Kazimierz Wielki - twarzą produkcji TVP. Przypadek?
W historii polskiego kina już raz próbowano zrobić taką historyczną parabolę. Myślę tu o filmie „Kazimierz Wielki”, zrealizowanym w epoce gierkowskiej - mówi prof. Krzysztof Kornacki, filmoznawca.
TVP przygotuje serial historyczny zatytułowany „Korona królów”, o kulisach władzy Władysława Łokietka i Kazimierza Wielkiego. Czy my potrafimy jeszcze tworzyć takie seriale?
Kiedyś potrafiliśmy. „Czarne chmury”, które nakręcono w latach 70. ubiegłego wieku, do dziś się dobrze ogląda, podobnie jak z tego samego mniej więcej czasu inne seriale: „Znak Orła”, „Rycerze i rabusie”, „Przyłbice i kaptury” czy „Crimen”. To były niezłe produkcje, łączące przygodę z historycznym tłem i opisem obyczajów tamtej epoki.
A czy „Korona królów” będzie udana?
To się dopiero okaże. Oczywiście można się odwołać do seriali historycznych produkowanych w ostatnich latach przez TVP, których akcja osadzona jest bliżej naszych czasów. Myślę tu o serialach wojennych, takich jak choćby „Czas honoru”. Nie jest to jakieś arcydzieło, ale przyzwoicie nakręcony serial. Gdyby ekipa „Korony królów” poszła tym tropem, to może da się ją oglądać.
Prezes TVP Jacek Kurski zapowiada, że to będzie takie polskie „ Wspaniałe stulecie” - kostiumowy serial turecki o życiu sułtana Sulejmana.
Jeśli tak, to nie wróży to dobrze polskiemu odpowiednikowi, ponieważ „Wspaniałe stulecie” było rodzajem telenoweli kostiumowej. Wolałbym, żeby nasz serial bliższy był takim serialowym produkcjom jak „Dynastia Tudorów” czy „Rodzina Borgiów”. Ale po zapowiedziach szefostwa telewizji i prasowych enuncjacjach nie robię sobie, jako kinoman, aż takich nadziei. Wynika z nich, że „Korona królów” będzie raczej, jak wspomniałem, telenowelą historyczną. Zaplanowano już 68 odcinków, które - jak się można domyślać - będą prezentowane codziennie. Każdy z nich ma trwać pół godziny. Nie jest to więc format z własną dramaturgią, jakimś suspensem. Na to, że „Korona królów” pójdzie raczej w stronę telenoweli, wskazuje też fakt, że opiekę literacką nad tym serialem powierzono Ilonie Łepkowskiej - „królowej” telenoweli. W przypadku telenowel historycznych mamy raczej takie cukierkowe podejście do historii. Nie może być za dużo komplikacji, nie może być za dużo przemocy. Miłości za to nigdy dosyć. A przecież tamte czasy słynęły z okrucieństwa.
W takich znanych serialach historycznych jak „Dynastia Tudorów” czy „Rodzina Borgiów” nie brakowało tak zwanego brudu, czyli scen okrucieństwa właśnie czy seksu.
Trzeba jednak pamiętać, że tamte seriale to nie były telenowele realizowane do codziennego użytku, często też były adresowane, jak choćby „Borgiowie”, do mniejszej liczby widzów, bardziej wyrafinowanych. Wydaje się, że ambicją włodarzy naszej telewizji było skierowanie przekazu do publiczności dużo szerszej i mocno zróżnicowanej. Więc ten przekaz musi być łagodniejszy, jak w telenoweli właśnie, która wymusza pewne ograniczenia. Każdy z nas musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy ma ochotę na taki telenowelowy styl uproszczonej z zasady opowieści o miłości, władzy i zdradzie, czy może chce czegoś bardziej inteligentnego, skomplikowanego i chropowatego, jak te wcześniej wymienione zagraniczne seriale.
Wiadomo, że te wielkie seriale historyczne mają w obsadzie równie wielkie gwiazdy. A w przypadku „Korony królów” mamy do czynienia z aktorami albo mało znanymi, albo zapomnianymi, takimi jak Wiesław Wójcik czy Halina Łabonarska.
