Kampus Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Peerelowski zabytek wysokiej klasy
Kampus Uniwersytetu Mikołaja Kopernika został wpisany do rejestru zabytków. Rozmawiamy o tym z dr. hab. Michałem Pszczółkowskim, historykiem sztuki i specjalistą od modernizmu.
Miasteczko uniwersyteckie UMK na Bielanach zostało otwarte w październiku 1973 roku. W lutym roku 2020 trafiło do rejestru zabytków, ale cóż to za zabytek?! Młody, z czasów PRL...
Zabytek to coś, co ma wartość historyczną, artystyczną lub naukową i reprezentuje minioną epokę. Na czasy PRL patrzy się już z perspektywy historycznej, mamy tu do czynienia z zamkniętą epoką, co do tego nie ma wątpliwości. Czy te obiekty mają wartość historyczną bądź artystyczną? W każdej epoce większość wznoszonych budynków to obiekty przeciętne bądź poniżej przeciętnej. Poza tym trafiały się dzieła wybitne, którymi dziś zajmują się historycy. Tak było w czasach gotyku, renesansu, baroku i w PRL-u. Tutaj także, wśród szarej mizerii, było kilka realizacji wyróżniających się czy wręcz wybitnych. W przypadku kampusu Uniwersytetu Mikołaja Kopernika o takim założeniu właśnie można mówić. Z różnych względów. Po pierwsze, jest to pierwszy kampus w Polsce. Kampus, czyli coś, co jest założeniem obejmującym pełen program funkcjonalny uczelni: budynki dydaktyczne, zaplecze socjalno-mieszkaniowe oraz część ogólną - bibliotekę, salę audytoryjną, rektorat, czy inne centrum dowodzenia. Kampusy są mniej lub bardziej izolowane od reszty miasta.
Skąd się wzięła idea kampusów?
Pierwszym był zaprojektowany w 1817 roku przez Thomasa Jeffersona kampus uniwersytetu w Charlottesville. Model ten spopularyzował się w USA w drugiej połowie XIX wieku, do Europy dotarł natomiast w latach międzywojennych. Pierwsze kampusy na starym kontynencie pojawiły się w Hiszpanii i Portugalii. W Polsce pewne cechy kampusu ma założenie warszawskiego AWF-u, czyli przedwojennego Centralnego Instytutu Wychowania Fizycznego. Tam jednak nie ma tego pełnego programu funkcjonalnego. Po wojnie, gdy zaczęły powstawać nowe uniwersytety, pojawiła się również idea kampusów. Nigdzie jednak nie udało się tego w pełni zrealizować, to było przecież ogromne wyzwanie. Ze względu na obchody kopernikańskie toruńska inwestycja była dla władz państwowych prestiżowa. Znalazły się pieniądze, zadanie zostało potraktowane priorytetowo.
Do czasu...
Tak, ale projektanci z Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej, którzy nad tym pracowali, zdawali sobie sprawę, że gdy jubileusz się skończy, zapewne skończą się również pieniądze. To była wielka inwestycja, została podzielona na etapy. Do obchodów miał zostać zrealizowany pierwszy etap, po 500-leciu urodzin Kopernika dwa kolejne. Architekci zaplanowali więc to w taki sposób, aby już w pierwszym etapie powstała pełna funkcjonalna całość. Po trochu wszystkiego - część centralna, kilka wydziałów, kilka akademików itp. Wytyczyli też dwie osie rozwoju, które spotykały się w części centralnej.
Kto brał udział w tworzeniu miasteczka?
Na czele zespołu stał Ryszard Karłowicz. Zebrał ekipę, której każdy członek był odpowiedzialny za jakiś obiekt bądź grupę obiektów: Wincenty Szober za akademiki, Bogdan Popławski za budynki wydziałów, Witold Benedek za bibliotekę, Marek Różański za rektorat i aulę. Byli oni pracownikami komórki na Politechnice Warszawskiej, jaka zajmowała się projektowaniem i budową szkół wyższych i tam z tego robili doktoraty. Wykonali ogromną robotę, sama dokumentacja projektowa to są setki teczek. Są tam m.in. analizy porównawcze istniejących wtedy bądź budowanych uczelni. W Polsce, ale również w Europie, w tym w krajach zachodnich.
