Kariera jest kobietą? O szklanym suficie, syndromie królowej pszczół i rynku pracy
Kobiety, które chcą robić karierę, nierzadko zderzają się ze ścianą stereotypów i społecznych oczekiwań. Słyszą, że są bardziej emocjonalne albo zbyt delikatne do roli szefów – powinny ładnie wyglądać, być życzliwe, uśmiechnięte, współczujące, współpracujące.
Wciąż musimy coś udowadniać – mówią bohaterki mojego artykułu. Opowiadają, jak na ich karierach zawodowych odbija się to, że są uważane za płeć piękniejszą i słabszą. Czasem nie mogą awansować, są traktowane pobłażliwie, podważa się ich kompetencje. Ale bywa i tak, że zwyciężają – pokazują światu, na co je stać. Na co stać nas wszystkie.
SZKLANY SUFIT
Ponad połowa polskich przedsiębiorstw jest zarządzana wyłącznie przez mężczyzn – możemy przeczytać w raporcie „Gdzie jest szklany sufit?”, który sporządziła Fundacja Liderek Biznesu. Dodatkowo z badań wynika, że większość z nas za przełożonych woli mieć mężczyzn. Uważa się ich za bardziej stanowczych, konkretnych i poukładanych, a przy tym mniej emocjonalnych.
– Rzeczywiście, szklany sufit wciąż jest realnym problem – mówi mi dr hab. Elżbieta Kasprzak, która kieruje Zakładem Psychologii Organizacji i Zarządzania Instytutu Psychologii UKW i zajmuje się badaniem przedsiębiorczości Polek i Polaków. – To kwestia kulturowa. Żyjemy w społeczeństwie bardzo konwencjonalnym, przywiązującym dużą wagę do tradycyjnych ról oraz pewnych utartych schematów myślenia. Właśnie dlatego mężczyznom częściej przypisuje się zdolności kierownicze i umożliwia obejmowanie lepszych stanowisk. Kobietom trudniej awansować. Niektóre nawet uważają, że nie wypada im walczyć o pozycję czy wyższą płacę, że nie powinny mieć ambicji, robić kariery. To oczywiście powoli się zmienia, ale na pewno daleko nam jeszcze do społeczeństw skandynawskich, w których szklany sufit jest cieńszy, a w niektórych branżach w ogóle nie występuje.
– Wiesz, co myślę o szklanym suficie? – pyta Sylwia. Spacerujemy nad bulwarem, szczelnie owinięte szalikami i kurtkami. Jest zimno. – Myślę, że to za ładna nazwa na takie brzydkie coś. Za czysta, nie? Strasznie mnie to denerwuje. Jestem handlowcem i mam świetne wyniki. Trochę nieskromnie tak się chwalić, ale mogę to poprzeć konkretnymi danymi. Tabelą sprzedaży. Takimi tam. No, nieważne. Chodzi o to, że lubię swoją robotę i wykonuję ją dobrze, ale jestem traktowana gorzej niż mężczyźni na tym samym stanowisku.
Sylwia ma 34 lata, męża, dwójkę dzieci i rudego kota. Od pięciu lat pracuje w dużej firmie w branży elektronicznej. Maszeruje energicznie, zaciąga się papierosem, mówi głośno i szybko. Kiedy dopytuję o szczegóły tego gorszego traktowania, krzywi się nieznacznie.
– Zaczynałam pracę razem z takim chłopakiem. Fajny koleś, kompetentny, miły, nic mu nie mogę zarzucić. Mieliśmy podobny staż i doświadczenie, tylko w realizowaniu celów sprzedażowych był trochę słabszy niż ja. Niedużo. Ale zawsze. Po jakichś siedmiu czy ośmiu miesiącach poszliśmy w kilka osób na piwo po pracy – opowiada. – Gadka szmatka, ploteczki, sama wiesz. I tak od słowa do słowa wyszło, że ten kolega miał wyższą podstawę ode mnie. Już na starcie. Ponoć nie musiał nawet specjalnie negocjować. A gdy rok temu zwolniło się lepsze stanowisko, to właśnie on dostał awans i podwyżkę. Tak to wygląda. Facet jest naprawdę spoko, więc może zasłużył, a ja przesadzam?
