Polscy piłkarze w piątkowe popołudnie wrócili z Francji do kraju. Czekały na nich tłumy. Na Okęciu reprezentacja była bardzo krótko. Z lotniska Polacy pojechali na obiad do hotelu.
Jeśli ktoś nie widział, jak członkowie liverpoolskiej grupy „The Beatles” byli witani podczas swojej pierwszej wizyty w Stanach Zjednoczonych, to miał okazję przekonać się, jak to mogło wyglądać. Piłkarska reprezentacja Polski, mimo odpadnięcia z mistrzostw Europy po rzutach karnych w ćwierćfinałowym meczu z Portugalią, została przywitana z pompą godną celebrowania medalu Euro 2016.
Samolot wylądował z 40-minutowym opóźnieniem koło godziny 16. - Długo nie wychodzą, bo szykują fryzury „na Pazdana” - żartował jeden z kibiców. Drugi fan o spóźnienie obwiniał Arkadiusza Milika. - Pewnie najpierw nie trafił do samolotu, a potem do terminalu - kpił z kiepskiej celności 22-letniego napastnika podczas meczów we Francji. Mimo delikatnej szydery rozpychał się łokciami, w jednej ręce trzymając telefon z włączonym nagrywaniem materiałów wideo, w drugiej ściskając zeszyt i długopis. - Jak to na co? Na autografy! - rzucił.
Chętnych do przywitania drużyny Adama Nawałki było tak dużo, że ochraniarze co chwila dokładali nowe bramki oddzielające ich od dojścia do autokaru, który - punktualnie - czekał już od godziny 15. By oszukać przestrzeń terminalu, policję, straż graniczną i obsługę lotniska - kibice wspinali się na coraz to bardziej wymyślne miejsca, z których widok ich bohaterów mógłby być lepszy. Słup podtrzymujący dach parkingu autobusowego, czy daszek zasłaniający wyjście z terminalu na parking - to najbardziej oblegane miejsca, na które wspinali się kibice.
Sebastian Mila: Piłkarze zdobyli tak wiele serc, że wygrali dużo więcej niż medal.
TVN24
- Jesteśmy od rana w Warszawie, przyjechaliśmy z Mrzeżyna, specjalnie dla Grzegorza Krychowiaka. To nasz krajan. Rozpiera nas duma, że mimo ogromnych sukcesów i transferu do Paris Saint-Germain, nie zapomniał o naszych stronach - mówił pan Jacek, który na lotnisku Chopina stawił się z dwoma synami.
- W Rosji powalczymy o medal, a Jakub Błaszczykowski będzie naszą najważniejszą postacią. To ogromna niesprawiedliwość, że to właśnie on nie wykorzystał rzutu karnego. Wszyscy go skreślali: w Fiorentinie, Dortmundzie i w naszej kadrze. We Francji był naszym bohaterem - dodał inny kibic, który przez ponad dwie godziny zdzierał gardło podczas prowadzenia „lotniskowego dopingu”. W rękach trzymał transparent ze zdjęciem skrzydłowego reprezentacji Polski.
Tych transparentów było więcej. „Kubuś, jesteśmy zawsze z wami” albo płótno z imieniem i nazwiskiem byłego kapitana kadry, połączonego z jego zdjęciem i herbem Polski. Większość fanów miała jednak flagi. Natomiast chęć podejrzenia i umiejętnego przedostania się jak najbliżej do swoich idoli przeszła wszelkie oczekiwania.
- Wiedzieliśmy, że będzie duże zainteresowanie, ale myśleliśmy, że godziny pracy odpowiednio zredukują liczbę kibiców. Jest ich dwa razy więcej niż zakładaliśmy! - wzdychał ociekający potem ochroniarz.
Zdziwiony był także mężczyzna, który przypadkowo znalazł się w centrum szaleństwa. - Nie jestem kibicem piłki nożnej, ale to co tu widzę jest niesamowite. Człowiek, na którego czekam będzie zszokowany - stwierdził biznesmen z Włoch, który stał z karteczką z napisem „Giampaolo”. Pan Giampaolo... zmylił fanów. Gdy tylko przeszedł przez ruchome drzwi, usłyszał: „Dziękujemy, dziękujemy”. Te i inne hasła niosły się po hali przylotów bez przerwy. Skandowane były też nazwiska, a tym najpopularniejszym był nie Robert Lewandowski, a... Michał Pazdan.
- Tato, weź mnie „na barana”, jak będzie szedł ktoś w stylu Lewandowskiego, a najlepiej Pazdan! - krzyczała mniej więcej pięcioletnia dziewczynka, ubrana w koszulkę z orłem.
„Przywitanie na lotnisku... WOW! Coś niesamowitego! Dziękujemy” - napisał na Twitterze Robert Lewandowski. „Jesteście niemożliwi” - dopisał na Facebooku Sławomir Peszko. Oni wraz z pozostałymi członkami kadry prosto z lotniska pojechali do hotelu „Hyatt” w centrum stolicy. Stamtąd, po krótkim spotkaniu, rozjadą się na urlopy.