Kayah: Nie jestem już małą dziewczynką
Rozmowa z Kayah przed jej wspólną trasą koncertową z Goranem Bregovićem, przypominającą ich wielkie przeboje sprzed osiemnastu lat.
Opublikowany w 1999 roku wspólny album Kayah i Gorana Bregovića rozśpiewał całą Polskę. Wszyscy bawili się wtedy do takich przebojów, jak „Prawy do lewego” czy „Śpij, kochanie, śpij”. Płyta sprzedała się w nakładzie ponad 700 tysięcy egzemplarzy. We wrześniu para artystów wyrusza w trasę koncertową po Polsce, aby przypomnieć dawne hity. W Krakowie polska piosenkarka i serbski muzyk wystąpią 21.09. w Hali Wisły.
- W tym roku mija niespełna dwadzieścia lat od wydania słynnego albumu, który nagrała Pani z Goranem Bregovićem. Co sprawiło, że postanowiła Pani znów wrócić do tego materiału i przypomnieć go na koncertach?
- Kiedy w zeszłym roku miałam gościnny występ na koncercie Gorana w Warszawie, entuzjastyczna reakcja publiczności uświadomiła mi jak ważna jest to płyta dla wielu. Większość publiczności na tym koncercie była w wieku tej płyty, a śpiewali ze mną każde słowo. Oni nie mieli szansy wcześniej usłyszeć tych piosenek na żywo. I właśnie to było głównym bodźcem do powstania pomysłu tej trasy koncertowej. Z szacunku dla naszych odbiorców postanowiliśmy znów zjednoczyć siły. Przygotowaliśmy 7 koncertów, Warszawa wyprzedała się 5 miesięcy przed koncertem, więc organizatorzy dołożyli jeszcze jeden występ w Warszawie, który też od razu się wyprzedał… A czy na krakowski koncert są jeszcze bilety? Bo ostatnio było już bardzo mało… (śmiech) Jestem bardzo szczęśliwa, że tylu osobom sprawimy przyjemność naszymi wspólnymi występami.
- W 1999 roku była Pani dopiero wschodzącą gwiazdą polskiej piosenki, której sukces przyniósł przebój „Supermenka”. Jak doszło do tego, że to właśnie Pani dostała zaproszenie do nagrania „polskiej” płyty z Goranem Bregovićem?
- Już wcześniej płyta „Kamień” umocniła moją pozycję, a na pewno sprawiła, że zyskałam olbrzymie grono fanów, którzy trwają ze mną wiernie do dzisiaj. Przed „Supermenką” dużymi przebojami były „Fleciki” i „Na językach”. To właśnie za tę ostatnią piosenkę odbierałam nagrodę Machinera, przyznawanego przez ówczesny magazyn „Machina”, mając jednocześnie mały recital na imprezie, na której był także Goran. Być może właśnie to ten występ zadecydował o naszej wspólnej współpracy.
- Śpiewała Pani wtedy nowoczesny pop o tanecznym rytmie. Co sprawiło, że zainteresowało Panią wykonanie biesiadnych piosenek w bałkańskim klimacie, które w kontekście Pani ówczesnych dokonań ktoś mógłby uznać wręcz za „obciachowe”?
- Ja nigdy nie zastanawiam się nad tym co mogą pomyśleć inni i co uważają za „obciachowe”. Do muzyki etnicznej z całego świata zawsze mnie ciągnęło, a w płytach Bregovića kochałam się od dawna. Szczególnie w tych z filmu „Undeground”.
- W swych późniejszych wypowiedziach wielokrotnie źle Pani wspominała współpracę z Bregovićem. Na czym polegały problemy w Waszej relacji podczas pracy nad płytą?
- Goran nie jest artystą, z którym łatwo się pracuje. Nie jest mu łatwo dzielić z kimś scenę. Potrafi być także bardzo humorzasty. Ale niestety - tak artyści nieraz mają. Nasze problemy wynikały głównie z niezakończonych kwestii finansowych, których reprezentująca mnie wtedy wytwórnia nie dopilnowała.
- Tuż przed rozpoczęciem nagrań urodziła Pani syna - Rocha. Czy ten fakt miał duży wpływ na Pani pracę w studiu?
- Nie było łatwo, co chwila musiałam bowiem przerywać nagrywanie i biec do karmienia. A dziecko domagało się tego bardzo często. Praca więc trwała o wiele dłużej, nieraz wybijało mnie to z nastroju i szyku, ale wtedy bardzo wiele osób robiło wszystko, aby mi w tym trudnym czasie pomóc.
- Mimo tych problemów podczas nagrań, piosenki wypadły wspaniale a płyta okazała się wielkim sukcesem. Jak Pani sądzi: za co Polacy tak pokochali te bałkańskie przeboje?
