Kataklizm znów odsłonił słabość państwa i małość polityków
Nikt nie oczekuje, że politycy okiełznają siły natury. Wystarczy, że zrobią tylko to, co jest w ich nieboskiej mocy, czyli przygotują państwo na sprawne wychodzenie z kryzysów.
Żadna opcja tego nie zrobiła. Wciąż nie ma, czego dowodzą ostatnie kataklizmy, spójnych procedur natychmiastowego przyjścia z pomocą poszkodowanym. Jest za to chaotyczne łatanie dziur w systemie. Naprędce tworzone są przepisy, które mają przyśpieszyć wypłatę pieniędzy na zabezpieczenie, odbudowę domów, na powrót do normalnego życia. Władzę szacowania strat dostaną urzędnicy, rzeczoznawcy zostaną odsunięci na bok. Jakie mogą być konsekwencje takiego posunięcia? Pewnie nikt się nad tym nie zastanawia. Trzeba pokazać, że władza reaguje, ułatwia, pomaga. Ważne, by szybko zamknąć usta opozycji, która mówi, że gdy ludzie potrzebowali pomocy, to minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak (PiS) „przez te cztery dni (od wystąpienia kataklizmu na północy kraju - red.) zajmował się głównie opalaniem swojego brzucha”. Skrytykował Sławomir Neumann, szef klubu parlamentarnego PO, a lider Platformy Grzegorz Schetyna dorzucił: „nie radzicie sobie (...) PO rozwiąże problem w 48 godzin”. Minister zrewanżował się opozycji zarzutem o zbijanie kapitału politycznego na nieszczęściu Polaków. Pewnie nie chce pamiętać, że on zachowywał się tak samo jak teraz Neumann i Schetyna w czasie powodzi w 2014 roku, ale to on korzystał wtedy z wilczego prawa opozycji, a rządziła PO. Wyjazd premiera Donalda Tuska na zalane tereny Błaszczak określił zagrywką PR-owską. Ostro krytykował ówczesną władzę Jarosław Kaczyński (PiS), mówiąc, że dobry pasterz „pozostaje z owcami, kiedy przychodzi wilk. Otóż powódź to wilk. Pasterz uciekł”.
Polityczni adwersarze zamieniają się tylko miejscem siedzenia i punktem widzenia. A państwo wciąż nie radzi sobie z kryzysami. Tę jego niewydolność widać w reakcjach samych polityków: premier Włodzimierz Cimoszewicz (SLD) w czasie powodzi stulecia w 1997 roku: „Trzeba się ubezpieczać”; marszałek Sejmu, pełniący obowiązki prezydenta, kandydat PO na prezydenta Bronisław Komorowski podczas powodzi 2010 roku: „Woda ma to do siebie, że się zbiera i stanowi zagrożenie, a potem spływa do Bałtyku”; minister infrastruktury i rozwoju Elżbieta Bieńkowska (PO) o paraliżu na kolei spowodowanym śnieżycami i mrozami w 2014 roku: „Sorry, taki mamy klimat”.
A właśnie, że nie, jest zupełnie inny od politycznego opisu rzeczywistości. Ludzie zostawili własne zniszczone domy i ruszyli ratować harcerzy z obozu w Suszku, młodzi ludzie zrezygnowali z wakacji i pomagają poszkodowanym (są tam m.in. harcerze ze Skierniewic), sołtys Rytla wyprzedził i polityków, i wojsko organizując akcję ratunkową. A politycy debatują o opalaniu brzucha i piszą prawo na kolanie.