Każdy ma swoją misję. I to nie tylko w dalekiej Afryce
Nigdy byśmy nie chciały z kobiety afrykańskiej zrobić Europejki - podkreśla siostra Cecylia Bachalska. Jej zgromadzenie od 148 lat służy mieszkańcom Afryki.
Od ćwierćwiecza Lublin jest polskim centrum Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Najświętszej Marii Panny Królowej Afryki, znanych bardziej jako siostry białe.
W domu zakonnym na Sławinku mieszka pięć sióstr. Wśród nich siostra Mapendo Masirika, która pochodzi z Demokratycznej Republiki Konga. W zgromadzeniu jest od 12 lat.
Decyzja o wstąpieniu do zgromadzenia nie była łatwa.
- Mój brat bał się o mnie. Teraz będziesz, mówił, skolonizowana przez siostry białe. Będziesz im prała, gotowała, usługiwała. Odpowiedziałam, że moim powołaniem jest tu być, ale jeśli pójdę i odczuję, że jestem kolonizowana, to wrócę do domu. Później zobaczyłam, że wszystkie jesteśmy równe. Niezależnie od tego, czy siostra jest z Ameryki, Europy czy Afryki. Wszystkie wykonujemy te same prace. To mi dało poczucie przynależności. Dlatego do dziś tutaj jestem - mówi siostra Mapendo.
W lipcu została „awansowana” do czteroosobowej rady generalnej, która sprawuje władzę w zgromadzeniu.
Nazwa „siostry białe” wywodzi się od białych habitów, w których misjonarki w XIX wieku pojawiły się w Afryce. Zrezygnowano z nich w drugiej połowie XX w. na rzecz bardziej prostych strojów, ale nazwa pozostała.
Obecnie ich znakami rozpoznawczymi są krzyż noszony na piersi oraz obrączka, którą siostry dostają podczas ślubów wieczystych.
Ich szczególnym posłannictwem jest wspieranie Afrykanek.
- Kobiety w Afryce są bardzo dynamiczne. Wiedzą, że mają ogromny potencjał. Tworzą ognisko domowe, ale też ciężko fizycznie pracują - mówi siostra Cecylia Bachalska, z zawodu pielęgniarka.
Jej pierwszym posłaniem po nowicjacie była Tanzania. Przebywała tam od 1982 do 1995 r.
- Nieraz widziałam, jak późną nocą kobiety szły do studni po wodę, żeby na rano przygotować dzieciom zupę mleczną z kukurydzą, jeszcze zanim pójdą do szkoły. A jeszcze wcześniej musiały zorganizować sobie drzewo do gotowania - dodaje siostra.
Przyznaje, że nadal dużo wyznawców mają tam wierzenia tradycyjne.
- Pamiętam sytuację, że kobieta przyszła z dzieckiem do szpitala. Powiedziała, że dziecko kaszle i ma temperaturę. Poprosiłam, żeby zdjęła mu ubranko do badania. Zobaczyłam, że na klatce piersiowej było pocięte żyletką, a w rany był wsypany proszek. Kobieta przyznała się, że był to popiół, który wsypał szaman - wspomina siostra Cecylia.
Kobieta powiedziała pielęgniarce, że sama jest katoliczką, ale nie może sprzeciwić się woli matki, która wyznaje religię tradycyjną.
- Zobaczyła jednak, że to nie pomaga i przyszła do szpitala. Nie mogłam jej skrytykować, bo ona tylko chciała być uczciwa w stosunku do mamy. Wytłumaczyłam jej, że gdyby przyszła za dwa dni, to mogłoby być już za późno, żeby pomóc dziecku - opowiada.
Na inny aspekt zwraca uwagę siostra Mapendo.
- Trudno ocenić sytuację na całym kontynencie, ale zauważalna jest duża ewolucja. W mojej kulturze rodzimej, masi, to mężczyźni są szefami, a kobiety znaczą niewiele. Dawniej kobiety uważały, że mężczyźni mają większą siłę i inteligencję. Kobieta nie mogła chodzić do szkoły, tylko pracowała w domu. Rozwój cywilizacyjny doprowadził do tego, że prawa kobiet i mężczyzn się wyrównują. Coraz więcej kobiet zdaje sobie sprawę, że obie płcie są równe. Kobiety nadal mają bardzo mały udział w polityce, w porównaniu do krajów Europy, ale to się zmienia. To jest dobre - zastrzega misjonarka.
Chociaż od ślubów siostry Małgorzaty Popławskiej minęło już osiem lat, cały czas odkrywa cel swojego powołania.
- Powołanie to wędrówka. Misje są wszędzie. Nawet tu, w Polsce, jestem na misjach - zaznacza siostra, która z zawodu jest plastykiem.
W jej przypadku odkrywanie Afryki odbywało się najpierw przez wierzenia tradycyjne i sztukę, zwłaszcza rzeźbę.
- Chciałam zobaczyć to na własne oczy. Później pojawiły się też inne rzeczy. Osobista relacja z Panem Jezusem. To mi nie dawało spokoju. Początkowo myślałam, żeby jechać na misję jako osoba świecka. Czułam jednak, że to coś więcej - wspomina. - Pan Bóg ma swoje drogi. Czasem bardzo różne - dodaje.
Siostra Małgorzata na misji spędziła prawie 10 lat. Na początku w Ugandzie, później w Tanzanii i Kenii. Przekonała się, że na misjach potrzebni są nie tylko lekarze i pielęgniarki, ale też artyści.
- W szpitalu w Nairobi chodziliśmy do pacjentów, od łóżka do łóżka i proponowaliśmy im, żeby coś napisali, narysowali. Niektórzy artyści śpiewali na korytarzu. Doszło do tego, że lekarze z intensywnej opieki medycznej przychodzili do naszego biura, żeby się odprężyć. Tam, gdzie jest trudność, choroba, też jest potrzeba odratowania ducha. Przekonałam się, że poprzez sztukę mogę służyć innym - przyznaje misjonarka.
Siostry białe są często wysyłane przez swoich przełożonych na „pierwszą linię frontu”. Tam, gdzie nie dotarło jeszcze chrześcijaństwo, pracują w przychodniach, szkołach i włączają się w działalność społeczną.
Tworzą dobry klimat do budowy wspólnot katolickich. Właśnie przez to ostatnie niektórzy zarzucają misjonarzom i misjonarkom odbieranie mieszkańcom Afryki ich stylu życia.
- Też słyszę takie zarzuty, nawet we własnej rodzinie, że szkoda mojego życia. Tymczasem ja, ale też inne siostry ze zgromadzenia, nigdy byśmy nie chciały z kobiety afrykańskiej zrobić Europejki. Bo po co? Niech będzie dumna z tego, że jest Afrykanką - podkreśla siostra Cecylia.
Siostra Mapendo zwraca uwagę na inny problem, który dotyczy części jej rodaków.
- Formalnie kolonizacja się skończyła, ale czy wolność rzeczywiście jest w ludziach? To dla mnie bardzo delikatna kwestia - zastrzega.
- Każdy chrześcijanin jest wezwany do bycia misjonarzem lub misjonarką, gdziekolwiek jest - przekonuje siostra Małgorzata.
Dlatego ważnym zadaniem zgromadzenia jest organizowanie spotkań z dziećmi, młodzieżą i dorosłymi w Polsce.
- Pomagamy im odkrywać, jak każdy z nich może realizować swoją misję. To nie chodzi tylko o mówienie. Wiara bez czynów jest martwa. Dla nas ważne jest, żeby świadczyć o wierze swoim zachowaniem - podkreśla misjonarka.