Kibole to dla śląskiej policji nawet milionowe koszty. Płacimy wszyscy
Niestety, wciąż nie znaleźliśmy recepty na problem z kibolami. Wystarczy grupa agresorów, by piłkarskie święto zamienić w „spektakl”, na który nie zabralibyśmy naszych dzieci.
Tłum przechodzi z dworca kolejowego w kierunku stadionu. Tysiące osób, wzmożone policyjne siły i nagle: koniec sielanki. Piłkarskie święto zamienia się w bezsensowną bitwę. Jeden policjant zaatakowany, inni - znieważeni. Już na stadionie można zobaczyć ciąg dalszy. W kierunku funkcjonariuszy biegnie grupa około 150 kiboli, a jeden z nich rzuca (prawdopodobnie kamieniem) i trafia młodą kobietę.
Za kiboli płacimy my wszyscy
Na szczęście nic poważnego jej się nie stało, ale niedzielne wydarzenia w Chorzowie pokazują, że na działalności kiboli najbardziej tracą normalni kibice, kluby oraz policja. Mecze Ruch Chorzów - Wisła Kraków oraz GKS Katowice - GKS Bełchatów zabezpieczało w sumie 350 funkcjonariuszy. Koszt? Ponad 50 tysięcy złotych. Pieniądze pochodzą oczywiście z naszych kieszeni. Zapłaci anonimowy kibol, zapłaci także pani Jadzia z Chorzowa. Zapłacimy wszyscy.
Koszty ponoszą także zwykli funkcjonariusze i nie chodzi tutaj tylko o narażanie życia i zdrowia. Przed niedzielnym meczem Ruch - Wisła, przy stadionie doszło do wspomnianej na wstępie zadymy. Na sygnałach pojechały tam radiowozy Oddziału Prewencji Policji z Katowic oraz chorzowskiej policji. Zderzyły się. Jednego z kierowców już ukarano mandatem, a najprawdopodobniej będzie musiał także pokryć koszty naprawy któregoś z tych radiowozów.
- Kuriozum jest bowiem takie, że jeśli dwa pojazdy uczestniczące w kolizji są ubezpieczone u jednego ubezpieczyciela (a tak jest w policji - dop. red.), to nie zapłaci on za naprawę drugiego auta - tłumaczy Rafał Jankowski, wiceprzewodniczący zarządu wojewódzkiego NSZZ Policjantów w Katowicach. - Ci policjanci nie jechali po kebaba, tylko na miejsce dużej bójki. Pośpiech był wskazany. Takie historie podczas dynamicznej akcji mogą się zdarzyć, a poniesione szkody powinno się wkalkulować w straty własne jednostki. My jesteśmy zaangażowani w służbę, ale nie może być sytuacji, że policjanci dokładają do tego biznesu. I tak sami już płacimy za swoje OC - wskazuje Rafał Jankowski.
Ponad milion złotych kosztów
Policja ponosi kolosalne starty w związku z zabezpieczeniem spotkań piłkarskich. Rzeczniczka prasowa komendanta wojewódzkiego policji w Katowicach podinspektor Aleksandra Nowara przekazała, że w ubiegłym roku przy zabezpieczaniu przejazdów kibiców pracowało 14 tysięcy 321 policjantów. Koszty wyniosły 1 milion 300 tysięcy złotych! Jeżeli chodzi o ostatnie incydenty na stadionach, to policjanci działają szybko i skutecznie, a agresywni pseudokibice są zatrzymywani. Cała otoczka piłkarskich meczów angażuje jednak ogromne siły i środki.
- Policjanci, którzy powinni na co dzień patrolować ulice miast, są oderwani od swoich zadań, tylko po to by odseparować kibolskie hordy od zwykłych ludzi - podkreśla Rafał Jankowski. - Kluby patrzą nie dalej niż na czubek własnego nosa. Odpowiadają tylko za to, co dzieje się na stadionie, bo takie są przepisy, ale być może te przepisy trzeba teraz zrewidować? - pyta Rafał Jankowski. Policyjny związkowiec idzie jeszcze dalej. Skoro kibole zrobili zadymę w Chorzowie, a policja poniosła straty, to może Ruch i Wisła partycypowałyby w zapłaceniu tego rachunku. - Włodarze klubów pozwalają kibolom na zbyt wiele. Jeśli klub wpuszcza na swój stadion hołotę, która śpiewa, że „zawsze i wszędzie policja j… będzie”, to taki sektor na następnym meczu powinien być zamknięty. Jeśli zwykły obywatel wykrzykiwałby na rynku w Katowicach takie słowa, to od razu otrzyma mandat i poniesie tego konsekwencje. Tłum na stadionie jest natomiast bezkarny - podkreśla Jankowski.
Rzeczniczka prasowa Ruchu Chorzów Donata Chruściel podkreśla, że klub nie ma takich uprawnień, jak policja, by walczyć z problemem pseudokibiców. - Nie mamy ani takich środków, ani narzędzi. Zajmujemy się jednak edukacją. Wspólnie ze Stowarzyszeniem sympatyków „Niebieskich” organizujemy szkolenia dotyczące zapisów ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych, a na spotkaniach z dziećmi w szkołach i przedszkolach, razem z zawodnikami, uczymy bezpiecznego, pozytywnego i zgodnego z literą prawa kibicowania - wskazuje Donata Chruściel. - Jeśli jednak chodzi o bezpieczeństwo w sferze publicznej, możemy w tej kwestii służyć pomocą, ale to już nie są nasze zadania. Biorąc pod uwagę fakt, jak liczna jest społeczność kibicowska, nie można klubu obarczać odpowiedzialnością za niezgodne z prawem zachowania osób prywatnych w przestrzeni publicznej. Na osobę, która w trakcie meczu łamie ustawę, możemy natomiast nałożyć zakaz klubowy i póki on obowiązuje, nie wpuszczać na teren imprezy masowej - podkreśla Donata Chruściel.
Jak rozwiązać problem z kibolami?
Sławomir Zaremba, adwokat z Katowic, podkreśla: niech wszyscy kibice, w ramach już powstałych lub nowych stowarzyszeń, wpłacają składki i kaucje. Te środki byłyby później przeznaczane na pokrycie ewentualnych zniszczeń. Jeśli ktoś nie należy do stowarzyszenia i narozrabia, to powinien być surowo karany.
- Problem dotyczy zapewnienia bezpieczeństwa publicznego. Jeśli ci młodzi ludzie tak naprawdę pojechaliby gdzieś na polanę i tam uskuteczniali swoje harce, to nikomu by to nie przeszkadzało. Obecnie trzeba jednak zabezpieczyć majątek obywateli oraz zapewnić im bezpieczeństwo, jeśli przez przypadek znajdą się w tym oku cyklonu. To rola policji - podkreśla mecenas Zaremba.
Często z ust prominentnych polityków padały słowa o walce z pseudokibicami opartej na kompleksowej współpracy m.in. organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości.
- Ja mam natomiast wrażenie, że jedynie policja robi co może, ale sami nie damy rady. Naprawdę potrzeba kompleksowych rozwiązań. Przy użyciu pałki tego problemu nie załatwimy. Zapadają zbyt niskie wyroki, sprawy ciągną się zbyt długo, a zakazy stadionowe działają tylko w teorii - podsumowuje Rafał Jankowski.