Karmelita po pożarze. Dziewierzewo jak ognia boi się pryzmy śmieci
- Prosiliśmy lata, by władza chroniła nas przed tymi hałdami śmieci. Bo śmierdziało. To brzmi jak kpina, że smrodem urządziła nas firma z EKO w nazwie. I eko spływa teraz rowem do Kcynki i Kcynką do Noteci!
Pyta pan, skąd ten pożar? - Michał Celi, sołtys Karmelity i Stalówki wie swoje. - Samozapłon to mógł być latem, w czasie upałów, ale nie w marcu, po deszczowej nocy! A tu pochmurny dzień, i nagle zaczęło palić się. Sygnał o pożarze do strażaków poszedł 29 marca o godz. 11.28. Kiedy po ośmiu minutach przyjechali z OSP z Kcyni, to ogień zajął już 60 procent pryzmy, sięgał do połowy komina starej cegielni. Czarny dym przysłonił wszystko. Kcyni, 1200 metrów stąd, nie było widać. Waliło prosto na nas! A żyje tu przecież ze trzystu mieszkańców. Setka rodziców z dziećmi ewakuowała się poza teren naszego sołectwa. A jak wiatr zmienił kierunek, to myśmy trochę odetchnęli, ale dostało się Łankowicom, Tupadłom, Sipiorom, Szczepicom, Suchoręcz też dostał. A jednej nocy powiało na Kcynię. Larum podnieśli, więc strażacy kurtynę wodną postawili, by Kcynię choć trochę oszczędzić. Dziś, panie, to pikuś. Siódmy dzień leją wodę, dogaszają pogorzelisko. Ale w powietrzu wisi cała tablica Mendelejewa.
Stalówka, jadąc od strony Kcyni, jest po lewej stronie drogi, Karmelita po prawej, choć zabudowania prawie kilometr dalej. Stara cegielnia, gdzie paliło się składowisko firmy z Wielkopolski, jest w Karmelicie.
Swoją chemię już przyjęli
Sołtys Michał Celi jest tu od rana do nocy. Ma swoje krzesełko przed świetlicą, w której działa punkt obsługi strażaków. Bo dłużej niż godzinę strażak na pogorzelisku nie wytrzymuje. Gmina wydaje posiłki, napoje, kawę, herbatę. Obsługują panie Anna, Milena, Maryla. - Gdzie mieszkamy? Tu, w blokach. Patrz pan, 200-300 metrów od tego smrodu - mówią. - Myśmy swoją chemię już pobrali. Dokąd mamy się wynieść, skoro wszyscy mają nas gdzieś?! Nikt nie wiedział, co tu za odpady składują? Były spotkania, tłumaczyliśmy, że w tej chemii żyć się nie da - mówią mieszkańcy bloków. - Ale nikt nas wtedy nie słuchał. Mieli tu składować tylko papier i kartony, a pali się plastyk i sam Pan Bóg wie co jeszcze!
Prosili o pomoc władze Kcyni, powiatu nakielskiego, ochronę środowiska i WIOŚ, -wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska. - Ba, nawet posłów, jak przyjeżdżali do Kcyni na dyżury poselskie - mówi sołtys Celi. - Posłanki Kozłowską, Piotrowską, posła Kłopotka. Tylko Kłopotek coś zrobił, wezwał WIOŚ i firma dostała mandat za składowanie odpadów na nieutwardzonym gruncie. Jednak niewiele to zmieniało. Ta firma jest u nas od sześciu lat. Dostali pozwolenie na rekultywację gruntów, na składowanie i przerób odpadów. Za cegielnią są wyrobiska. Ogrodzili się i nikt nie wie, co tam zasypali. Jednego roku coś wylało się z ziemi i dostało się to świństwo do stawu. Wszystkie ryby padły. A niedaleko stąd jest ujęcie wody. Kto pozwolił na takie wysypisko u nas?!
Woda i ziemia - zatrute
Dużo może o tym powiedzieć Janusz Ambrozik, właściciel ziemi przylegającej do starej cegielni w Karmelicie. Jest tu z żoną Ewą Ambrozik, łopatami przekopują przepusty w rowach, by woda nie przedostawała się na ich grunty, tylko spływała do Kcynki, i dalej do Noteci. - Myśmy swoje już odchorowali - mówi pan Janusz. - Z synem byliśmy w przychodni i w trójkę dostaliśmy tabletki i zastrzyki na odtrucie. Jestem w sporze z tą wielkopolską firmą. Teren należy do gminy Kcynia, od 2010 roku oddany w wieczystą dzierżawę tej firmie z Wielkopolski. Najpierw zajęli się rekultywacją terenu, od maja 2012 zaczęli zwozić odpady. Niby tylko kartony i papiery mogli tu składować, a co znajduję czyszcząc rowy? Sterty folii! Zapowiedziałem już burmistrzowi, że zacznę plastyki palić w piecu. Nic nie zrobili tej firmie, to niech spróbują mnie ukarać!
A kto wydał pozwolenie na zbieranie i przetwarzanie odpadów? - Starostwo Powiatowe w Nakle oraz od tego roku Urząd Marszałkowski w Toruniu - mówi Marek Szaruga, od półtora roku burmistrz Kcyni. - Pyta pan, ile kosztuje nas ta akcja? Nie podliczyliśmy wydatków, będzie kilkadziesiąt tysięcy złotych. Proszę jechać do Dziewierzewa, tam też mamy podobne składowisko.
Tysiące i miliony
- 123 zastępy przewinęły się przez siedem dni w Karmelicie - mówi brygadier Roman Kłos, szef Komendy Powiatowej PSP w Nakle. - 242 naszych strażaków, z Bydgoszczy i ochotniczych straży pożarnych. W sobotę poszły 2 miliony litrów wody, 3000 litrów na minutę. Z miejscowego hydrantu, z pobliskiego stawu i zbiornika w Kcyni. Na samo paliwo wydaliśmy 30 tysięcy złotych.
W Dziewierzewie mają podobne wysypisko. 20 metrów od... ujęcia wody. Zamknięte na cztery spusty. Firmy już nie ma.
- Liczymy, że pożar w Karmelicie przypomni o naszym śmietniku. Monitujemy, gdzie się tylko da. Petycję z 200 podpisami mieszkańców przesłaliśmy w zeszłym roku do starostwa. Boimy się tego śmietnika jak ognia!
Wokół składowiska w Dziewierzewie oprowadzał mnie Adrian Jaśkiewicz.
- Patrz pan, kilkanaście uli przy tych śmieciach! - mówi. - Kto ten miód zje? Teraz, jak wybuchło w Karmelicie, to policja tu często zagląda, także strażacy. I co? I nic!
W Potulicach pod Nakłem mają podobny problem. Gdzie jeszcze?