Wójcik to dobra rola Jodły w „Człowieku z marmuru”. Ale to rola sprzed... wieków, można powiedzieć.
I niewielka. Halina Łabonarska czasy świetności też ma dawno za sobą.
Szkoda, bo to świetna aktorka. Być może będzie miała szansę na pokazanie, nawet w telenoweli, kunsztu aktorskiego? Mateusz Król, kolejny aktor z obsady, nie jest gwiazdą, znany raczej z udziału w tasiemcach. Po wyborze tego młodego aktora do roli Kazimierza Wielkiego można wnioskować, że będzie to raczej postać „gładka”. A sam król będzie przystojny. Nie wiem, czy prawdziwego Kazimierza Wielkiego można było uznać za przystojnego.
Znamy jego wyobrażony konterfekt pędzla Jana Matejki, to jest jakaś tradycja ikonograficzna - na tym obrazie król przesadnie urodą nie grzeszy.
Jako filmoznawca, ale też historyk z wykształcenia znajduje Pan w historii tych obu królów coś dla współczesnego widza interesującego?
To, że Kazimierz Wielki będzie twarzą produkcji serialowej TVP, nie wydaje się przypadkowe. Telewizja publiczna pod obecnymi rządami realizuje swoją misję, połączoną z edukacją historyczną. I chce zaprezentować króla, który reformował i stabilizował byt państwowy. Króla, który zastał Polskę w nie najlepszym stanie. Dziedzicząc ją po swoim ojcu Władysławie Łokietku, zjednoczył ziemie etnicznie polskie, był świetnym dyplomatą, prowadzącym udanie politykę zagraniczną, rozbudował siły zbrojne, wprowadził reformy gospodarcze, które zaowocowały potem znanym hasłem, że zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną.
Myśli Pan, że to ma być jakaś klamra, łącząca tamtą historię z obecnie rządzącym PiS?
Może nie tylko z PiS, co ze Zjednoczoną Prawicą. Ale tak, myślę, że przy wyborze tego tematu brano pod uwagę rodzaj działalności tego króla i fakt, że był reformatorem państwa polskiego w tych wszystkich sferach, które wcześniej wymieniłem. Władysław Jagiełło, z tej perspektywy patrząc, byłby bardziej kłopotliwy. Bo, po pierwsze, to mimo wszystko Litwin, a po drugie - nie mamy pewności, jak przekonywał choćby Jasienica, czy zawsze był w zgodzie z polską racją stanu. A tu mamy do czynienia z Piastem...
Piast, czyli prawdziwie nasz...
Nie chciałbym używać takich sformułowań „nasz - wasz”. Ale król Kazimierz jest postrzegany jako wielki polityk, który potrafił się realizować na wszystkich frontach i który całkowicie zreformował polskie państwo. A z takim hasłem przecież Zjednoczona Prawica szła do władzy. Więc myślę, że nie przypadkiem wybrano tego, a nie innego władcę do tej telenoweli. Pytanie tylko, na ile to historyczne tło, o którym mówimy, wybrzmi w telenoweli, która z zasady przedkłada wątki osobiste i przekaz emocjonalny nad fakty. I spłaszcza historię. W przypadku „Korony królów” nie wiemy jeszcze, kto jest scenarzystą. Ale mimo wszystko, nie osądzajmy przed obejrzeniem... Ja tylko dodam, że w historii polskiego kina już raz próbowano zrobić taką historyczną parabolę. Sięgnąć do dalekiej przeszłości, żeby tak naprawdę opowiedzieć coś o współczesności. Myślę tu o filmie „Kazimierz Wielki”, zrealizowanym w epoce gierkowskiej. Wtedy mówiło się wprost, że jest to nic innego, jak tylko portret Edwarda I Wielkiego.
Kino i seriale historyczne wymagają wielkich pieniędzy...
