Kempingowcy kontra samorząd, czyli pierwsza gminna wojna o cypel
A Stali bywalcy cypla w Jodłowie boją się, że wójt gminy chce ich na dobre wyrzucić z tego terenu. A Wójt wyjaśnia jednak, że chce tylko przenieść letników na czas koniecznych do wykonania prac.
Cypel w Jodłowie nie jest przesadnie wielki. Ma niespełna 1,8 hektara i wbija się w wody Jeziora Tarnowskiego Dużego na ok. 250 metrów. Jednak awantura, jaka rozpętała się wokół tego, malowniczego skądinąd, kawałka ziemi, jest zdecydowanie większa, niż można było się spodziewać...
Zaczęło się od ostatniej sesji, podczas której gminni radni pochylali się nad planem zagospodarowania przestrzennego dla miejscowści Jodłów. Podczas obrad na sali pojawiła się reprezentacja wieloletnich letników ze wspomnianego cypla, do których dotarła informacja o tym, że wójt gminy Izabela Bojko, chce ich, mówiąc kolokwialnie, wysiudać z tego terenu.
W minionym tygodniu stali bywalcy cypla zorganizowali spotkanie, na którym jasno wyłuszczyli, czego się boją i jakie mają zarzuty pod adresem pani wójt.
Kempingowcy twierdzą, że szefowa gminy zarzuca im dewastowanie środowiska i pod pozorem ochrony tego terenu chce się ich pozbyć.
A wszystko po to, by zrealizować „bliżej nieokreśloną jeszcze inwestycję”. - Najprawdopodobniej pani wójt szykuje się po cichu, żeby to komuś wydzierżawić! A potem sprzedać! - krzyczeli letnicy podczas spotkania na cyplu. - My zawsze po sobie sprzątamy! I pilnujemy tych, co tu przyjeżdżają na weekend! I to my po nich sprzątamy! Nasze przyczepy mają postój opłacony z góry. Jesteśmy ewidencjonowani. A w sobotę, niedzielę przyjeżdża hołota z namiotami, pani administratorka nie pobiera od nich żadnych danych, tylko opłatę. I dlaczego to nas się wygania?! My tutaj nie śmiecimy! Gdybyśmy śmiecili, to co by tu było przez te 30 lat? Ani jedno drzewo by nie rosło! - krzyczał rozemocjonowany tłum, a lista zarzutów pod adresem szefowej gminy rosła. Okazało się, że to co dla letników jest harcerską lodówką, dla wójtowej jest szambem. I że nieprawdą jest, że kempingowcy nie wpuszczają mieszkańców wsi na własnoręcznie zbudowane pomosty.
- My wiemy z dobrych źródeł, że ona planuje zrobić tu ośrodek wypoczynkowy, jak już nas wyrzuci - mówił Józef Rutkowski, który na cypel przyjeżdża od 35 lat. - Dbamy o porządek, jeden drugiego pilnuje, żeby nie było bałaganu - wyjaśniał. - Niech pani wójt się nas nie czepia, niech da nam spokojnie pożyć. My jesteśmy biedni emeryci, nie mam tyle pieniędzy żeby się stąd wycofać, mnie nie stać na jakiś pensjonat. Tu mamy latem jedyną rozrywkę. Nie życzymy sobie, żeby pani wójt ingerowała w nasze sprawy. W końcu kto tu jest dla kogo? Ona dla nas czy my dla niej? Dziś pani wójt jest, jutro jej nie ma! Zrobimy referendum i tak samo jak żeśmy ją wybrali, tak samo ją odwołamy! - denerwował się J. Rutkowski.
- Przyjeżdżamy tu na ryby. A wie pan dlaczego? - pytał z kolei Gabriel Woźniak. - Bo stowarzyszenie wydało piękny folder, w którym zapraszają na ryby, na grzyby - wyjaśnił po chwili. - Więc poczułem się zaproszony! A pani wójt i stowarzyszenie powiedzieli „my was tu nie chcemy!”. A myśmy się tu już zaaklimatyzowali, nam się tu podoba. Chcemy, żeby zostało tak, jak jest. My chcemy być tu - skwitował.
