Kardiolog z Wrocławia: Kłopoty z erekcją mogą... uratować ci życie!
Co zrobić, gdy „konar nie płonie”? Czy reklamowane środki na potencję są skuteczne? Mówi o tym doktor habilitowany Dariusz Kałka, kardiolog specjalizujący się w kardioseksuologii z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.
Reklamy środków na potencję, po których „konar płonie”, atakują nas zewsząd. Trudno nie dojść do wniosku, że wszyscy mężczyźni to impotenci. Ktoś nas naciąga, czy coś jest na rzeczy?
Badanie Feldmana z 1994 roku mówi, że w szerokiej populacji (zbadano 1290 mężczyzn w wieku od 40 do 70 lat) zaburzenia erekcji dotykają 52 procent pacjentów. Wśród 40-latków aż 39 procent ma upośledzoną funkcję erekcyjną. To nadspodziewanie wysoki odsetek! Kiedy natomiast popatrzymy na nasze badania, prowadzone wśród pacjentów z chorobami układu sercowo-naczyniowego, które były publikowane m.in. w prestiżowym piśmie urologicznym International Journal of Impotence Research, to wskaźnik ten sięga prawie 80 procent. Oczywiście najpoważniejszym czynnikiem ryzyka zaburzeń erekcji jest zaawansowany wiek, a że demografia jest dla nas jest niekorzystna, to wraz ze starzeniem się populacji tych problemów będzie coraz więcej. Według Aytac w skali całego świata liczba pacjentów z zaburzeniami erekcji wzrośnie od 152 milionów w roku 1995 do 322 milionów w roku 2025. W ciągu 30 lat wzrost liczby mężczyzn dotkniętych zaburzeniami erekcji przekroczy 100 procent!
Wspomaganie jest więc potrzebne, ale czy środki, o których mówią, są w stanie rozwiązywać problemy?
Zapotrzebowanie na takie środki jest olbrzymie. A skoro jest wielki popyt, stwarza się rozmaite możliwości wspierające podaż, a więc reklamy obiecujące rozwiązanie problemów.
I każdy środek jest rzekomo lepszy od wszystkich innych na rynku. Komu ufać? Zwłaszcza że oprócz suplementów diety możemy sobie kupić „leki bez recepty”.
To dramatyczna sytuacja, bo zaburzenia erekcji są często pierwszym objawem zbliżającego się zawału mięśnia sercowego. Jeśli mamy bolący ząb, nie rekomendujemy pacjentowi brania leków przeciwbólowych przez 5 lat, tylko szybkie leczenie. Jeżeli więc mamy zaburzenia erekcji, będące wczesnym objawem zmian w drobnych naczyniach krwionośnych prącia, to bez jakiejkolwiek reakcji za chwilę zmiany te uwidocznią się także w dużych naczyniach, np. naczyniach wieńcowych serca. Zatem zamiast doraźnie usuwać objawy, należy leczyć przyczyny miażdżycy. A często dzieje się tak, że zamiast pójść do lekarza, by skutecznie się leczyć, ale także zabezpieczyć się na przyszłość i oddalić od siebie widmo katastrofy naczyniowej, jaką jest zawał serca czy udar mózgu, idziemy do apteki lub kupujemy przez internet środek usuwający objaw, jakim są zaburzenia erekcji. Lecz choroba podstępnie toczy się dalej, uszkadzając z każdym dniem naczynia tętnicze, których dobra sprawność warunkuje na dobrą sprawę sprawność całego organizmu. Zatem to, że dopuszczono do sprzedaży leki, o których pan wspomniał, bez konsultacji lekarskiej, jest rzeczą absolutnie naganną!
Człowiek nie wie, że ma poważne kłopoty, łyka pigułkę na erekcję, a w efekcie, zamiast przyjemności, wyprowadza się ze świata żywych?
Powiem inaczej: łykając pigułkę bez kontroli, wyłącza swoje wczesne ostrzeganie. No bo czy w swoim samochodzie wyłączamy bez potrzeby alarm? Albo kontrolkę informującą o awarii? Nie robimy tego - każdy chce dostać ostrzeżenie, że coś złego się dzieje. A w przypadku wzięcia pigułki bez konsultacji z lekarzem co robimy? Wyłączamy nasz wewnętrzny system alarmowy. Dla mnie branie takich środków bez konsultacji z lekarzem jest działaniem nieracjonalnym, niemądrym i nierozsądnym.
