Stan wojenny został już w Polsce zniesiony, a Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego rozwiązała się. Do stabilizacji politycznej daleko. Wszyscy internowani zostali już zwolnieni, ale trwają procesy polityczne.
22 lipca 1983 roku. Miesiąc po pielgrzymce Jana Pawła II, a trzy przed opisywanymi zdarzeniami w tekście Kara musi być tylko jedna.
Opozycja przygotowuje się do długotrwałego oporu. Powstają nielegalne wydawnictwa i podziemne struktury. Władza musi trzymać rękę na pulsie w walce propagandowej. W maju 1983 roku krajem wstrząsnęła informacja o śmierci maturzysty Grzegorza Przemyka. Ofiara polityczna po stronie drugiej stronie może być ważna propagandowo.
W tej sytuacji sprawa zuchwałego napadu na jednostkę wojskową i zabójstwo milicjanta jest świetnym materiałem na uczynienie zajścia sprawą polityczną. Z wierzchołka kierownictw resoru przychodzi polecenie zbadania sprawy pod tym właśnie kątem.
Służba Bezpieczeństwa z Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Słupsku powołuje w ramach wydziału I departamentu III (zajmował się zwalczanie opozycji) specjalny zespół o kryptonimie „Rajdowiec”. Sprawę nadzoruje osobiście szef WUSW pułkownik Stanisław Fingas. Zespołem kieruje z-ca naczelnika wydziału III Zdzisław Markiewicz.
Wydział ma zbadać wszystkie możliwe wątki polityczne w sprawie. Teczka operacyjna akcji, której nadano kryptonimie „Rajdowiec”, znajdują się w Instytucie Pamięci Narodowej. W jej ramach jeszcze raz odtworzone szczegóły całej sprawy, zwłaszcza napad na CSMW. Zebrano całe dossier dotyczące figurant Janusza Magierskiego od czasów dezercji z jednostki i pierwszej kradzieży samochodu. Według dokumentów jest to przystojny, bystry choć nerwowy, młody człowiek.
Sporo miejsca poświęcono informacjom o posiadania przez Magierskiego rodziny w Niemczech zachodnich. Informatorami są głównie koledzy z celi, ale także inwigilowani koledzy i znajomi z dzielnicy, na której mieszkał. W opisach są jednak sprzeczności. Z opowieści jednych świadków wynikało, że strony Magierski miał się fascynować faszyzmem, a inni twierdzili, że przynależał przez pewien okres do grupy hippisowskiej. Według innych Magierski miał się interesować podziemną „Solidarnością” poprzez kontakty z osadzonym w tym samym Zakładzie Karnym w Potulicach, działaczem „Solidarności”.
Skrupulatnie zbadano wątek posiadania przez Megierskiego zeszytu z prywatnymi notatkami, w których rzekomo miały znajdować się plany budynków użyteczności publicznej w Trójmieście. Z opowieści kolegów „spod celi” mogły to być plany zamachów, a także szkice jak skonstruować bombę.
Jednak notatki okazały się bezwartościowe dla tezy władz. Nie natrafiono też na jakikolwiek związek sprawcy zabójstwa z opozycją. Szef wydziału III mjr Jerzy Dyszyński pisze dla przełożonych raport, z którego wynika, że sprawa zabójstwa Michała Hałamuszki nie ma podtekstu politycznego, a sprawca nie miał żadnych związków z opozycją.
Raport został źle przyjęty. Wydział dostaje polecenie powtórnego, wnikliwego zbadania sprawy. W kolejnych tygodniach jeszcze raz przesłuchiwani są współ osadzeni Magierskiego. Ponad 30 osób ściągnięto na rozmowy z zakładów karnych w całym kraju. Bezskutecznie. Nie złapano najdrobniejszej wiarygodnej nitki prowadzącej do opozycji. Sprawa o kryptonimie „Rajdowiec” zostaje ostatecznie zamknięta.
Na całość: przestępstwo w popkulturze
Rajd i zabójstwo milicjanta znalazło swoje odbicie w kulturze. Na kanwie zdarzenia reżyser i aktor Franciszek Trzeciak w 1986 roku nakręcił film sensacyjny „Na całość”. Trzeciak jest też autorem scenariusza do tego filmu. W aktach sprawy jest wniosek reżysera, złożony jeszcze w czasie trwania procesu, o udostępnienie akt oraz umożliwienie spotkania z oskarżonymi. - I spotkałem się z oboma przestępcami w więzieniu - mówi Franciszek Trzeciak.
