Waży 34 kilogramy, ma 173 centymetry wzrostu. Lekarze bezradnie rozkładają ręce - dziewczyna z Jędrzejowa jest zbyt chora... żeby ją leczyć.
Karolina prosi o pomoc
•Mam na imię Karolina. Mam 22 lata. Jestem tutaj, ponieważ codziennie toczę walkę ze sobą samą… Jestem tak strasznie zmęczona. Wydostać się z koszmaru, w którym tkwię i zacząć normalnie żyć – o niczym innym nie marzę, ale choroba jest ode mnie silniejsza. Tak bardzo chcę przestać, ale sama nie potrafię. Rozpaczliwie potrzebuję pomocy.
Sama nie dam sobie rady. Czuję, że z dnia na dzień znikam, jestem coraz słabsza. Już jestem świadoma choroby. Chcę żyć! Całe życie przede mną. Mam tak wiele planów, których nie mogę teraz zrealizować. Niestety ani mnie ani moich rodziców nie stać na turnus, a widzę, jak oni cierpią, widząc, jak choroba mnie pomału zabiera.
Liczy się każdy dzień, dlatego błagam Was o pomoc.
Karolina Mika z Jędrzejowa ma 22 lata. Jeszcze dwa lata temu ważyła 58 kilogramów i była pełną życia dziewczyną. Pewnego dnia stwierdziła, że ma trochę za duży brzuch i powinna schudnąć kilka kilogramów... I schudła 20.! Teraz żyje w ukryciu. Tylko w domu czuje się bezpieczna, tylko tutaj ma swój azyl przed wścibskimi spojrzeniami i nieprzyjemnymi komentarzami ludzi. Teoretycznie wie, że jest potwornie chuda, ale patrząc w lustro, kościotrupa nie widzi.
Zawsze była szczupła
Karolina zawsze była szczupła. Nie potrafi wyjaśnić, co ja skłoniło do tego, żeby zacząć się odchudzać. – Na początku chciałam tylko troszeczkę schudnąć. Kiedy zobaczyłam na wadze dwa kilogramy mniej, pomyślałam, że skoro to takie „łatwe” to może schudnę jeszcze troszeczkę – wspomina.
Dziewczyna nigdy nie stosowała żadnej konkretnej diety. Na początku odsączała kotlety z tłuszczu, potem w ogóle przestała jeść smażone rzeczy. Była z siebie zadowolona, kiedy potrafiła wejść do sklepu i ominąć regał ze słodyczami. W pewnym momencie straciła jednak kontrolę. Wyrzuty sumienia po zjedzeniu kawałka ciasta nie dawały jej normalnie funkcjonować.
Od ćwiczeń zrobiły jej się odleżyny
Karolinę zgubiły obsesyjne ćwiczenia. Na początku robiła zwykłe brzuszki, potem ćwiczyła po każdym posiłku. Nawet po zjedzeniu połówki jabłka musiała spalać kalorie przez ponad godzinę. – Na początku nie czułam żadnego zmęczenia. Podbudowywało mnie to, że miałam wiercenie w żołądku, podbudowywał mnie głód. Potem jednak przestraszyłam się tego, co się dzieje z moim kręgosłupem. Koleżanka zauważyła, że mam na nim jakiś odcisk. Poszłam z tym do lekarza i okazało się, że od ćwiczeń zrobiły mi się sine odleżyny. Ból był tak silny, że nie mogłam ćwiczyć na podłodze, robiłam więc to na kocu.
„Bardzo się boję, że umrę”
Karolina przez pierwsze pół roku odchudzania schudła dziesięć kilogramów i w ubiegłego Sylwestra ważyła 47 kilogramów. Przyjaciółki i rodzina mówiły jej, że wygląda źle, ale ona na takie komentarze reagowała śmiechem. Potem jednak popadła w depresję, zaczęła zamykać się w pokoju i płakać bez żadnego powodu. Choć wszyscy się o nią martwili, nie chciała od nikogo pomocy. Nie uważała, że ma jakikolwiek problem.