Różnie z tym bywa. Zależy, do jakiej epoki chcemy się odwołać i w jakiej formule gatunkowej. Jeżeli akcja jest osadzona kilkadziesiąt lat temu, to czasem kostiumy można zdobyć w second handzie. I wcale nie muszą być drogie. Jeśli akcja sięga odleglejszych czasów, to też wiele zależy od tego, czy kostiumy są szyte, czy wypożyczane, czy z pietyzmem podchodzi się do kultury materialnej epoki, czy nie. Myślę zresztą, że większość widzów nie będzie zwracała uwagi na wiarygodność historyczną kostiumu. Zwrócą na nią uwagę sami historycy, zżymając się, że nie taki guzik czy nie taka fałdka. Widzom chodzi o to, żeby kostium był prawdopodobny. Poza tym w telenoweli historycznej kręcić można w kilku już istniejących wnętrzach historycznych, dosłownie w kilku pomieszczeniach, nie trzeba budować scenografii. Będzie pewnie dużo kameralnych dialogów na zbliżeniach, a mało plenerów i szerokich planów. Słowem: „Korona królów” nie musi być wcale aż tak droga.
Gdyby Pan mógł sobie wybrać wydarzenie historyczne, epokę lub bohatera do filmu lub serialu, to co by to było?
Prowokuje mnie pani, żebym sięgnął daleko w przeszłość. A mnie interesuje przeszłość bardzo niedaleka. Taka, która ma jeszcze cały czas wpływ na nasze życie.
Czyli?
Chętnie zobaczyłbym film albo serial o Henryku Sławiku, który uratował 5 tysięcy Żydów i zginął za to w obozie koncentracyjnym - postaci pięknej, przemilczanej, takim polskim Wallenbergu czy Schindlerze. O Sendlerowej, która ratowała Żydów, mówiło się dużo i nawet powstał o niej film, podobnie jak o szwedzkim Wallenbergu czy austriackim Schindlerze, ale Sławik czeka na przypomnienie. A jeśli chodzi o tę zamierzchłą przeszłość, to chciałbym obejrzeć film albo serial o najstarszych Piastach, jeszcze sprzed czasów Mieszka. Nawet jeśli to miałaby być trochę historical fiction, bo wiarygodnych informacji historycznych jest niewiele. Była oczywiście „Stara baśń”, ale to raczej ramota. A ja myślę o serialu, który byłby na pograniczu fantasy i przygody, takim jak na przykład „Gra o tron”.
Ale na razie czeka nas „Korona królów”.
Mam uzasadnione obawy do tej telenoweli, chciałbym jednak zauważyć, że przez ostatnich kilkanaście lat polskie kino historyczne czy seriale z historią w tle koncentrowały się na najnowszej historii. Prawie w ogóle nie opowiadaliśmy o dawnych czasach. A tu mamy do czynienia z próbą przekroczenia tej magicznej bariery stu lat w tył. I sięgnięcia do tej dawnej, polskiej historii. Może to punkt wyjścia do odrodzenia się polskiego kina kostiumowego? Choćby przez negację - jeśli „Korona królów” nie spełni naszych nadziei - jak mówię „naszych”, to myślę o kinomanach - to może znajdzie się ktoś, kto powie: „a ja wam pokażę, jak się takie kino powinno robić”.
Nie wiem, czy potrafimy już pokazywać naszych historycznych bohaterów niekoturnowo?
Myślę, że jest wielu młodych reżyserów i scenarzystów, którzy byliby w stanie zrobić taką niekoturnową opowieść. To młodsze pokolenie filmowców nie jest czołobitne wobec polskiej historii. Problem tylko w tym, kto mógłby być producentem. Jeśli to byłaby TVP, to pewnie poza tę czołobitność się nie wyjdzie. Zresztą, by być sprawiedliwym, przypomnijmy, że także TVN nie poradziła sobie z kostiumową opowieścią - myślę tutaj o „Belle Epoque”. Ale gdyby to była na przykład HBO albo inna tzw. telewizja jakościowa czy serwis VoD, to kto wie, czy nie zaryzykowano by produkcji tzw. serialu nowej generacji, w którym mamy do czynienia ze światem psychologicznie i motywacyjnie skomplikowanym, z antybohaterami, brudami życia i - co najważniejsze - z dużo lepszą robotą filmową.