„Szkoła to nie kościół” - zaznacza Fundacja „Wolność od religii”. Czy ta akcja spowoduje agresję, czy zmusi do zastanowienia? - pytamy socjologa.
Na rogu ulic Kamiennej i Sułkowskiego w Bydgoszczy pojawił się duży billboard z hasłem „Szkoła to nie kościół”. To kampania zorganizowana przez Fundację Wolność od Religii.
Skąd ten pomysł? Jak piszą organizatorzy kampanii na stronie fundacji:
Domagamy się, by szkoła była miejscem bezpiecznym i przyjaznym dla wszystkich dzieci w każdym dniu nauki, przez cały rok szkolny
I wyjaśniają, jakie mają zastrzeżenia: „Są w publicznych szkołach w Polsce klasy, w których wisi krzyż, ale nie ma państwowego godła.” Zaznaczają, że... „Mimo wielu protestów przebieg szkolnej katechizacji oraz uroczystości i rekolekcji coraz częściej łączy się z wywieraniem presji i przymusem. Jak to możliwe, że dyrektor państwowej szkoły zgadza się na zorganizowanie rekolekcji w szkole zamiast w kościele, a w wywiadzie prasowym przyznaje, że „nie jest organizatorem całego wydarzenia” i na czas rekolekcji oddaje władzę w szkole proboszczowi?”
I pytają: „Jak czują się dzieci z rodzin mniejszościowych, gdy szkoła dwa razy w roku zamienia się na kilka dni nauki w kościół, a w ciągu roku nie ma żadnych porównywalnych uroczystości, które reprezentowałyby inne grupy światopoglądowe?”
Jest i apel: „Do rodziców i do wszystkich ludzi dobrej woli o postawienie tamy przemocy symbolicznej, naruszaniu podstawowych praw rodziców i uczniów oraz narażaniu poczucia godności i bezpieczeństwa uczniów. Drodzy wierzący rodzice, nie chcemy odbierać Wam żadnych praw, uszanujcie nasze i stańcie w obronie słabszych oraz mniej licznych.”
O skuteczność takich akcji zapytaliśmy socjologa i antropologa religii dr. Pawła Załęckiego.
- Podobne kampanie prowadzone były w innych krajach. Inaczej przebiegały w Europie Zachodniej, w Hiszpanii, Francji, inaczej w Wielkiej Brytanii i jeszcze inaczej w USA. Każdy z tych krajów ma trochę inny model współpracy instytucji religijnych z państwowymi - zaznacza socjolog.
- U nas mamy zwolenników całkowitego rozdziału państwa i kościoła, ale mamy też i takich, którzy chcą, by instytucje kościelne przenikały państwowe - dodaje socjolog.
Nawet w obrębie samego kościoła coraz więcej jest głosów, żeby się nie mieszać w sprawy państwowe
Dlaczego? - Mamy dwa nurty w naszym kraju. Po każdej ze stron są bardziej radykalni i mniej radykalni. Część społeczeństwa pozostaje jednak obojętna na ten temat, nie chce się wypowiadać. Im większy będzie nacisk z którejkolwiek ze stron, im bardziej kościół będzie chciał przenikać instytucje państwowe i im silniejszy będzie ruch przeciwny kościołowi, tym więcej będzie osób, które zdecydują się wypowiedzieć po jednej ze stron, a ci, którzy już zajęli stanowisko zradykalizują się.
Takie kampanie jednak, zdaniem socjologa nie muszą budzić agresji i radykalizować społeczeństwa. - To schizmy i herezje w historii kościoła powodowały, że ta instytucja przemyślała co się dzieje, dlaczego i jak temu zaradzić. Dlatego dobrze by było, gdyby akcja skłoniła do zastanowienia wszystkich.