Dr hab. Dariusz Kałka - Kierownik Pracowni Kardioseksuologii KatedryPatofizjologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, ordynator Centrum Prewencji i Rehabilitacji Kardiologicznej CREATOR we Wrocławiu. Organizator Pracowni Kardioseksuologii przy Katedrze Patofizjologii UM we Wrocławiu i pomysłodawca wprowadzenia kardioseksuologii do przedmiotów nauczanych na Wrocławskim Uniwersytecie Medycznym. Jest inicjatorem i głównym wykonawcą prowadzonego od 2010 roku w kilku ośrodkach kardiologicznych na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie projektu PREVANDRO, mającego na celu badania nad czynnikami ryzyka zaburzeń erekcji. Część edukacyjna tego programu prowadzona w ramach Europejskiej Szkoły Kardioseksuologii ma na celu propagowanie wiedzy na temat naczyniopochodnych zaburzeń erekcji i prewencji chorób układu sercowo-naczyniowego wśród pacjentów z chorobami układu sercowo-naczyniowego, a także lekarzy, studentów i różnych grup zawodowych, które są ponadprzeciętnie zagrożone czynnikami ryzyka zaburzeń erekcji.
Czyli można, byle mądrze, z udziałem lekarza?
Tak, tylko nie chciałbym, by moje słowa zostały odebrane w ten sposób, że oto uzurpujemy sobie prawo do tego, że jesteśmy panami życia i śmierci…
Nie o to chodzi. Mam na myśli raczej to, że ignorując ostrzeżenia, o których Pan wspomniał, możemy napytać sobie biedy.
W dokumentach Europejskiego Towarzystwa Urologicznego z 2015 roku szczegółowo opisano standard leczenia zaburzeń erekcji. Leczenie pierwszego rzutu to: inhibitory fosfodiesterazy 5, czyli leki takie, jak viagra, lewitra, cialis i najnowsza spedra, które wykorzystują ten sam mechanizm działania. Potem jest metoda trochę zapomniana, a bardzo ciekawa, jako że poza doraźnym uzyskiwaniem erekcji ma także działanie rehabilitacyjne - tzw. urządzenia podciśnieniowe. One też nie powinny być kupowane w sex shopach, ale w sklepach medycznych - muszą dawać gwarancje wytwarzania odpowiedniego i bezpiecznego podciśnienia, które nie uszkodzi ciał jamistych. W zaleceniach miękką rekomendację ma fala uderzeniowa o niskiej energii, która, mówiąc w skrócie, prowadzi do pojawienia się nowych naczyń krwionośnych zaopatrujących ciała jamiste prącia. W chwili obecnej w Polsce jest to nowość, która dysponują nieliczne ośrodki specjalizujące się w leczeniu zaburzeń erekcji. Potem jest leczenie drugiego rzutu, czyli środki podawane bezpośrednio do ciał jamistych.
Już się boję…
Kiedyś to były tylko iniekcje, ale od kilku miesięcy mamy lek w postaci kremu, który wkrapla się bezpośrednio do cewki moczowej. I wreszcie trzeci rzut: implantacja protez prącia - sprawa skomplikowane, trudna, droga. Ale nigdzie w tych standardach nie ma jakiejkolwiek informacji o używaniu suplementów diety.
Bo nie działają?
One mają taki skład, że mogą korzystnie działać na śródbłonek naczyniowy. Jednak śmiem zaryzykować stwierdzenie, że mężczyźnie, który jest niesprawny seksualnie i pali tytoń, bardziej będzie służyło zrezygnowanie ze zgubnego nałogu, niż używanie tego typu środków.
Można podejrzewać, że działają głównie za sprawą autosugestii?
Trzeba pamiętać, że część zaburzeń, o których rozmawiamy, ma podłoże psychosomatyczne. U tych, którzy potrzebują takiego ducha stojącego za placami i mówiącego im: „Jesteś sprawny, bo wziąłeś niebieską tabletkę” (teraz większość jest niebieska, bo wykorzystuje się skojarzenia z viagrą), tak to może działać. Ale gdy są to kłopoty organiczne, a trzeba pamiętać, że 40 procent tych zaburzeń wynika z cukrzycy, a 30 procent - z miażdżycy, żadne cuda niczego nie zmienią. Tu potrzebne są ściśle określone procedury. W przypadku chorób przewlekłych, takich jak miażdżyca, przegrywamy wojnę o zdrowie pacjenta, bowiem one wymagają restrykcyjnych zmian w stylu życia, które w poczuciu wielu chorych wpływają negatywnie na standard ich życia. Zakaz palenia tytoniu chorzy często odbierają jako narzucenie restrykcji, która zabiera im ich ulubiona przyjemność, a zarazem obniża ich jakość życia! Takie sytuacje są w stanie wprowadzić mnie w osłupienie, a zarazem skłaniają do refleksji, że nasze społeczeństwo czeka jeszcze dużo nauki w celu podniesienia wiedzy o zdrowym stylu życia, która zaprocentuje poprawą kultury prozdrowotnej.
Co to znaczy?
