Karolina Karasiewicz do Pacificu Toruń przeszła rok temu i nie żałuje swojej decyzji
Rozmowa z Karoliną Karasiewicz, kolarką TKK Pacific Nestle Fitness Teamu Toruń, mistrzynią Polski elity w wyścigu ze startu wspólnego.
Kolarstwo ma Pani w genach...
Dokładnie. Trenował je mój tata. Jak miałam sześć lat zaraził mnie swoją pasją do kolarstwa i od tego czasu zaczęła się moja przygoda z tym sportem.
Tata odnosił sukcesy?
To była zawsze jego pasja. Różnie układała mu się kariera, sądzę, że najbardziej jest zadowolony z moich sukcesów.
Pochodzi Pani z Łodzi. W jaki sposób trafiła Pani do Torunia?
W ubiegłym roku podczas mistrzostw Polski podszedł do mnie trener Leszek Szyszkowski i zaproponował przejście do Pacificu. Dostałam szansę rozwoju, pracy z bardzo dobrą kadrą, więc zdecydowałam się na zmianę klubu. Wiadomo, że zawsze serce jest rozdarte, gdy opuszcza się rodzinną miejscowość. Było mi jednak o tyle łatwiej, że nie pierwszy raz odeszłam z Łodzi. Mam za sobą bowiem również trzyletni okres startów w Grudziądzu.
Po zdobyciu mistrzostwa Polski elity mocno podkreślała Pani rolę trenera Szyszkowskiego. Jaki macie układ - partnerski, czy to on wszystkim rządzi?
Wszystko trzeba wypośrodkować. Wiadomo, że generalnie wszystkim rządzi trener. Ale ma też normalne, ludzkie podejście. Mamy bardzo dobry kontakt, współdziałamy. Ze swojej strony wiem, że muszę ciężko pracować i staram się to robić. Ale - z drugiej strony - gdy miałam kraksę i złamałam obojczyk, trener bardzo mnie wspierał. Zresztą nie tylko on, ale wszyscy w klubie, za co im dziękuję. Takie rzeczy uskrzydlają. Mimo początkowego pecha po przyjściu do Pacificu, wszystko się „wyprostowało”, Najpierw wygrałam wyścig na toruńskiej starówce, teraz zdobyłam mistrzostwo kraju. Cieszę się, że mogłam tym wynikiem odwdzięczyć się wszystkim, którzy mi pomagali. To mistrzostwo elity było zwieńczeniem naszej wspólnej, ciężkiej pracy.
Zobacz także: Skromna mistrzyni dziękowała wszystkim
A jakie stosunki panują w grupie między zawodniczkami? Kolegujecie się, przyjaźnicie, czy po prostu tylko jeździcie w jednej drużynie?
Oczywiście, że kolegujemy się i przyjaźnimy. Bardzo dużo czasu spędzamy razem nie tylko na zawodach, ale też i zgrupowaniach. Te relacje są bardzo dobre, wspieramy się, pozytywnie nakręcamy. Jeśli któraś z nas ma gorszy dzień, może liczyć na resztę grupy. To bardzo dobry układ. No i nie ma żadnej zazdrości między nami.
Startuje Pani też na welodromie. Woli Pani tor czy szosę?
Jak jeżdżę na szosie, to tęsknię za torem, jak na torze, to za szosą. Myślę, że każda z tych dwóch rywalizacji ma plusy i minusy. Na torze jeździmy w zamkniętej arenie, kibice mogą obserwować na każdy ruch. Dla zawodnika to fajne uczucie, gdy jest przez tych kibiców obserwowany przez cały czas. Na szosie tego nie ma, ale za to jest bardziej nieprzewidywalna. Tu dochodzą warunki atmosferyczne, trasa, która może być płaska lub górzysta. Jest wiele niewiadomych, dlatego może szosa jest bardziej ekscytująca.
Ile kilometrów rocznie Pani przejeżdża?
Około 20 tysięcy.
Jak Pani sobie radzi z kryzysami, gdy ma już dość kolarstwa? Bo nie wierzę, by takie chwile się nie pojawiały...
Kolarstwo jest moją pasją. Wiadomo, że zdarzają się lepsze i gorsze dni, jak przytrafiają się porażki, to każdemu jest przykro. Ale myślę, że nie było jeszcze takiego momentu, w którym miałabym dość roweru i chciała skończyć się ścigać.
A w jaki sposób Pani odpoczywa, odstresowuje się od sportu?
Jak jestem w domu, to lubię słuchać muzyki. Generalnie popu, można powiedzieć, że tego, co leci w radiu. Uwielbiam też oglądać seriale, jestem fanką „Gry o tron”, lub podróżować, zwiedzać. To jest mój sposób na relaks.
Studiuje Pani na Uniwersytecie Łódzkim. Jakie ma Pani plany na życie po skończeniu kariery?
Studiuję pedagogikę resocjalizacyjną. Jeśli chodzi o moje plany, to na razie chciałbym się jeszcze skupić na kolarstwie. Później - zobaczę. Na pewno to, że obecnie studiuję, może mi tylko pomóc w dalszych planach życiowych, zwłaszcza tych pozasportowych. Ale zastanawiam się też mocno nad pozostaniem w kolarstwie, w roli trenera lub dyrektora sportowego. W tej chwili nie mam jeszcze sprecyzowanych planów na sto procent.
A interesuje się Pani jakąś inną dyscypliną sportu?
Kiedyś próbowałam swoich sił w koszykówce, ale jak zaczęłam ścigać się na poważnie, to stwierdziłam, że nie mam czasu na próbowanie swoich sił w innym sporcie.
Jakie są sportowe marzenia mistrzyni Polski w elicie?
Na pewno zdobycie koszulek mistrzyni Europy, mistrzyni świata, pojechanie na igrzyska, a potem zdobycie na nich medalu... Chyba każdy sportowiec ma takie marzenia. Mam nadzieję, że uda mi się je spełnić.
Karolina Karasiewicz
- urodziła się 23 lipca 1995 r. w Łodzi.
- to aktualna mistrzyni Polski w wyścigu elity ze startu wspólnego
- tytuł zdobyła 24 czerwca w Gdyni
- to pierwszy tego typu sukces w historii toruńskiego klubu