Każdy z nas może zapolować na pedofila
- Tak jak ostrzegamy dzieci, by nie wsiadały z obcym do samochodu, powinniśmy z nimi rozmawiać o zagrożeniach w sieci - mówi Anna, agentka Combat Security z Wrocławia.
Może się pani przedstawić z nazwiska?
Nie. A gwoli ścisłości moje imię też jest zmyślone.
Rozumiem. Przecież to pani wcieliła się w rolę jedenastoletniej dziewczynki, z którą umówił się na basen 23-letni mężczyzna podejrzany o pedofilię, a zatrzymany w sobotę w Opolu.
Zaczęło się konwencjonalnie. Taka osoba, jak ten młody mężczyzna, ogłasza się zwykle na portalu społecznościowym. W tym przypadku ten anons brzmiał: „Chcę spotkać się w celu poznawania świata intymnego, wiek nie ma znaczenia”. Skoro nie ma znaczenia, napisałam, że mam 11 lat, i nawiązałam kontakt. On zaproponował tzw. inne czynności seksualne i tak się rozmowa toczyła. Podkreślam. Ktoś, kto bierze na siebie rolę dziecka, by zdemaskować podejrzanego o pedofilię, nie może sam składać żadnych propozycji. Nie powinien prowokować. Cała inicjatywa powinna być po tamtej stronie. To on deklaruje, że chce dotykać, głaskać, całować itd.
Ktoś, kto bierze na siebie rolę dziecka, by zdemaskować podejrzanego o pedofilię, nie może sam składać żadnych propozycji. Nie powinien prowokować. Cała inicjatywa powinna być po tamtej stronie
Czy każdy z nas może podjąć taką inicjatywę wyławiania pedofilów z internetowej sieci? Czy lepiej zostawić to przygotowanym fachowcom z takiej agencji jak choćby Combat Security?
Może to zrobić każdy i jestem przekonana, że szybko, czasem już w parę minut, penetrując portale randkowe czy towarzyskie, taką osobę znajdzie. Trzeba uważnie czytać te anonse. Zdanie: „Wiek nie ma znaczenia” powinno nam dać do myślenia. Rozmawiamy w trakcie mojej podróży do Poznania. Mam nadzieję, że i tam podejrzany o pedofilię zostanie ujęty. Ten mężczyzna napisał, że spotka się z dziewczynką do 17. roku życia. To jest sygnał. Znów napisałam, że mam 11 lat. Żeby jednoznacznie sprawdzić, czy się skusi na dziecko. Nie na kobietę na granicy dorosłości. I chwycił haczyk. Wyraźnie się rozkręcał. Z minuty na minutę pisał więcej. Opowiadał, co mi będzie robił. Straszne rzeczy.
Te jedenaście lat nie tylko go nie odstraszyło, ale jeszcze się nakręcił?
W rozmowie z mężczyzną z Opola po raz pierwszy podałam tak niski wiek. Sądziłam, że to powinno wywołać jednoznaczną reakcję rozmówcy: „Mała, kończymy rozmowę, idź się uczyć”. I człowiek zdrowy, ktoś, kto zamiarów pedofilskich nie ma, natychmiast powinien się rozłączyć. A operator portalu winien to dziecko zablokować, by więcej nie miało szans na podobny kontakt.
Wyobraźmy sobie, że ktoś niewprawiony takiego podejrzanego w sieci wykryje, co powinien zrobić dalej?
Trzeba prowadzić z nim rozmowę tak długo, aż jego wpisy będą niezbitymi dowodami co do jego zamiarów. Musimy mieć czarno na białym, że chodzi mu np. o rozbieranie się w sklepowej przebieralni albo o seks oralny itp. Tak trzeba z nim rozmawiać, żeby na pewno się odkrył. Wtedy umawiamy się konkretnego dnia, w ustalonym miejscu na wspólnie wybraną godzinę. I zgłaszamy to na policję.
Co należy policjantom powiedzieć?
Że nawiązaliśmy kontakt z taką osobą i gdzie i kiedy mamy się spotkać.
Zasadzkę zastawia już policja?
Tak. Ale czasem są z tym problemy. Choć teoretycznie policja ma obowiązek w takiej sytuacji panu pomóc. Policję w Poznaniu poinformowałam mailem, że umówiłam się z mężczyzną, podając się za jedenastolatkę. Pierwsza reakcja była chłodna. Policjant zadzwonił do mnie i postawił warunek: Albo zgłoszę się na komendzie przed akcją i złożę zawiadomienie, albo mam sobie zorganizować sama ujęcie obywatelskie. Odmówiłam. Powiedziałam twardo, że nie chcę się w to bawić, a oni są od tego, by mi pomóc. I tak należy robić. Czyli być stanowczym, upartym. Jeśli odmawiają, dzwonić wyżej - do komendy wojewódzkiej czy głównej. Jak się poruszy niebo i ziemię, zwykle działają. W Poznaniu też policja jest już gotowa współpracować.
Jeden z wrocławskich internautów - występując w sieci pod nazwiskiem - ujawnił, że sam przyczynił się już do ujęcia 140 podejrzanych o pedofilię. Wielu z nich - jego zdaniem - to ułożeni, wykształceni ludzie, właściciele firm.