Ludzie nie mają świadomości, co im grozi. Często uznają, że stan ich zdrowia to wyłącznie problem lekarza - to on ma o nie dbać. A ja bez aktywnego udziału pacjenta zwykle nie jestem w stanie zrobić nic! Mogę tylko towarzyszyć jego niedoli, pamiętając o tym, że w definicji miażdżycy ważne jest słowo „postępująca”. Bowiem zaczyna się od czynników ryzyka, potem dochodzi do drobnych uszkodzeń w różnych narządach, wreszcie zawału mięśnia sercowego i rozwinięcia się niewydolność serca, a na końcu śmierci.
Wniosek jest prosty: „te sprawy” szwankują? Dzięki, Boże, za ostrzeżenie! Pora na wizytę u lekarza...
Oczywiście, bo wtedy upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu: z jednej strony możemy pacjentowi przywrócić zdrowie seksualne, a - co za tym idzie - radość życia, a z drugiej - jesteśmy go w stanie zabezpieczyć na przyszłość. My szacujemy ryzyko choroby wieńcowej na podstawie różnego rodzaju czynników. Często mężczyzna nie sprawdza sobie poziomu cholesterolu, czy cukru, ale jest doskonale poinformowany o tym, czy jest sprawny w sypialni, czy nie. Aktualnie w Nicei odbywa się kongres Europejskiego Towarzystwa Medycyny Seksualnej, na którym prezentujemy pracę, podkreślającą szczególne znaczenie wywiadu w diagnostyce zaburzeń erekcji. Każda choroba wymaga zastosowania określonej procedury diagnostycznej. Fascynują nas drogie techniki medyczne, które pozwalają nam zdiagnozować rzadkie choroby, nie doceniając siły wywiadu lekarskiego - prostej rozmowy, w czasie której powinniśmy umieć porozmawiać także o rzeczach intymnych i trudnych, ale jakże ważnych. W przypadku zaburzeń erekcji to właśnie wywiad jest tym prostym rozwiązaniem, podczas którego 80 procent pacjentów dotkniętych tą przypadłością potrafi powiedzieć, że mają kłopoty ze swoim życiem intymnym.
Niezwykłe to jest: natura odbiera nam najprzyjemniejsze doznania, ostrzegając w ten sposób, że nasze życie może być zagrożone.
Dlatego, że te przyjemne rzeczy są głęboko zakorzenione wśród naszych potrzeb biologicznych, a jednocześnie te mechanizmy te są bardzo delikatne. Problemem zaburzeń erekcji jest to, że to mechanizm wielowątkowy: sprawnie musi działać układ nerwowy, sercowo-naczyniowy, hormonalny… Jakikolwiek problem w tych dziedzinach powoduje, że pojawiają się zaburzenia erekcji. A skoro się włączyła lampka ostrzegawcza, to - jak w przypadku samochodu - powinniśmy od razu wybrać się do serwisu. Tylko, jak to u nas bywa często, prostszym sposobem jest wyłączyć sygnalizacje i po kłopocie. Tak właśnie robią mężczyźni, u których pojawiają się kłopoty z erekcją i zamiast iść do lekarza, sięgają po różnego rodzaju środki działające doraźnie. Z punktu widzenia ekonomii kupowanie bez recepty leków na zaburzenia erekcji jest także postępowaniem nieracjonalnym.
W jakim sensie?
Cztery tabletki 25-miligramowe będą bez recepty kosztowały ok. 40-50 zł. To jest w sumie jedna tabletka 100-miligramowa. A ja pacjentowi na receptę jestem w stanie dać 100-miligramową tabletkę, zawierającą taką samą substancję czynną, za 4-5 złotych. Wykorzystano sprytnie zapotrzebowanie rynkowe i fakt, że zaburzenia seksualne ciągle u nas pozostają w sferze tabu. Bardzo wielu mężczyzn otyłych, palących tytoń, chorujących, a nieleczących się z powodu nadciśnienia tętniczego, u których prawdopodobieństwo wystąpienia zaburzeń erekcji jest olbrzymie, w obliczu lekarza wypiera się tego, a przecież cuda zdarzają się tak rzadko... (uśmiech). Zaburzenia erekcji to nie jest klątwa, którą ktoś na nas rzucił. To ciężka, dobrowolna praca wykonywana przez lata, związana z uszkodzeniem układu sercowo-naczyniowego przez takie czynniki, jak: palenie tytoniu, zbyt wysoki cholesterol, cukier, niezdrowe jedzenie i brak prozdrowotnej aktywności fizycznej. Zatem to właśnie walka z tymi czynnikami ryzyka, zamiast proponowanych cudownych środków wspomagających męskość, jest w stanie w sposób rzeczywisty wspomóc mężczyznę w walce o odzyskanie dobrej sprawności seksualnej. I radości życia - tak jego, jak i jego kobiety.
Rozmawiał Maciej Sas