– O sprawie przeczytałem w gazecie i poszedłem jej tropem. Tego drugiego mniej, ale Magierskiego świetnie pamiętam. Bandyta, ale inteligentny, wygadany, przystojny. Chciałem, żeby taki był też mój bohater.
Nakręcony w konwencji thrillera, z wieloma pościgami i strzelaninami film choć nie odniósł sukcesu został doceniony na festiwalu Złote Lwy Gdańskie. Miał dobrą muzykę (free jazzowej formacji Green Revolution) wydaną w formie soundtracka, praktycznie dziś nieosiągalnego, oraz dostał nominację do gdańskich Złotych Lwów.
- Ten film to miał być taka polska odpowiedź na Rambo. Tak to sobie wyobrażałem – śmieje się Franciszek Trzeciak – Miało być dużo akcji, pościgów, strzelaniny, wybuchów, przewróconych samochodów. – Szkoda, że telewizja od wielu lat nie chce filmu pokazywać.
Obraz w scenariuszu bardzo mocno nawiązuje do rzeczywistej sytuacji. Zgadza się para bohaterów, kluczowe wydarzenia i trasa całej eskapada wiodąca z Trójmiasta przez Lębork na środkowe wybrzeże. Zmieniono tylko kilka, choć istotnych wątków. Para przestępców ma na celu ucieczkę na Zachód i schwytani zostają w ostatniej sekwencji filmu, kiedy porywają łódź rybacką i wypływają na morze. Tam dopada ich milicyjny śmigłowiec. Nieco udramatyzowano.
Pominięto też kradzieży w jednostce wojskowej w Ustce. Było to dla władz PRL zbyt kompromitująca sprawa. – Pisałem do MON w tej sprawie, bo bardzo mi na tym wątku zależało, ale odmówiono mi – mówi reżyser. - Odpisano, że w ten sposób naruszyłbym tajemnice Układu Warszawskiego.
Trzeciak dokonuje zmiany w scenariuszu. I tak bohaterowie zamiast na jednostkę dokonują zuchwałego napadu na sklep myśliwski w Słupsku. Nie było to wątek całkiem nierealny, gdyż prawdziwi bohaterowie taki skok planowali, aby sprzedać broń i spłacić długi.
W filmie pominięto też całkowicie sprawę procesu i wyroków. - To był już wątek na zupełnie inny film (i taki wątek podjął Krzysztof Kieślowski, w „Krótkim filmie o zabijaniu – dop. red). Moja historia kończy się na morzu, pokazując beznadziejność położenie bohaterów.
Tragedia sierżanta Hałamuszki
Pogrzeb zastrzelonego milicjanta był w Sławnie wielki wydarzeniem.
Wszystko organizował resort spraw wewnętrznych. Były delegacje zakładów pracy i szkół. Była orkiestra i kompania honorowa. Pośmiertnie Michał Hałamuszko został awansowany do stopnia chorążego mimo że w czasie patrolu popełnił ewidentne błędy (zwolni wcześniej ze służby partnera, podszedł nieostrożnie do podejrzanego samochodu).
Niedługo po pogrzebie jedną ze szkół w Sławnie przemianowano na imienia milicjanta, a na frontowej ścianie 18 października 1985 roku ówczesny Komendant Główny MO gen. Józef Beim uroczyście odsłonił tablicę pamiątkową. Szybko jednak o „bohaterze” a po 1989 roku wręcz się odżegnano.
Józef Sroka, badacz dziejów Sławna: Po przemianie ustrojowej szkoła przestała się przyznawać do patrona (choć nigdy oficjalnie nie unieważniono aktu nadania imienia). Tablicę zdjęto.
Pani dyrektor powiedziała mi, ze jej poprzednik Władysław Murii przekazał wszystkie rzeczy z wiązane z Hałamuszką ówczesnej komendzie wojewódzkiej policji w Słupsku. Komendy wojewódzkiej w Słupsku już nie ma, a co się stało z pamiątkami po Michale Hałamuszce nie wiadomo.