•Mama błagała mnie, żebym zaczęła jeść, często widziałam jak płacze z mojego powodu. Choć serce mi się kroiło z bólu, panicznie bałam się wyjść z domu, przerażały mnie spojrzenia ludzi. Nigdy nie zapomnę, jak będąc w przymierzalni, sprzedawczyni perfidnie zaczęła obgadywać mnie ze swoją koleżanką. Mama oczywiście wzięła mnie w obronę, bo wiedziała, jak wiele kosztuje mnie wyjście z domu, ale niestety podobnych sytuacji było mnóstwo - żali się chora dziewczyna. Wyjaśnia jednak, że na początku ubiegłego roku dała się namówić na leczenie i trafiła do szpitala psychiatrycznego w Kielcach.
•To właśnie tam, kiedy rozbierałam się do kąpieli, przeraziłam się swojego ciała i po raz pierwszy pomyślałam, że mogę umrzeć, że jednak to wszystko posunęło się za daleko. Lekarze powiedzieli mi wtedy, że może zdarzyć się tak, że usnę i już nigdy się nie obudzę – wspomina Karolina. Nie zaprzecza, że wtedy zwyczajnie chciała śmierci, miała myśli samobójcze. Teraz jednak bardzo boi się, że umrze.
W szpitalnej izolatce
Wbrew pokładanym w leczeniu nadziejom, trzytygodniowy pobyt w szpitalu psychiatrycznym okazał się dla dziewczyny tragiczny. – To było straszne. Pracownicy szpitala twierdzili, że wymiotuję, co absolutnie nie było prawdą. Zamknęli mnie w szklanej izolatce i wszyscy na mnie patrzyli. Pacjenci czy nawet odwiedzający stawali przed szybą, nie miałam żadnej intymności. Żeby iść do toalety musiałam wołać personel. Dla mnie to była przesada. Nie byłam sobie w stanie poradzić i po trzech tygodniach wypisałam się na własne żądanie.
„We mnie są dwie osoby”
Karolina ma świadomość tego, jak bardzo jest chuda, czasem jest w stanie nawet dostrzec swoje wystające kości. Niestety odbicie w lustrze mówi jej zupełnie coś innego.
•Zdaję sobie sprawę, że coś jest nie tak skoro wszyscy odwracają się za mną na ulicy i wytykają mnie palcami. Kiedy jednak patrzę w lustro widzę, że mam trochę za dużo ciała, szczególnie na brzuchu oraz na twarzy –mówi Karolina. Zaznacza, że teoretycznie ma świadomość swojej choroby ale po każdym posiłku czuje olbrzymie wyrzuty sumienia. - We mnie są dwie osoby. Wiem, że powinnam jeść ale panicznie boję się zobaczyć chociażby grama więcej na wadze – mówi. Przyznaje, że płacze za każdym razem, kiedy wchodzi na wagę bez względu na to, ile ona wskaże. – Kiedy ważę więcej niż wcześniej to mimo tego, że wiem że muszę przytyć, płaczę i jestem zdołowana. Kiedy natomiast ważę mniej to płaczę, bo boję się, że umieram – wyznaje.
Dwudziestodwulatka nie prowadzi życia typowego dla osób w jej wieku. W związku z tym, że praktycznie przez cały czas myśli wyłącznie o jedzeniu, musiała zrezygnować ze studiów. – Codziennie robię to samo. Bardzo pilnuję godzin posiłków, jem ich pięć dziennie. Pierwszy stanowi owsianka na wodzie, potem jabłko, na obiad jem warzywa, ewentualnie kawałek mięsa. Po obiedzie idę spać. O godzinie 16 jem podwieczorek, zazwyczaj jest to jogurt naturalny, na koniec dnia zdarza mi się zjeść połowę bułki – wylicza.
Włosy wychodzą jej garściami
Karolina widzi, jak dużo zabiera jej choroba, że tak naprawdę zabiera jej życie.
•Wiem, że mogłabym pracować, marzy mi się studiowanie pielęgniarstwa. Zdaje sobie jednak sprawę, że teraz nie dam rady, bo nie jestem nawet w stanie skupić się na przeczytaniu książki, a co dopiero na nauce. Moje myśli skupiają się tylko na jedzeniu. Mój organizm jest totalnie wyniszczony, łamią mi się paznokcie, krwawią dziąsła, włosy wychodzą garściami. Bardzo się boję, że wypadną mi zęby...