Wójt Bojko na cypel nie dotarła, tłumacząc się innym, wcześniej umówionym spotkaniem.
Był za to Przemysław Ficner z Zakładu Gospodarki Komunalnej w Kiełczu i jednocześnie radny powiatu nowosolskiego. - Co tu ma być? To pytanie do pani wójt. Na sesji było mówione, że sprawa ma być załatwiona kompleksowo. Osuszenie terenu, doprowadzenie prądu, wody. Tak, żeby to był XXI wiek. Do konkretów nie doszło, bo tematem na sesji był plan zagospodarowania przestrzennego dla Jodłowa, który zakłada, że ma to być typowo rekreacyjna miejscowość pod domki letniskowe. O cyplu tam nie było mowy - wyjaśniał. - Każda ze stron będzie miała swoje racje, najważniejsze to znaleźć konsensus - skomentował P. Ficner.
Do wójta Bojko dodzwoniłem się kilka dni po spotkaniu
Jej wersja, jak można się domyślić, różni się od tego, co mówią letnicy. - Oni przyszli na sesję, gdzie uchwalany był plan zagospodarowania przestrzennego dla Jodłowa. Okazało się jednak, że nie przyszli w sprawie planu, tylko w sprawie cypla. Bo gdzieś do nich dotarła informacja z brudnego palca wyssana, że ja chcę ich wyrzucić z tego terenu, gdzie stawiają swoje domki na kółkach - komentuje szefowa gminy, która na dokumentację związaną z cyplem ma zarezerwowane w budżecie 40 tys. zł. Po co? - Nie może być tak, wręcz ustawa na to nie zezwala, żeby tam nie było żadnego sanitariatu, żadnych toalet. Byłam tam po zakończeniu sezonu, jakieś dziury pokopane, teren cały uszkodzony, deski powbijane... Muszę to uporządkować to tak, jak ustawa każe - mówi.
- Zapytałam gdzie wylewają wodę, jak myją naczynia? Zapytałam co robią z nieczystościami? Odparli, że mają swoje baniaczki. A jak się baniaczek zapełni, to jadą do domu. A to są ludzie zewsząd, z Poznania czy Wrocławia! Jak będziemy na wszystko przymykać oko, to będziemy mieć niedługo taki sam problem, jak ma wójt Matysik z jeziorem Rudno - komentuje I. Bojko.
Pani wójt podkreśla, że nie chce wyrzucać kempingowców z cypla
- Nigdy nie powiedziałam, że chcę ich wyrzucić. Chcę ich tylko przenieść na czas prac. Mam nawet dla nich inne miejsce, ale oni się uparli. Tam na przestrzeni 30 lat powstała pewna grupa społeczna, która się zdążyła do wszystkiego przyzwyczaić. Dlatego podkreślam jeszcze raz, że nie chcę nikogo wyrzucać, chcę tylko zmodernizować ten cypel. Doprowadzić tam bieżącą wodę i prąd. Oczyścić jezioro, wyciąć chaszcze - tłumaczy. - Ta grupa ludzi twierdzi, że za śmieci odpowiedzialni są „namiotowcy”. Ja nie wiem, nikogo za rękę nie złapałam. Ale to nie zmienia faktu, że tam jest syf. A ja chcę być w zgodzie zarówno z naturą jak i z ludźmi - kwituje I. Bojko.
W tej chwili gmina szuka projektanta
Bo to właśnie od zaproponowanego projektu i zakresu zmian zależeć będzie, jak długo potrwają prace na cyplu i na jak długo miłośnicy kempingów będą zmuszeni go opuścić. Wiadomo jednak, że roboty będą mogły ruszyć dopiero latem, gdy podmokły dziś teren nieco oschnie.