Przystajemy, żeby Sylwia mogła zgasić papierosa. Rozciera ręce, zastanawia się przez chwilę, a potem dodaje:
– Nie. Chyba jednak nie przesadzam.
NIE JESTEŚ GORSZA
Według raportu Fundacji Liderek Biznesu częstsze awanse mężczyzn tłumaczy się specyfiką branży, stereotypami, tradycją, wykształceniem oraz kompetencjami. Ale czy rzeczywiście kompetencje kobiet i mężczyzn tak bardzo się różnią? O tym rozmawiam z dr Elżbietą Kasprzak.
– Różnice są, a jednocześnie ich nie ma – mówi. – Zestaw cech i umiejętności niezbędnych kierownikom jest taki sam, bez względu na płeć. W jego zakres wchodzi wiedza ekspercka związana z daną branżą oraz takie kompetencje, jak na przykład zdolności organizacyjne, motywowanie innych, elastyczność, odporność na stres, dyscyplina, sumienność, towarzyskość itp. Mamy tu bardzo specyficzną mieszankę kompetencji miękkich i twardych, doświadczenia, ale też pewnych predyspozycji, po prostu charakteru. Nie każdy odnajdzie się w roli menedżera i płeć nie ma tutaj znaczenia. Z drugiej strony znajdziemy też dowody na to, że kobiety i mężczyźni w inny sposób i innymi drogami osiągają te same cele. Mężczyźni są bardziej zadaniowi, natomiast kobiety kładą większy nacisk na współpracę i tworzenie atmosfery, która będzie sprzyjała rozwojowi. To oczywiście pewna generalizacja i uproszczenie, ale rzeczywiście takie różnice można dostrzec.
Inaczej wygląda też motywacja. Co sprawia, że chce się nam pracować i rozwijać? – Przebadałam grupę około 700 pracowników różnych branż, skupiając się między innymi na mobilności kariery, zadowoleniu zawodowym i właśnie motywacji – tłumaczy dr Elżbieta Kasprzak. – Tutaj uzyskałam ciekawe wyniki.
Dla kobiet najważniejsze jest poczucie autonomii oraz możliwość awansu. Te dwa czynniki sprawiają, że jesteśmy zadowolone. Czy to samo jest ważne i motywujące dla mężczyzn? Nie. Oni zawsze mieli dostęp do wyższych stanowisk, zawsze mogli zarządzać swoją pracą, to ich nie raduje. Jest zastane, należy się, nie ma o co walczyć. Co więc sprawia, że są zadowoleni? Możliwość rozwoju osobistego oraz poczucie sprawstwa, czyli realna władza.
KARIERA PRZERYWANA
– Co jest dla mnie najważniejsze w pracy? – Agnieszka powtarza pytanie. Ma 28 lat, jest sekretarką, kilka tygodni temu wzięła ślub. Spotykamy się w mieszkaniu, które niedawno kupili z mężem. Teraz je remontują. – Och, na pewno stabilność zatrudnienia, fajna pensja, bycie docenianą. A z tym nie jest kolorowo. Mam takie stanowisko, że jestem od wszystkiego i od niczego. Widzisz, wiele osób myśli, że to łatwa praca, wystarczy ładnie wyglądać, nie trzeba nic wiedzieć, a wcale tak nie jest. Muszę ogarniać mnóstwo różnych rzeczy. Chciałabym kiedyś awansować, ale… Nie wiem, jak z tym będzie. Myślimy o dziecku i boję się, że po urlopie macierzyńskim nie będzie dla mnie miejsca w firmie.