Na pytanie o to, kim bywa najczęściej człowiek ze skłonnościami pedofilskimi, lepiej chyba odpowiedziałby seksuolog niż agentka. Moje doświadczenia są takie, że na pewno są to ludzie, którzy odczuwają silną potrzebę obnażania się i masturbowania przy dziecku, dotykania jego narządów płciowych itp. Natomiast nie ma reguły, że wykonawca tego czy innego zawodu jest bardziej predysponowany do takich skłonności. Zatrzymaliśmy kiedyś byłego policjanta z Wrocławia. Okazało się, że mężczyzna ma dzieci i wnuki, wykonywał zawód polegający na trosce o porządek społeczny i prawny, troszczył się o to, by się innym krzywda nie stała. Jednocześnie sam ten porządek łamał, spotykając się z 13-letnią dziewczynką.
Skoro jeden człowiek przyczynił się do zatrzymania 140 pedofilów, to zjawisko nie jest chyba aż takim marginesem, jak się nam czasem zdaje.
Na pewno nie. I będzie się ich łapać coraz więcej, bo coraz więcej osób bierze z nas przykład i z dużą determinacją penetruje internet. Mam znajomych, którzy działają w Katowicach. Są ze mną w kontakcie. Podpowiadam, co mogą napisać i jakie zdjęcia publikować, jakie nie. Inna koleżanka mieszka w Poznaniu i tam ma oczy otwarte. Jeśli dostajemy sygnał z jakiegokolwiek miasta, jedziemy tam i pomagamy podejrzanego ująć. Trzeba takie pedofilskie zachowania tępić.
Podawanie w mediach informacji o skutecznym zatrzymaniu, jak choćby niedawno w Opolu, ma funkcję odstraszającą. Bo potencjalny pedofil, jak przeczyta w internecie ofertę małej dziewczynki, musi się zastanowić, czy to prawdziwa propozycja czy prowokacja. I zanim kliknie, powinna mu ręka zadrżeć.
Zdarzają się takie sytuacje, że podejrzany pisze szeroko o swoich zamiarach i skłonnościach. Ale w ostatniej chwili zmienia zamiar: „Nie przyjdę na spotkanie, bo może tam być policja” - deklaruje. Jeśli to, co go demaskuje, wcześniej wpisał, ta rezygnacja właściwie nie ma już znaczenia. Sam wpis wystarczy, by powiadomić policję i by rozpocząć jego poszukiwanie. Policjanci ustalają IP komputera, z którego odbyła się rozmowa, i tą drogą identyfikują sprawcę. Ale szum medialny czasem działa tak, że podejrzanemu lampka zapala się już na początku rozmowy i się wycofuje. Takie odstraszenie na jakiś czas zwykle działa, ale po jakimś czasie skłonności biorą górę i taki człowiek wraca przed komputer.
Po drugiej stronie - przynajmniej potencjalnie - siada dziecko. Co powinni zrobić rodzice, by je skutecznie przed takimi propozycjami ochronić?
Rodzice nie powinni zamykać dzieciom dostępu do komputera i internetu. Z prostego powodu - to jest, a przynajmniej może być także źródło wiedzy, wielu pożytecznych rzeczy i przydatnych informacji. Ale jednocześnie rodzic ma obowiązek sprawdzać, co jego pociecha robi w internecie. I żeby była jasność. Rzecz nie w tym, żeby dziecko inwigilować. Potrzebna jest przede wszystkim rozmowa o tym, co w sieci można znaleźć. To jest ogromnie ważne, żeby mama i tata byli z dzieckiem tak blisko, by ono nam ufało. Wtedy będzie z nami o wszystkim rozmawiało. Niedawno taka sytuacja miała miejsce w Świebodzicach. 13-letnie dziecko powiedziało mamie, że rozmawia z jakimś dziwnym panem w internecie. Mama zareagowała, powiadomiła policję. Sprawcę złapano.
Te rozmowy nie mogą się odbywać w atmosferze podejrzliwości: Czego ty tam w tym internecie szukasz?
Jak dziecko poczuje, że mu nie ufamy, że je podejrzewamy i śledzimy, zacznie się - jak każdy śledzony - maskować. Najlepiej, żeby ono przyszło do nas samo. I wtedy podjąć rozmowę. To nie zawsze jest łatwe, bo wielu rodziców o takich tematach tabu rozmawiać nie potrafi. To dotyczy całej sfery związanej z seksem. Zasada jest prosta. Im więcej dziecko będzie wiedziało od nas, tym mniej będzie szukało tej wiedzy w internecie. Przy tej okazji możemy w sposób zupełnie naturalny przestrzec przed niebezpieczeństwami, jakie wiążą się z tą sferą. Także ze strony pedofilów. Mówmy dzieciom - w formie ostrzeżenia - co może się stać, jeśli będą pochopnie nawiązywać kontakty. Warto rozmawiać profilaktycznie, nie czekając, aż zdarzy się coś złego. Dziecko trzynasto-, czternastoletnie zwykle jest już do takiej rozmowy gotowe. Zupełnie tak samo ostrzegamy przecież dużo młodsze dzieci, żeby nie podchodziły same do osób nieznajomych ani nie wsiadały do samochodu, kiedy ktoś obcy proponuje podwiezienie. Takie samo ostrzeżenie związane z agresją w internecie należy się dzieciom starszym. Dotyczy nie tylko agresji związanej ze sferą erotyczną. Kontakty internetowe z nieznajomymi mogą się też skończyć porwaniem, nawet morderstwem. O wszystkich tych niebezpieczeństwach na pewno warto uczciwie rozmawiać. I to wcześniej. Jak już coś złego się stanie, jest za późno.