyjskie na chińskie... Wszystkie raczej z tych tańszych.
Czy to o czymś świadczy?
Na pewno o tym, że nasze społeczeństwo nigdy nie było bogate. I to się nie zmienia bez względu na modę.
A moda ma to do siebie, że się zmienia i to szybko.
Właśnie. Teraz przychodzą do mnie Panie z ogromnymi zegarkami. Mówię na nie cebule lub patelnie. Trochę mnie to dziwi, bo kiedyś kobiety nosiły wyłącznie małe zegarki. Wtedy było wiadomo, który z nich należy do kobiety.
Co Pan sądzi o tej zmianie? Sama mam duży zegarek.
To świetnie obrazuje zmiany społeczne. Jeśli ta cebula, którą ma Pani na ręku się komuś podoba, to nie mam nic przeciwko. Ja je tylko naprawiam. Teraz wszystko jest unisex, tak jak ten zegarek.
Świat się zmienia, a czas pozostaje ten sam, niezmienny...
Tak. Czas jest od nas niezależny. Jest stały bez względu na nasze upodobania czy zachcianki.
A co na to zegarmistrz, specjalista od regulowania czasu?
Zegarmistrz musi być z czasem za pan brat. Nie może go ani przyśpieszać ani zwalniać na siłę. Trzeba się pogodzić z upływem czasu. Żyć w zgodzie z nim.
Od tego zależy jakość Pana pracy?
Tak. Zegarmistrz musi znać się na czasie. Przede wszystkim musi być cierpliwy. Ale też dokładny i staranny. Nic na przekór, nic na siłę.
A jeśli czas się zmienia? Tak jak w ten weekend, kiedy przestawiamy zegarki?
Wtedy mam dużo więcej klientów. Nie wszyscy potrafią sami je przestawić. A ja im pomagam, za darmo.
Komu to potrzebne, te przestawianie czasu?
Nikomu. Wiele krajów tego nie robi.
Ale ma Pan przynajmniej więcej pracy. To chyba dobrze?
Praca dla zegarmistrza zawsze się znajdzie. On zawsze będzie potrzebny, tak jak zegarki.
A właściwie do czego? Są telefony komórkowe, w których też jest funkcja budzika, zegarka.
Bo zegarki nigdy nie wyjdą z mody. Tak myślę.
Zostaną już tylko jako modny gadżet, trochę tak jak na przykład broszka.
Zegarek nie służy do popisywania się czy „szpanowania”. Zegarek przede wszystkim służy nam do zachowania punktualności.
Pan się nigdy nie spóźnia? Zawsze jest Pan w „zgodzie z czasem”?
Chyba tak. Chociaż w miarę upływu lat, czas płynie coraz szybciej. Więc życie w zgodzie z nim staje się coraz trudniejsze. Dlatego wiem, że trzeba korzystać z czasu, póki można. Coraz mniej nam go zostaje...
Ale niektóre rzeczy przynajmniej wydają się stałe. Jak Pana zakład.
To zakład jeszcze po moim ojcu, który był zegarmistrzem przez 60 lat. A zakład mojego ojca znajdował się tu od 1964 roku. Zresztą mój brat też jest zegarmistrzem.
To rodzinna pasja, którą zaraził Was ojciec?
Nie. Moją pasją jest filatelistyka. Zresztą mam tu, w zakładzie, mnóstwo różnych znaczków. A z wykształcenia jestem inżynierem budownictwa i przez 20 lat pracowałem w tym zawodzie. A zakład przejąłem po ojcu jak odchodził na emeryturę.
I tak do dzisiaj.
Jestem już na emeryturze, więc nie muszę tu przychodzić. Ale chcę, bo sprawia mi to przyjemność. Lubię kontakt z ludźmi. I tę pracę.
Przed laty Tadeusz Wożniak w swoim hicie śpiewał, że kiedy przyjdzie zegarmistrz światła purpurowy, to będzie jasny i gotowy...
No, cóż, tak jak mówiłem wcześniej, czas nie stoi w miejscu a my nie jesteśmy wieczni...