Na konsekwencje wynikające z przerw w pracy uwagę zwraca też dr Elżbieta Kasprzak. – Kariery kobiet często bywają pozbawione ciągłości – wyjaśnia. – Pojawiają się przerwy na macierzyństwo, zajmowanie się domem, opiekę nad rodzicami albo chorymi członkami rodziny. Właśnie kobiety biorą na siebie tego typu obowiązki i to często uniemożliwia im awans. Tymczasem u mężczyzn, jeżeli pojawia się przerwa, najczęściej jest związana z nową pracą, rozwojem, zmianą. To ten moment przejściowy pomiędzy jednym zatrudnieniem a drugim. Z tym wiąże się kolejna prawidłowość potwierdzona przez moje badania: u mężczyzn notujemy aż o 50 procent silniejszy związek między zadowoleniem z kariery a zadowoleniem z życia w ogóle. Dla kobiet kariera i praca też oczywiście są ważne, ale nie aż tak jak dla mężczyzn.
PREZESKA, KIEROWNICZKA, MENEDŻERKA
Bywa, że kobiety, które chcą robić karierę, zderzają się ze ścianą stereotypów i społecznych oczekiwań. Słyszą, że są bardziej emocjonalne albo zbyt delikatne do roli szefów – powinny ładnie wyglądać, być życzliwe, uśmiechnięte, współczujące, współpracujące.
– Myślę, że większość kobiet zajmujących wysokie stanowiska musiała się zmierzyć z takimi stereotypami i je pokonać – mówi dr Elżbieta Kasprzak.
– Im więcej jest takich kobiet, tym lepiej – kontynuuje. – Przecierają szlaki, zmieniają myślenie, pokazują, że można. Tak rodzą się większe zmiany. To widać już teraz. Przybywa prezesek, kierowniczek, menedżerek, także w zawodach uważanych za typowo męskie. Na przykład na budowach: w obuwiu roboczym, w kurtach oversize, możemy zobaczyć coraz więcej kobiet, które piastują wysokie stanowiska, mają dużą odpowiedzialność, inżynierskie wykształcenie, zarządzają zespołem, często złożonym z samych mężczyzn. Są kompetentne i podlegli im pracownicy to szanują. W ogóle szacunek jest najistotniejszą kwestią w relacjach pracowniczych – bez względu na płeć i relacje zależności służbowej. Jeżeli szanujemy się nawzajem, wszyscy wygrywamy, wtedy nie liczą się stereotypy.
O kobiety i mężczyzn na stanowiskach kierowniczych wypytuję Natalię. Skontaktowała się ze mną przez Messengera. Sama o sobie mówi, że jest ambitna, zasadnicza, uparta. Nie boi się wyzwań.
– Jeszcze w mojej poprzedniej pracy mieliśmy dwa zespoły i dwóch menedżerów – pisze. – Kobietę i mężczyznę, oboje z plusami i minusami. W sensie, że żadne z nich nie było idealne, miewali lepsze i gorsze dni. Powiedziałabym, że pod względem kompetencji, wyników, umiejętności byli porównywali, ale pod względem traktowania przez innych już nie. Do kierownika wszyscy zwracali się per pan, a do kierowniczki po imieniu. Kierownik jeździł z szefem na poważne spotkania biznesowe, a kierowniczka na kawkę i ciastko. Jak coś poszło nie tak, to kierowniczka dostawała publicznie burę. Nie działało to wszystko za dobrze.
Teraz, w wieku 40 lat, Natalia sama zajmuje kierownicze stanowisko i to w branży uznawanej za typowo męską. Ma pod sobą kilkunastu pracowników.
– Na początku było ciężko, słyszałam różne komentarze, niesmaczne żarty – opowiada. – Ale nie zamierzałam się poddawać. Pokazałam, ile jestem warta. Udowodniłam, że zapracowałam na tę pozycję, mam wiedzę i doświadczenie. Było trochę tarć, a nawet jedna zmiana w zespole. Ostatecznie wszystko się poukładało, dobrze się dogadujemy, mamy najlepsze wyniki w firmie. Wiem, że mogę ufać swoim pracownikom, a oni wiedzą, że zawsze stanę po ich stronie, że w nich wierzę. To partnerstwo, szacunek, sympatia. Nie wyobrażam sobie lepszej pracy.
SYNDROM KRÓLOWEJ PSZCZÓŁ
Nie wszyscy jednak mają dobre szefowe. Niektórzy trafiają na królowe pszczół. Termin ten ukuto w latach 70. XX wieku do opisania kobiet na wysokich kierowniczych stanowiskach, które używają władzy do blokowania awansu i rozwoju podległych im pracownic. Boją się konkurencji, dlatego zawczasu wolą ją zdyskredytować.
