Katarzyna Sztop-Rutkowska. Miejsce powinno być lepiej wybrane
Dlaczego nie tylko władze powinny podejmować decyzje - mówi socjolożka z UwB
Dobrze się dzieje, gdy to ludzie sami decydują, jak ma wyglądać otoczenie, w którym mieszkają?
Mieszkańcy powinni być włączani do współdecydowania i mieć na wiele spraw wpływ. Fakt, że mamy wybranych przedstawicieli w samorządzie jeszcze nie oznacza, że mają oni z nami nie konsultować na bieżąco swoich decyzji.
Dlaczego to pani zdaniem takie ważne?
Jeśli chodzi o projektowanie przestrzeni publicznych, to na całym świecie widać - czy w Stanach Zjednoczonych, czy w Europie Zachodniej - bardzo wyraźne skierowanie w kierunku partycypacyjnego planowania przestrzennego. Wychodzi się z bardzo prostego i oczywistego założenia, że przestrzeń publiczna jest przestrzenią używaną przez mieszkańców. To dla nich przede wszystkim jest ta przestrzeń. I bardzo często, urzędnicy czy nawet projektanci, architekci, nie są w stanie przewidzieć, jakie są potrzeby związane z tą przestrzenią. Dlatego wydaje mi się, że bardzo ważne jest to, żeby ludzi pytać o pomysły, a z drugiej strony też pytać o ich potrzeby: czego im brakuje na przykład w centrum miasta. U nas na przykład pytać o to, czego nie udało się zrobić na Rynku Kościuszki, a jest nadal potrzebne. To jedna rzecz. A druga - to ważne, by przez takie konsultacje wzmacniać pozytywnie poczucie identyfikacji z miejscem. Bo jestem przekonana - również od strony socjologicznej - że tożsamość miejska, tożsamość takiego białostockiego „mieszczanina” w tej chwili się tworzy.
Wzięła Pani udział w debacie na temat zagospodarowania placu Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Byli mieszkańcy, eksperci, władze miasta i radni…
Myślę, że przestrzeń tego placu ma w sobie duży potencjał właśnie do wytworzenia takiej ważnej tożsamościowo przestrzeni. Moim zdaniem bardzo ważne jest, żeby rozmawiać o tym miejscu. Ta dyskusja była ciekawa, chociaż był wątek niepokojący dla mnie osobiście, bardzo polityczny, związany z napięciem pomiędzy PO a PiS, no i oczywiście z pomnikiem Lecha Kaczyńskiego, prezydenta, który według radnych miał być umiejscowiony właśnie w tym miejscu.
A jak pani uważa? Ten pomnik powinien powstać przy placu NZS?
Z mojej perspektywy to nie jest najlepsze miejsce. Tam jest już dużo pomników i ważnych symbolicznie miejsc. To przestrzeń symbolicznie bardzo już nasycona. I projektowanie kolejnego symbolu - bardzo istotnego i ważnego -może już być przesadą. Będzie tam za dużo symboli, które nie będą ze sobą wchodziły w żaden dialog, bo są zupełnie z różnych okresów i mówią o czymś innym. Dlatego wydaje mi się, że miejsce na pomnik powinno być lepiej wybrane. To nie jest najlepsze miejsce dla tego pomnika.
Czy uważa Pani, że każdy pomnik, każda ławka, alejka, ulica, które powstają w Białymstoku, powinny być konsultowane z mieszkańcami? Bo właśnie takie są zarzuty - że swojej decyzji radni z nimi nie konsultowali.
Oczywiście to byłaby przesada, gdyby wszystko było konsultowane. Natomiast powiem szczerze - cały proces planowania przestrzennego odbywa się z dosyć niskim udziałem mieszkańców. Oczywiście - procesy konsultacji się odbywają, bo miasto jest zobowiązane do tego. Ale to są bardzo hermetyczne konsultacje i mieszkańcy, z tego, co wiem, niezbyt często z nich korzystają. Dylemat, jak zachęcić mieszkańców do wzięcia udziału w konsultacjach, jak uzmysłowić im, że ta przestrzeń jest dla nich ważna, ma nie tylko nasze miasto. Ale mamy też mnóstwo przykładów z Polski, gdzie konsultacje dosłownie wychodzą na ulice. I wtedy ludzie nawet przypadkowo biorą w nich udział. To bardzo ważne, żeby urząd wychodził ze swoich murów. Jeżeli zmieniamy jakieś osiedle, to po co zapraszać ludzi na Słonimską?