- Czekamy, aż SKO rozpatrzy odwołanie Laritechu - przyznaje wicestarosta, Marek Kopta. - Nastąpi to już niebawem.
Przypomnijmy: sprawa składowiska toczy się od końca ubiegłego roku. Wówczas to na teren należący do żagańskiego przedsiębiorcy, Bolesława Galenta zaczęto zwozić odpady plastikowe, złom, papier i makulaturę. Wśród nich były także szmaty i odpady medyczne. Zgodę na składowanie i odzysk surowców wtórnych wydało starostwo powiatowe w Żaganiu. Ono też, jako pierwsze, alarmowane było o obawach okolicznych mieszkańców. Ci martwili się, że miejsce stanie się siedliskiem szczurów i źródłem nieprzyjemnych zapachów. Do batali mieszkańców dzielnicy przyłączył się także urząd miasta, który o sprawie zawiadomił Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska, Ministerstwo Środowiska, a nawet policję i prokuraturę. Ostatecznie stosowne organy skontrolowały składowisko. Stwierdzono uchybienia polegające na niewłaściwym przechowywaniu odpadów, brak zadaszenia i utwardzenia nawierzchni. Złom nie znajdował się w kontenerach, jak wymagają tego stosowne przepisy i warunki pozwolenia wydanego przez starostwo.
- Już sam fakt sprowadzania odpadów z zagranicy w miejsce, gdzie nie prowadzi się ich utylizacji lub recyklingu jest złamaniem prawa - przyznał wicestarostwa Marek Kopta na lutowym spotkaniu z udziałem urzędników miejskich i mieszkańców Moczynia.
Jako, że właściciel odpadów, wrocławska firma Laritech, nie usunęła uchybień w wymaganym dwutygodniowym terminie, na początku kwietnia starostwo zdecydowało o cofnięciu zgody na składowisko.
– Przygotowujemy decyzję administracyjną wobec właściciela i będziemy egzekwować od niego wywiezienie śmieci. - zapowiedział na poniedziałkowej sesji burmistrz, Daniel Marchewka. - Z całą pewnością nie pozostawimy mieszkańców samym sobie i nie dopuścimy do tego, żeby to miasto zapłaciło za wywóz tych śmieci.
Tymczasem Laritech postanowił odwołać się od decyzji starostwa. Sprawa toczy się przed Samorządowym Kolegium Odwoławczym. Tomasz Kulczycki, pełnomocnik firmy nie chciał jej komentować.
- Grają na czas - ocenia z kolei Piotr Piotrowski, jeden z mieszkańców Tartakowej. - Odwołanie napisali w ostatniej chwili. Liczą pewnie, że uda im się odwlec moment, kiedy będą musieli tu posprzątać. Dla nas to zła wiadomość. Robi się ciepło, już teraz dokuczają nam muchy. Tylko czekać, aż pojawią się gryzonie.
Wicestarosta, Marek Kopta jest jednak dobrej myśli: - Nie chcę wyrokować na wyrost, jednak szansa, że SKO uchyli naszą decyzję jest nikła. Uchybienia Laritechu są przecież ewidentne - mówi.