- Na pewno za melodyjność cygańskich piosenek, jakieś szaleństwo w bałkańskim temperamencie, z którym Polacy się utożsamiają, szczególnie podczas imprez… Pragnę wierzyć, że spodobały się również moje teksty (śmiech).
- Wielkim sukcesem były także Pani ówczesne koncerty z Bregovićem - w Sopocie czy na Służewcu. I tutaj atmosfera między Panią a Goranem była napięta?
- W Sopocie lata temu rzeczywiście był zgrzyt, bo Goran niechętnie dzieląc się ze mną sceną kazał mi siedzieć na krześle obok siebie przez dwie piosenki. Niestety kiedy wybrzmiało „Prawy do lewego” usiedzieć już nie mogłam… (śmiech).
- Sukces płyty sprawił, że słuchacze i media oczekiwały od Pani kolejnego albumu w takim stylu. Tymczasem w 2000 roku wydała Pani nagrany wcześniej krążek „JakaJaKayah” z nowoczesnymi utworami o klubowym zacięciu, inspirowanymi dokonaniami azjatyckich didżejów z Londynu. Dlaczego nie chciała Pani pójść za ciosem i stworzyć podobnego materiału?
- Uważałam, że byłoby to nieuczciwe, gdybym tylko z pobudek komercyjnych próbowała wejść do tej samej rzeki, mimo, że co innego grało mi wtedy w duszy. I nie żałuję tej decyzji. Wciąż „Jaka Ja Kayah” uważam za najlepszą moją płytę.
- Ostatecznie z czasem zwróciła się Pani mocno w stronę muzyki etnicznej - oczywiście nie bałkańskiej, ale jednak o ludowym charakterze. Czy współpraca z Bregovićem miała duży wpływ na zafascynowanie się Pani world music?
- Raczej uświadomiła mi, że nie ma rzeczy niemożliwych, że marzenia się spełniają i że współpraca z artystami ze świata jest dostępna, wystarczy tego bardzo chcieć, mieć cel i powoli do niego dążyć. Moje kolejne kooperacje z artystami z kręgu world music były również wspaniałe - choćby duety z Cesarią Evorą, Yasmin Levy, Teofilo Chantre, czy ostatnia kooperacja z moim ukochanym artystą z Izraela, Idanem Raichelem, z którym stworzyliśmy utwór „Po co”.
- Dwa lata temu odwołano koncert Gorana Bregovića na Life Festival Oświęcim ze względu na to, że wystąpił na zaanektowanym przez Rosję Krymie. Pewnie do dziś Goran nie zmienił swych poglądów politycznych - i nadal popiera Rosję i prezydenta Putina. Nie ma Pani z tym problemu?
- Mam. Miałam go też, kiedy Goran wypowiadał się lata temu o wojnie na Bałkanach. Ale każdy ma prawo do własnych poglądów. To one jednak określają jakimi ludźmi jesteśmy.
- Niebawem przed Panią cała trasa koncertowa z Goranem Bregovićem. Obawia się Pani, że znów w Waszych relacjach mogą być jakieś zgrzyty?
- Już nie jestem zahukaną dziewczynką. Potrafię być stanowcza, znam swoje prawa i umiem ustalać granice. Nie sądzę, aby ktokolwiek mógł dziś mną rządzić. Obydwoje jesteśmy o prawie 20 lat starsi. Nie jesteśmy już tymi samymi ludźmi co kiedyś… A jak śpiewam w moim ostatnim, przez wielu już uznanym za hit tego lata, singlu „Po co” - „Wczorajszych mi nie trzeba łez, i dawnych sporów nie chcę też, nie potrzebuję więcej traum, nie rozdrapuję dawnych ran, bo po co…?”. I właśnie te twierdzenia ostatnio cały czas wcielam w życie.
- Koncerty z Bregovićem nakładają się na termin przełożonego festiwalu w Opolu. Gdyby nie to, przyjęłaby Pani tym razem zaproszenie i wystąpiła w koncercie jubileuszowym Maryli Rodowicz?
- Rzeczywiście w tym dniu mam koncert z Goranem w Szczecinie, ale aby oddać hołd cudownej Maryli Rodowicz, nie muszę występować w Opolu. Maryla przygotowała olbrzymią trasę koncertową i zagra koncerty w wielu miastach, a na niektórych z nich będę jej gościem. Ta sytuacja nie podzieliła środowiska muzycznego, wszystkim nam zależy na życiu w fajnym kraju, gdzie nikt nie musi obawiać się o utratę pracy, bo kogoś zaprosił na koncert, albo powiedział coś, co komuś innemu się nie spodobało. I całym sercem wierzę, że jak najszybciej wrócimy do normalności!
WIDEO: Magnes. Kultura Gazura -
odcinek 18
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik
Polski, Nasze Miasto