Karol Klimczak: Lech Poznań będzie sprowadzać coraz droższych i lepszych piłkarzy
Prezes Lecha Poznań Karol Klimczak ocenia pracę trenera Nenada Bjelicy i mówi o planach transferowych klubu przed nowym sezonem.
Ma pan trochę pretensji do trenera Bjelicy za to, jak zakończył ten sezon?
Nie ma powodów, by mieć jakieś pretensje. Jestem zadowolony z jego pracy.
Kilka powodów by się znalazło. Przegrany finał Pucharu Polski, bezbarwna końcówka sezonu, strata w ostatnich minutach wicemistrzostwa Polski, konflikt z kilkoma zawodnikami...
Po finale, tak jak wszyscy kibice Lecha, byliśmy bardzo wkurzeni, do dzisiaj zresztą jesteśmy wkurzeni z powodu tej porażki. To jednak nie trener grał i nie trener nie wykorzystał pięciu stuprocentowych sytuacji. Nenad Bjelica doprowadził nas do finału PP i europejskich pucharów. Mamy do niego pełne zaufanie. W nowym sezonie trener będzie budował nowego Lecha.
W kwietniu wydawało się, że jest szansa nawet na dublet. Lech grał wspaniale, nawet rywale gratulowali mu tytułów. Okazało się, że w gablocie żadnego trofeum nie przybyło, a na dodatek skomplikowały się przygotowania do sezonu, bo zaczynacie sezon dwa tygodnie wcześniej. Byłby czas na przeprowadzenie transferów, teraz trochę to wszystko robi się na „wariackich papierach”.
Rozchwiane są te opinie kibiców i ekspertów. Jesienią mówiło się, że Lech ma za słaby zespół by grać w górnej ósemce. Wiosną ci sami eksperci i komentatorzy przyznawali, że „wciągamy” ligę nosem.
Trzeba jednak patrzeć realnie na sytuację. To nie trener sprawił, że dwa tygodnie wcześniej zaczynamy sezon.
Trener sprawił, że jesteśmy w pucharach europejskich i tak na to trzeba ocenić. Martwi jedynie, że już do poniedziałku trzeba zgłosić piłkarzy na I rundę eliminacji.
Po przegranym finale, „Lokomotywa” straciła parę i trener nie potrafił jej znów skierować na właściwy tor.
Czy to dziwne, że wpadła w dołek? Jedziemy jak po swoje, jesteśmy w formie i w niewytłumaczalny sposób przegrywamy. Wszyscy dostaliśmy obuchem po głowie, piłkarze też.
Zasługą trenera jest, że podniósł tę drużynę i wróciliśmy do gry o mistrzostwo, o które walczyliśmy do ostatniej kolejki. Powiem więcej, trener uratował nam sezon.
Po finale mentalnie drużyna była w fatalnym stanie. To były zgliszcza. Bjelica ją odbudował.
Niewiele jednak brakowało, by trzecie miejsce zostało przegrane w ostatnich minutach meczu w Białymstoku i wtedy ocena Bjelicy byłaby inna?
Faza finałowa pokazała, że nie tylko Lecha dopadło zmęczenie. System ESA 37 powoduje, że gramy bardzo dużo nawet na tle Europy.
A przecież nie mamy nadludzi z wyższym poziomem hemoglobiny.
Do tego dochodziła nerwowość. Chcieliśmy za wszelką cenę grać w pucharach, a uciekła nam pierwsza ogromna szansa, by się do nich zakwalifikować i zostaliśmy z pistoletem przystawionym do skroni. Każda pomyłka powodowała, że zostawaliśmy z pustymi rękami.
Pieniędzy też trochę uciekło. Przegrany finał to 800 tys. złotych, przegrane w kilku minutach wicemistrzostwo to ponad 1 mln. Straciliście to co udało się zarobić na Pro Junior System.
To niewłaściwe podejście. Trener Bjelica zarobił dla nas pieniądze, bo graliśmy ciekawą, ofensywną piłkę. Kibice wrócili na stadion, mieliśmy znów niezłą frekwencję. W tych kategoriach zarobiliśmy.
Jakbyśmy tak rozpatrywali sprawę, to można powiedzieć, że to np. blok defensywny był temu winny, a tak przecież nie jest.
Straciliśmy kontrolę nad ostatnim meczem przez kontuzje Trałki i Makuszewskiego. Mimo nerwowej końcówki, utrzymaliśmy trzecie miejsce. Bjelica więc zrobił dobrą robotę. Sprawił, że większość piłkarzy zrobiła duży postęp, kilku się odbudowało, na czym nam bardzo zależało. Dlatego uważam, że jego zatrudnienie to był nasz sukces.
Czy to, że była taka presja i było tak nerwowo spowodowało, że pojawiły się konflikty w zespole? Tutaj Bjelica też wskazał palcem winnych i popsuła się chemia między nim a drużyną.
Patrzę na to zupełnie inaczej. Byłem bardzo zdziwiony reakcją mediów, które trąbiły wręcz, że w Lechu są konflikty i zła atmosfera.
Sami zawodnicy, jak choćby Robak przyznali, że są zaskoczeni niektórymi decyzjami trenera i mają o to do niego żal.
Robak powiedział tylko, że chce więcej grać i ja to rozumiem, bo to bardzo ambitny piłkarz. Dla mnie problemem byłby zawodnik, który jest zadowolony, że nie gra i kasuje pieniądze.
Robak zasugerował, że chce odejść. Co na to klub?