Jeździli je oglądać?
Tak, chociaż to jeżdżenie ograniczało się głównie do demoludów. Studia porównawcze były jednak robione głównie z ukierunkowaniem na to, co się działo na Zachodzie, bo też - jak mówiłem - sam kampus jest wynalazkiem zachodnim. U nas jego pochodzenie próbowano wtedy ukryć, pojawiła się więc nazwa miasteczka uniwersyteckiego, co było kalką z rosyjskiego. Warto jednak dodać, że ten typ w ZSRR się bardzo dobrze przyjął.
Wspominając twórców, nie można pominąć Stefana Knappa, który wykonał kompozycję zdobiącą fasadę auli.
Był to artysta angielski pochodzenia polskiego. Robił wielkoformatowe murale, które zdobiły gmachy publiczne na całym świecie.
Czy w miasteczku UMK pojawiły się jakieś nowatorskie rozwiązania?
Tak, np akademiki. Dla powojennej architektury są one dosyć ważne, ponieważ to był zupełnie nowy typ projektowania tego typu budowli. Do tamtego momentu wszystkie akademiki, jakie powstawały w Polsce, miały układ „schroniskowy”, czyli długi korytarz z bezpośrednio przylegającymi do niego pokojami i gdzieś tam w dwóch miejscach na piętrze - łazienki z prysznicami i toaletami. Tutaj został wprowadzony standard bardziej hotelowy. Segmenty - cztery pokoje, dwa większe dla studentów młodszych i dwa mniejsze dla studentów starszych, którzy w ten sposób mieli się poniekąd opiekować młodszymi, połączone wspólnym zespołem sanitarnym. To był postęp w stosunku do wcześniejszego typu, ponieważ jedna łazienka była na cztery pokoje, a nie np. na 40. Segmenty były adaptacją modelu opracowanego dla akademików w Krakowie, a później był zastosowany w innych miejscach.
Czego nie udało się zrealizować?
Tak, jak projektanci przewidzieli, po obchodach kopernikańskich strumień pieniędzy się radykalnie zmniejszył i kolejnych etapów, zgodnie z pierwotnym planem, nie udało się już zrealizować. Uczelnia dalej się rozwijała, ale nie tak, jak oni zaplanowali. Na Bielanach miały jeszcze powstać trzy wydziały: sztuk pięknych, ekonomii i prawa, oraz matematyki, fizyki i astronomii, kolejne akademiki, studium wojskowe, kluby. Po 1973 roku powstały dwa akademiki - obecna „10” i „11”, oraz „Od Nowa”, jednak były to już tylko smutne echa tego, co miało być. Nowe wydziały zaczęły powstawać dopiero po upadku komuny.
Architektonicznie coraz bardziej różne od pierwszych budynków...
Może dobrze, bo nie powinny udawać. Ale nie jest to już ta pierwsza myśl, chociaż kierunki rozwojowe zostały utrzymane.
W Polsce jest tak, że wpis do rejestru zabytków to nie tylko dowód uznania, ale przede wszystkim forma ochrony. Tu również może się ona przydać, wnętrza wielu budynków zostały już przecież zmienione, w przypadku Auli UMK stało się tak mimo protestów pasjonatów modernizmu. W odpowiedzi na to usłyszeliśmy m.in., że wnętrze trzeba było zmodernizować, bo przestało być modne.
Idąc tym tropem, trzeba by było zmodernizować również wnętrze toruńskiego Dworu Artusa, ponieważ neorenesans nie jest modny od ponad stu lat. O gotyku lepiej nie wspominać, bo wyszedł z mody jeszcze dawniej. To nie jest argument, jaki można odnosić do dziedzictwa kulturowego. Dzisiaj mamy inne trendy i właśnie dlatego należy chronić najlepsze przykłady architektury poprzedniej epoki. Jednak jej wartość docenia chyba przede wszystkim młode pokolenie, dla którego PRL jest historią. Część społeczeństwa, która tamte czasy pamięta, wciąż patrzy na to inaczej.