Karuzela się kręci. Kadry mają już zawroty głowy
To, że PiS potrafi wycofać się ze złej decyzji, jest - jego zdaniem - siłą. Liderzy PO boją się, że to dopiero początek kadrowego bałaganu.
Kadrowa karuzela stanowisk w obozie rządowym zaczyna obracać się coraz szybciej, stawiając PiS w fatalnym świetle. Najgłośniejsza wpadka personalna to odwołanie insp. Zbigniewa Maja ze stanowiska komendanta głównego policji zaledwie po ośmiu tygodniach od nominacji. W łódzkiej prokuraturze toczy się śledztwo w sprawie korupcji, w którym przewija się nazwisko byłego komendanta.
- Komentarz do tego może być tylko jeden - twierdzi Joanna Scheuring-Wielgus, posłanka Nowoczesnej Ryszarda Petru. - Nie tylko ta nominacja, ale kilka innych świadczy o tym, że PiS jest kompletnie nieprzygotowane do rządzenia. Partia prezesa Kaczyńskiego sięga po takich ludzi, ponieważ ma bardzo krótką ławkę kadrową.
Wprawdzie insp. Zbigniew Maj bronił się, twierdząc, że to prowokacja policjantów z wydziału spraw wewnętrznych (tzw. policja w policji), ale minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak i tak natychmiast zdymisjonował komendanta.
Ostatnie dni przyniosły inne zaskakujące decyzje personalne PiS. Dwudniowym prezesem Polskiego Holdingu Obronnego (który ma udziały w wartej miliardy Polskiej Grupie Zbrojeniowej) został Mariusz A. Kamiński, wyrzucony swego czasu z PiS za udział w tzw. aferze madryckiej. Sam Kamiński nie ma sobie nic do zarzucenia - twierdzi, że stanął do konkursu i wygrał, ponieważ przez dwie kadencje był członkiem sejmowej Komisji Obrony. Ale wkrótce - jak spekulują media i politycy opozycji - Kamiński podał się do dymisji, o której wcześniej... usłyszał w radiu. Opozycja nie ma wątpliwości, że była to decyzja Jarosława Kaczyńskiego.
Z kolei dyrektorem wykonawczym ds. komunikacji korporacyjnej w Orlenie, najbogatszej polskiej firmie, został Marcin Mastalerek, były rzecznik prasowy PiS. Pikanterii tej nominacji dodaje fakt, że na podobne stanowisko powołano w 2014 roku Igora Ostachowicza, doradcę ustępującego wtedy premiera Donalda Tuska. Wówczas partia Jarosława Kaczyńskiego oskarżyła Platformę o korupcję polityczną. Przekonywali, że świetnie płatną posadę otrzymał doradca Tuska w nagrodę za dobrą służbę.
Po medialnej burzy Ostachowicz szybko ustąpił z hukiem. Tymczasem marszałek Senatu Stanisław Karczewski z PiS nie dziwi się nominacji Marcina Mastalerka. Twierdzi, że to nie nagroda, ponieważ były rzecznik partii jest fachowcem i będzie zarabiał mniej niż Ostachowicz.
- Każda nowa władza ma jakieś tam prawo do zmian kadrowych, byle nie przekraczała granic przyzwoitości - komentuje poseł PSL Eugeniusz Kłopotek. - Ale żeby się nie kompromitować, trzeba przyjrzeć się kwalifikacjom kandydatów. Nie powinno być tak, że awansuje ten, kto ładniej pocałuje prezesa w rękę.
Kolejna nominacja budząca zaskoczenie opozycji parlamentarnej to awans innego uczestnika afery madryckiej Adama Rogackiego (syna b. wojewody kujawsko-pomorskiego Józefa Rogackiego z PiS). To były poseł partii Kaczyńskiego i jeden z bohaterów tzw. afery madryckiej. Adam Rogacki zasiądzie w radzie nadzorczej spółki Skarbu Państwa PL.2012, zarządzającej Stadionem Narodowym w Warszawie.
Łukasz Schreiber, bydgoski poseł PiS, zdecydowanie zaprzecza, jakoby ławka kadrowa partii była krótka: - Przeciwnie, mamy kogo wybierać. Natomiast błędy mogą się zdarzać. Trzeba pamiętać, że o takich nominacjach nie decyduje kilkaset osób znających kandydata. Błędów nie popełnia ten, kto nic nie robi.
Zdaniem posła Schreibera, decyzje personalne PiS nie zapadają bez analiz, przeciwnie. A może zmiany zachodzą zbyt szybko? Poseł Schreiber zaprzecza: - To wcale nie jest ekspresowe tempo. Co można zarzucić panu Mastalerkowi, skoro jest specjalistą od wizerunku? Nie został przecież prezesem Orlenu. Na pewno nie jest to sytuacja porównywalna z nominacją Igora Ostachowicza. Tam chodziło o ogromne pieniądze.
Podobną opinię prezentuje posłanka PiS Ewa Kozanecka: - Jeśli kandydaci mają kompetencje, to dlaczego je podważać? A jeśli później dochodzi do weryfikacji i zmian, to tylko dobrze świadczy o uczciwości partii. Bez obaw, kadry mamy dobre.
Tomasz Lenz, poseł i szef regionalnych struktur PO, twierdzi, że chaos personalny w PiS wynika m.in. z braku kompetentnych kadr: - Wiem, że następuje zaciąg regionalnych działaczy i urzędników do Warszawy - tłumaczy. - Myślę, że najgorsze dopiero przed nami. Setki lokalnych działaczy, nawet z dobrymi intencjami, nie dadzą rady bez doświadczenia zawodowego. Tymczasem oni awansują od razu o kilka szczebli.
Jarosław Kaczyński nie panuje już nad partią - to druga teza posła PO. Te nagłe awanse i dymisje pod naciskiem mediów to decyzje prezesa PiS. - Jego partia żyje własnym życiem, a setki działaczy PiS przebierają nogami w nadziei na awans.
Kujawsko-pomorscy posłowie PiS przekonują, że zarzuty o chaosie kadrowym w partii to wyolbrzymianie problemu przez media i opozycję. - Wszystko idzie w dobrym kierunku - zapewnia posłanka Ewa Kozanecka.