Karp - lepiej mu w wodzie, niż na patelni [ROZMOWA]
Rozmowa z Łukaszem Miernikiem, łowcą karpi ze Skarżyska
Będzie karp u pana na wigilii?
Nie będzie. Już od dawna nie ma.
Ale to tradycja.
Nie taka długa, już powojenna. Karpie są tanie w hodowli i dlatego były wówczas dostępne. W ogóle karp to nie jest polska, tylko azjatycka ryba. U nas w naturalnych warunkach nawet się nie rozmnażają. Co do tradycji, mamy własną, związaną z karpiami. Od kilku lat ze znajomymi kupujemy kilka sztuk i przed wypuszczamy na wolność - do zalewu w Suchedniowie, albo na Rejowie. W tym roku jest kłopot, bo w marketach nie chcą sprzedawać żywych ryb. Wszedł przepis, który zabrania sprzedaży ryb przed zabiciem.
Niezły pomysł
To słuszny przepis, ryby wrzucane żywe do reklamówki powoli się dusiły, a pani dalej robiła zakupy.
Karpi pan nie je, ale je łowi.
Łowienie karpi to dla mnie więcej niż hobby, to część mojego życia. Dlatego uważam, że ta ryba lepiej czuje się w wodzie, niż na patelni. Od lat nie zabrałem znad wody żadnej ryby. Zresztą, nie jestem smakoszem.
Za co pan ceni te ryby?
Każdy jest inny. Ma oryginalny kształt, układ łusek. Jeśli rybę wypuszczę i złowię po kilku latach, jestem ją w stanie porównując zdjęcia rozpoznać ten sam okaz.
Są atrakcyjne dla wędkarzy?
Są bardzo silne, w trakcie holu są ogromne emocje. Karpie są też wyjątkowo przebiegłe. Niewiele osób potrafi je skutecznie łowić. W odróżnieniu od innych gatunków te ryby wiedzą, jak uwolnić się z haczyka - celowo owijają żyłkę o promień płetwy grzbietowej i ją przecierają.
Duże rosną karpie?
Rekord Polski to okaz ważący 34 kilogramy. Rekord świata to aż 48 kilo!