Ma kontrakt z Lechem, więc o tym czy może odejść, to decydujemy razem z Piotrem Rutkowskim.
Z niewolnika nie ma pracownika...
Spokojnie przyjmujemy niektóre emocjonalne wypowiedzi.
Zawodnicy muszą mieć świadomość, że jest jeden kapitan na okręcie i jeśli on widzi, że potrzebna jest zmiana, to trzeba to uszanować i się temu podporządkować. Koniec kropka.
Tu nie ma dyskusji. Marcin chciał więcej grać i ja to rozumiem, ale musi respektować polecenia trenera. Dzięki komu został królem strzelców? Dzięki trenerowi. To Bjelica na niego stawiał, to on wyznaczył go do karnych i musi o tym pamiętać. Jeśli będzie miał problemy z pamięcią to będziemy mu o tym przypominać.
Czy Lech będzie miał w przyszłym sezonie pożytek z Robaka czy będzie to raczej „małżeństwo z rozsądku”?
Marcin jest na tyle doświadczony, że doskonale zdaje sobie sprawę, że trener doceni jego zaangażowanie i to co będzie dawał drużynie. Więc jestem przekonany, że strzeli jeszcze dla nas dużo goli.
A czy kara finansowo go nie zniechęci?
Nie sądzę.
Do Lecha przyległa łatka, że radzi sobie ze słabymi i średniakami, ale nie umie wygrywać z silnymi. Jak Pan to skomentuje?
W poprzednich sezonach traciliśmy punkty właśnie z niżej notowanymi rywalami i to decydowało, że traciliśmy mistrzostwo czy miejsce w pucharach.
Teraz nie mieliśmy problemów z tymi gorszymi, ale brakowało nam spokoju, wyrachowania i szczęścia z zespołami z czołówki. Myślę, że w przyszłym sezonie nie będziemy gubić punktów z dołem tabeli i zaczniemy wygrywać też z naszymi największymi konkurentami.
To jest kwestia do poprawy i wiem, że trener nad tym pracuje. Póki co Bjelica może pochwalić się tym, że stworzył zespół, który zawsze walczy, gra o zwycięstwo i trudno go pokonać.
Zostały tylko trzy dni by zgłosić piłkarzy do Ligi Europy, a Lech stracił parę stoperów, a na dodatek Bednarek, Kownacki i Kędziora są na Euro U-21. Nie wiadomo też, czy zostanie Makuszewski. Kibice czekają na wzmocnienia i obawiają się, że w LE szybko może dojść do kompromitacji.
Jeszcze trochę czasu zostało do poniedziałku. W transferowej rzeczywistości ważne są czasem minuty.
Intensywnie pracujemy nad wzmocnieniami. Pierwszą rundę musimy przejść taką ekipą, jaką będziemy mieli w poniedziałek.
Innej opcji nie ma. Wiem, że trener ma koncepcje jak ułożyć drużynę z tych zawodników, których ma.
Na jaki etapie jest sprawa transferu Jana Bednarka? Oferta z Southampton, 6 mln euro jest z gatunku tych nie do odrzucenia.
Jeśli taka oferta się pojawi to będziemy się zastanawiać. Nie wypychamy naszych młodych zawodników na siłę z Lecha. Już zimą mogliśmy go sprzedać, ale uważaliśmy, że ma czas na transfer i powinien jeszcze u nas zostać. Teraz też z Jankiem będziemy jeszcze rozmawiali o jego przyszłości.
Ile procent z kwoty, którą Lech zarobi ewentualnie na Kownackim czy Bednarku, przeznaczy na wzmocnienia?
Nie rozpatrujemy tego w procentach. Transfery, które ostatnio przeprowadzamy pokazują, że nie musimy płacić za piłkarza powiedzmy milion euro. Możemy wziąć dobrego wolnego zawodnika i zapłacić mu duże pieniądze w wynagrodzeniu i za podpis. Co roku podnosimy budżet wynagrodzeń. W tym roku też znacznie wzrośnie.
Będą przychodzić piłkarze, którzy ze względu na swoje umiejętności będą więcej zarabiać. Drożsi piłkarze to lepsi piłkarze i takich chcemy sprowadzać. To podniesie jakość drużyny i uprawdopodobni nasze oczekiwania, że powalczymy o trofea, których nie udało się zdobyć w tym roku.
Będziemy też inwestowali w akademię, podgrzewane boisko treningowe, balon. Na rozwój infrastruktury przeznaczymy 4 mln złotych.
Czyli Lecha nadal nie będzie stać na powiedzmy Cernycha, za którego trzeba zapłacić 1 mln euro?
Ściągając jednego piłkarza za 1 mln euro nie będziemy bliżej mistrzostwa. Gdybyśmy pozyskali czterech graczy w cenie Cernycha, to można by było mówić o tym, że jakość drużyny gwałtownie wzrosła. Proszę jednak zauważyć, że już robimy transfery wartości 600-700 tys. euro.
Lech jednak faktycznie może potrzebować aż czterech klasowych piłkarzy, by zapełnić lukę po tych, którzy odejdą.
Mamy taką świadomość, ale nie każdy będzie kosztował 1 mln euro. Rzecz w tym, by sprowadzić takich zawodników jak Kostewycz, którzy wcale nie muszą kosztować milion, a być realnym wzmocnieniem zespołu.
Rozmowa z Karolem Klimczakiem, prezesem Lecha Poznań
Źródło: gloswielkopolski.pl / x-news