Przyjaciółka płacze razem z nią
Dwudziestodwulatka mimo swojej choroby zawsze może liczyć na swoje przyjaciółki, a szczególnie na jedną, Ewelinę. – One od początku widziały, co się dzieje, ale bardzo wstydziłam się swojej choroby i krzyczałam na nie, kiedy zwracały mi uwagę, że nie jem. Kiedy jednak przyznałam się, że zdiagnozowano u mnie anoreksję, byłam bardzo pozytywnie zaskoczona. Ewelina, moja najlepsza przyjaciółka z technikum gastronomicznego do tej pory jest ze mną, płacze i śmieje się ze mną. Cały czas dzwoni, cały czas chce się spotykać, nie odwróciła się ode mnie chociaż wiem, jak mało czasu jej poświęcam, bo ciągle źle się czuję i nie mam na nic siły – mówi Karolina. Przyznaje, że kiedy zapisała się do fundacji „Się pomaga” i o jej chorobie zrobiło się w Jędrzejowie głośno, ludzie nie krytykowali jej lecz starali się pomóc.
•Jestem bardzo wzruszona. To, że tak wielu ludzi jest ze mną jest także niezwykle motywujące. Chcę walczyć dla nich ale przede wszystkim dla siebie. Chcę wyjść ze znajomymi na pizzę, marzę o tym, żeby wejść do sklepu odzieżowego i móc kupić to, co mi się podoba, a czego teraz nie mam szans sobie kupić, bo nie ma na mnie rozmiaru.
Chce założyć rodzinę, mieć dzieci
Karolina wierzy, że pokona anoreksję i marzy, że kiedyś założy rodzinę. - Kocham dzieci i bardzo chciałabym mieć je w przyszłości chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że mogę mieć duże problemy z zajściem ciążę, ponieważ na chwilę obecną moje organy przestały funkcjonować – mówi Karolina. Szansą na jej wyleczenie jest pobyt w podwarszawskim ośrodku dla chorych na zaburzenia odżywiania, w którym Karolina była już pięć tygodni. Koszty terapii wynoszą 12 tysięcy złotych miesięcznie i dziewczyny nie stać na dalsze leczenie.
•W ośrodku na nowo nauczyłam się żyć, jeść, poznałam też nowe smaki. Z dziewczynami, które cierpią na tę samą chorobę co ja łatwiej mi było nabierać sił, byłam w stanie nawet przełknąć brokuł, którego wcześniej nienawidziłam – wspomina Karolina.
Pomóżmy jej się leczyć
Niestety pięć tygodni na wyleczenie anoreksji to zdecydowanie za mało. - Wracając z ośrodka do domu myślałam, że zacznę wszystko od nowa. Przez pierwszy tydzień sztywno trzymałam się jadłospisu, ale kiedy zobaczyłam, że ważę o jeden gram więcej spanikowałam i zaczęłam zmniejszać posiłki. W jadłospisie miałam na przykład dwa jajka, a ja jadłam jedynie pół. Teraz bardzo chcę wrócić do ośrodka, dlatego pomimo tego że strasznie bałam się reakcji ludzi, zapisałam się do fundacji „Się pomaga” i razem zbieramy pieniądze na moje leczenie. Mam już na koncie ponad trzy tysiące złotych, na leczenie brakuje mi więc jeszcze ponad osiem tysięcy – wyjaśnia Karolina. Tłumaczy, że próbowała się dostać do zwykłego szpitala, ale wszędzie jest odsyłana z kwitkiem.
•Lekarze twierdzą, że mam za niskie BMI i boją się, że umrę dlatego nie chcą przyjąć mnie do szpitala. Zalecają mi, żebym najpierw „przezdrowiała” i przytyła w domu i dopiero wtedy się do nich zgłosiła. To jest dla mnie naprawdę niezrozumiałe. Zawsze wydawało mi się, bowiem że do szpitala trafiają ciężko chorzy ludzie, tymczasem okazuje się, że jestem zbyt chora żeby mnie leczyć... .
Jak pomóc?
Wejdź na stronę fundacji „Siepomaga”, w wyszukiwarce wpisz „pokonać demona anoreksji”. Kiedy pojawi się historia Karoliny kliknij napis „wesprzyj” i wpłać dowolną kwotę. Liczy się każda złotówka.