– Dyrektorka w mojej poprzedniej pracy jest świetnym przykładem syndromu królowej pszczół – przekonuje Marta. Umawia się ze mną w kawiarni, a potem długo opowiada o nieprzyjemnych zagrywkach byłej szefowej. Mówi żywo, jest pełna energii, przebojowa, odważna. Nie wygląda na kogoś, kto dałby się stłamsić. Śmieje się, kiedy jej o tym wspominam.
– Czasem tak jest, że utkniesz w jakimś miejscu i nie możesz się z niego wyrwać. I nawet trochę się przyzwyczajasz. Zaczynasz wierzyć w złe rzeczy, które o sobie słyszysz. Bo może ta osoba, która przecież jest starsza od ciebie, ma większe doświadczenie, władzę, pieniądze, ma też rację? Może rzeczywiście jesteś do niczego? Niektórzy ulegają takiemu myśleniu. Łamią się w środku. Inni wychodzą z tego jeszcze silniejsi.
Marcie się udało. Ma 33 lata i prowadzi własną firmę. Świetnie sobie radzi. Klienci wprost nie mogą się jej nachwalić.
– Miło usłyszeć, że zrobiło się coś dobrze – mówi. – W poprzedniej pracy nie miałam co na to liczyć. Szefowa w każdej kobiecie widziała zagrożenie. Nie można było za ładnie wyglądać. Jakaś oryginalna biżuteria albo bluzka od razu sprawiały, że kręciła nosem, krzywiła się. Na imprezy firmowe kazała nam ubierać czarne, proste sukienki, podczas gdy sama nosiła czerwień, wyzywające kroje, zupełnie nieprzystające do jej wieku i pozycji. Raz koleżanka założyła taką samą sukienkę jak szefowa... Ale była afera! Dziewczyna musiała się natychmiast przebrać, a i tak dostała potem mniejszą premię.
Pytam Martę, co było najgorsze.
– Trudno wybrać jedną rzecz. To suma wielu sytuacji – odpowiada. – Szefowa starała się podkopać naszą pewność siebie i kompetencje na właściwie wszystkich polach. Często na przykład kwestionowała wiedzę pracowniczek. Potrafiła bez końca poprawiać przygotowane przeze mnie materiały, rzucać przy tym chamskie uwagi, mówić, że nic nie umiem zrobić dobrze. Może chciała dzięki temu poprawić swoją samoocenę? Albo sprawić, że poczuję się mała i nigdy nie odejdę? W ostatniej chwili zmieniała wcześniejsze ustalenia, czepiała się najdrobniejszych szczegółów, zmuszała do zostawania po godzinach, w niefajny sposób komentowała zwolnienia lekarskie albo to, że jedna z pracownic zaszła w ciążę. Nie liczyło się dla niej dobro firmy, ważniejsze od nowego kontraktu czy klienta było postawienie na swoim. Ale ostatecznie nie wyszło jej to na dobre. Mnóstwo osób się zwolniło. Znalazło nowszą, lepszą pracę. Z tego się cieszę.
BĄDŹMY SOLIDARNE
Kiedy już mamy się żegnać, Marta dodaje jeszcze:
– Czekaj, chyba już wiem. Najgorsze było to, że szefowa dręczyła inne kobiety. Nasi koledzy mieli łatwo. Mówili jej: „Ale ładnie pani dzisiaj wygląda! Czyżby nowa fryzura?”. I już, sprawa załatwiona, dyrektorka wszystko im odpuszczała. Nam nigdy i nic. Jasne, są też niesprawiedliwi, niefajni szefowie, bo bycie dobrym albo złym nie zależy od płci, tylko że… Chyba bardziej boli ta kobieca zawiść. Powinnyśmy być solidarne. Jeżeli mamy szansę, powinnyśmy pomagać innym. Inspirować. To jest ważne. Mam nadzieję, że nigdy nie zapomnę tej lekcji.
*Imiona bohaterek zostały zmienione