Kapitan kadry siatkarek Agnieszka Kąkolewska: "Włosi zostali zaskoczeni epidemią koronawirusa. Nie oceniajmy ich za surowo"
Agnieszka Kąkolewska przez dwa ostatnie sezony występowała we włoskiej ekstraklasie siatkarek. Wychowanka Enei Energetyka Poznań wróciła kilka dni temu z Florencji do Polski po podróży autem przez całą Europę. Na przymusowej kwarantannie opowiedziała nam o włoskich realiach walki z pandemią koronawirusa i o tym, czy sportowcy powinni być w tych czasach solidarni z resztą społeczeństwa.
- Wyjechałam z Włoch w momencie, kiedy stało się jasne, że sezon nie będzie dokończony. Nasza drużyna, Savino Del Bene Scandicci, w której występowałam z młodszą koleżanką z reprezentacji, Magdaleną Stysiak, została sklasyfikowana na czwartym miejscu w Serie A. Obecnie przebywam w Wielkopolsce na kwarantannie u swojego chłopaka i robię wszystko, żeby podtrzymać odpowiednią formę fizyczną – wyjaśniła nam Agnieszka Kąkolewska, kapitan reprezentacji siatkarek.
Zostali szybciej zaatakowani i mogli się czuć zaskoczeni
Jej zdaniem Włosi nie poradzili sobie źle z pandemią, tylko zostali zaskoczeni jej rozmiarami.
- Porównywanie sytuacji w Polsce z tą na Półwyspie Apenińskim ma ograniczony sens. Nasz kraj walczy o to, by pandemia nie rozprzestrzeniła się w takim stopniu jak we Włoszech. Nie uważam jednak, że włoski rząd czy społeczeństwo zlekceważyli problem. Zostali szybciej zaatakowani przez śmiercionośnego wirusa. Zadziałał więc efekt zaskoczenia. Ci, którzy są na pierwszej linii frontu, zawsze mają trudniej, bo muszą oswoić się z sytuacją i wypracować właściwe sposoby reakcji. Teraz już zresztą widać, że nadrabiają stracony czas i są na dobrej drodze do opanowania pandemii – zauważyła 25-letnia środkowa.
Opustoszałe ulice Florencji i statystyki korzystne dla Polski
Według niej różnica między Polską a Włochami widoczna jest przede wszystkim na ulicach.
- Florencja i jej przedmieścia nie były ogniskiem koronawirusa, a mimo to ulice były opustoszałe. Polacy mają więcej luzu z wychodzeniem z domu, ale wciąż z tyłu głowy trzeba mieć liczby. U nas zachorowań jest znacznie mniej. Z tego względu niektórzy nadal bagatelizują sytuację i uważają, że nie grozi nam włoski scenariusz. Nie chciałabym oczywiście, żeby on się powtórzył, ale do tego potrzebna jest jeszcze większa konsekwencja w realizacji hasła „zostań w domu” - dodała Kąkolewska, która już w Polsce brała udział w ćwiczeniach online, prowadzonych przez trenera przygotowania fizycznego w jej włoskim klubie.
Czytaj też: Decyzje w ligach siatkówki
Ona sama, podobnie jak koleżanki z drużyny, która w tym sezonie występowała w Lidze Mistrzyń, nie ucierpiały finansowo w związku z pandemią.
- Dotychczas klub płacił mi pieniądze bardzo rzetelnie i nic nie wskazuje na to, żeby były jakieś problemy z rozliczeniami. Słyszałam, że w Polsce w niektórych klubach doszło już do cięć kontaktów. Nie chcę mówić, że teraz zawodowych sportowców stać na taką lub inną obniżkę płac. Wszystkie zmiany wysokości zarobków powinny być wypracowane w ramach rozmów między zainteresowanymi stronami, a nie narzucone z góry. Kiedyś miałam już podobną sytuację w życiu i udało mi się wypracować finansowy kompromis
– przyznała siatkarka mierząca 199 cm.
Sytuacja finansowa może być trudna i to nie tylko w siatkówce
Uważa ona też, że dla zawodowego sportu nadchodzą trudne czasy, bo kryzys gospodarczy z pewnością uderzy również w tę dziedzinę życia.
- Każdy zdaje sobie sprawę, że sytuacja w klubach może być trudna. Sponsorzy mogą się wycofywać i tym samym mocno osłabić klubowe budżety. Dziś jednak za wcześnie na prognozowanie, kto najbardziej na tym ucierpi, jaka drużyna i jaka dyscyplina – stwierdziła Kąkolewska.
Korzystając z okazji zapytaliśmy ją także o to jak ocenia swoje dwa sezony we włoskiej ekstraklasie.
- Zawsze marzyłam o tym, by grać w najlepszej lidze świata. Pierwszy sezon w Pomi Casalmaggiore był dla mnie niezwykle udany, bo zajęłam z drużyną piąte miejsce i zostałam uznana najlepszą blokującą ligi. Obecny sezon trudno oceniać, bo skończył się właściwie w połowie. Do rozegrania zostały przecież najważniejsze mecze, równie dobrze mogłyśmy zdobyć mistrzostwo Włoch, jak i odpaść w I rundzie play-off. Jedno jest pewne - taki dziwny i wygaszony przez pandemię sezon trudno będzie dobrze wspominać nawet za dziesięć lat – mówiła kapitan kadry, która według niektórych mediów w przyszłym sezonie może występować w ekipie mistrza Polski, Chemika Police.
Poznański klub zrobił pod każdym względem ogromny postęp
Kąkolewska w latach 2005-2010 była zawodniczką Enei Energetyka Poznań. Jeszcze w poprzednim sezonie spotkaliśmy ją na ligowym meczu energetycznych dziewczyn.
- W tym sezonie nie było na to szans, bo ciągle byłam z drużyną w podróży. O korzeniach jednak nie zapominam. Śledzę występy swojego pierwszego klubu i wiem, że w Poznaniu mamy zespół z aspiracjami na grę w ekstraklasie. Czy warto się spieszyć do elity? Tak, ale pod warunkiem, że klub będzie już do tego finansowo i organizacyjnie przygotowany. Od czasu mojej obecności w Energetyku dużo zmieniło się też na lepsze, jeśli chodzi o szkolenie młodzieży. Cieszę się, że pod każdym względem poznańska siatkówka zrobiła ogromny postęp – zakończyła zawodniczka, którą 15 lat temu do hali przy ulicy Bukowskiej przyprowadzili rodzice.
Jej pierwszym trenerem był Nicola Vettori, a drugim Kazimierz Fabin.
- Od początku Agnieszka wyróżniała się warunkami fizycznymi. Rozwijała się bardzo harmonijnie i nigdy nie miała problemów z kontuzjami. Po ukończeniu gimnazjum trafiła do SMS Sosnowiec - wspominał po jej debiucie w reprezentacji Robert Rakowski, prezes Enei Energetyka.
Pytaliśmy go wówczas, czy młoda kadrowiczka może po ukończeniu szkoły wrócić do Poznania.
- Nie mam złudzeń. Do nas już na pewno nie wróci. Na pewno otrzyma ofertę z któregoś klubów z LSK. Nam zostanie satysfakcja, że wychowaliśmy reprezentantkę
- dodał Rakowski.
Jego słowa szybko się potwierdziły, bo Kąkolewska podpisała umowę z Impelem Wroclaw. Potem byli Budowlani Łódź, włoska Serie A, a teraz ma być drużyna mistrza Polski z Polic.