Kamil Grosicki: Euro 2016 mnie nakręca
Kamil Grosicki, piłkarz Rennes przeżywa najlepszy okres w karierze i czeka niecierpliwie na „swoje” mistrzostwa Europy
Centrum treningowe Rennes, niedługo po tym, jak Grosicki zagrał bardzo dobry mecz w kadrze przeciwko Finlandii, zwieńczony dwoma golami i dwiema asystami. Powrót do klubu jest w takich chwilach zawsze przyjemny, dodaje pewności siebie, ale tym razem widać, że od Kamila tryska jeszcze większa energia. Mówiąc po piłkarsku - jest w gazie.
Obok niego biega Ousmane Dembele, który także wrócił ze zgrupowania francuskiej reprezentacji, tyle że młodzieżowej. Nieopierzony 19–latek to dzisiaj największa gwiazda w Europie w „swojej” kategorii wiekowej. Wśród zawodników, którzy nie skończyli jeszcze „dwudziestki” nikt nie wzbudza większego zainteresowania Bayernu albo Barcelony. Powód? Tak jak Grosicki, zdobywa bramki na zawołanie. Dlatego scena jest symboliczna. Oto dwóch snajperów, tworzących jeden z najlepszych ataków w Ligue1, indywidualnie przygotowuje się do kolejnego meczu z Reims, choć żaden z nich jeszcze nie wie, że znowu wspólnie przesądzą o zwycięstwie.
Jeszcze niedawno nikt nie myślał, że ich współpraca na boisku stanie się taka naturalna, dziś nikt nie zaprzeczy, że od kilku tygodni Rennes zawdzięcza im niemal wszystko. Także marzenia o Lidze Mistrzów.
Grosicki chciałby pewnie krzyknąć - za Faustem - „Chwilo, trwaj!”, ale to nie do końca w jego stylu, więc schodząc z boiska na masaż rzuca tylko prowokacyjnie, z uśmiechem na ustach i z wyczuwalną lekkością w głosie: „Tak wygląda życie piłkarza. 20 minut treningu i do domu!”. Pewnie trochę przesadza, ale właśnie te słowa – rzucone mimochodem – dobrze oddają jego naturalny stan ducha: dystans do siebie, wewnętrzny spokój wywołany dobrą grą, a jednocześnie niezwykłą łatwość nawiązywania kontaktu z otoczeniem za pomocą prostych gestów. Kamil ma powody, żeby się cieszyć, przeżywa w końcu najlepszy okres w karierze - w reprezentacji i w klubie.
Aby zrozumieć skąd to się wzięło, musimy odtworzyć trzy zdarzenia. Dla Grosickiego i dla jego obecnej kariery – kluczowe.
Słowa, które odmieniły go jako piłkarza
Koniec lutego, lotnisko w Tuluzie. Niedługo wcześniej drużyna Rennes w cudowny sposób odwróciła losy meczu, a w zasadzie lepiej byłoby napisać, że to Grosicki w ciągu 10 minut przebywania na boisku przechylił szalę na korzyść swojego zespołu. W 90. minucie Dembele wyrównał po jego podaniu na 1:1, a już w doliczonym czasie gry Polak pozbawił złudzeń gospodarzy. Ale największy wstrząs dopiero miał nadejść.
Zanim zawodnicy Rennes rozsiedli się w samolocie, trener Rolland Courbis - w klubie zaledwie od kilku dni – przeprowadził z Kamilem poważną rozmowę. Grosicki: „To był dla mnie trudny okres, byłem ciągle rezerwowym, zastanawiałem się nad swoją przyszłością. Trener powiedział mi jednak wprost, że jestem i będę dla niego ważnym zawodnikiem”.
Courbis: „Wiedziałem, że nie jest zadowolony, że chciałby grać więcej, bo w perspektywie ma Euro. Szczerze mówiąc, dziwiłbym się, gdyby podchodził inaczej. Mam wrażenie, że wiele rzeczy sobie wyjaśniliśmy, co pozwoliło mu jeszcze raz zastanowić się i w konsekwencji zostać w Rennes. Powiedziałem Kamilowi, że muszę mieć trzy-cztery tygodnie na obserwację. Dziś mogę stwierdzić, że to jeden z najważniejszych zawodników i na pewno zasługuje na miejsce w pierwszym składzie, choć może nie w taki sposób, aby grać cały czas po 90 minut”.
Benjamin Idrac, specjalista od drużyny Rennes w największym regionalnym dzienniku „Ouest France”: - Psychologia była w tym przypadku bardzo ważna. Courbis potrafił dotrzeć do Grosickiego lepiej niż poprzedni trener Montanier.
Oficjalnie nikt tego wprost nie mówi, ale także z innych źródeł wiemy, że to „ta” rozmowa na lotnisku dodała Grosickiemu skrzydeł. Nomen omen.
Wcześniej równie ważny był mecz z Niemcami, mistrzami świata. Wprawdzie przegrany (1:3), ale dla Kamila psychologicznie niezwykle ważny. Nie tylko dlatego, że podaniem światowej klasy pozwolił Lewandowskiemu, by tylko dołożył głowę i przełamał piłką ręce Neuera. - Tamto spotkanie pozwoliło mi uwierzyć, że mogę grać z najlepszymi jak równy z równym - przyznaje „Grosik”.
Nawałka „kupił” mnie tym, czego potrzebuję: zaufaniem od trenera
Ta pozytywna dla niego historia zaczęła się jednak dużo wcześniej. Dzisiaj jest nawet bliski stwierdzenia, że w najmniej oczekiwanym momencie. Był marzec ubiegłego roku, reprezentacja przygotowywała się do ważnego meczu z Irlandią w Dublinie, a on ze złamaną ręką siedział w Rennes. Jeden jedyny raz Adam Nawałka nie mógł powołać go na zgrupowanie, ale o nim nie zapomniał. - Zdziwiłem się trochę, jak zobaczyłem, że na telefonie wyświetla się numer trenera. Było dwie godziny do meczu! I te słowa: „Liczę na ciebie”. „Kupił” mnie tym całkowicie, bo ja właśnie czegoś takiego potrzebuję - zaufania od trenera i przekonania, że ktoś na mnie stawia - mówi nam Kamil. I dodaje z błyskiem w oczach: - Jeśli nabyłem więcej pewności siebie w meczach reprezentacji i w klubie, to wynika ona m.in. z takiego zaufania. Dlatego podkreśla, że trener Nawałka naładował go swoją pozytywną energią.
Trzy różne momenty, które za każdym razem okazywały się zbawienne. Kamil Grosicki ma jedną ważną cechę – jeśli coś dostaje, potrafi się jeszcze lepiej odwdzięczyć.
Po treningu z piłką - trening mentalny
W tej historii, która - mimo szczęśliwej obecnie passy - stanowi w ostatnich latach ciąg mniejszych upadków i większych wzlotów, ważny jest jeszcze jeden element. Grosicki mówi o nim chętnie - a w każdym razie znacznie chętniej niż przed kilkoma miesiącami - bo widzi jakie są efekty. To trening mentalny. Od dwóch lat, czyli od czasu, gdy był już zawodnikiem Rennes, współpracuje z Pawłem Frelikiem, psychologiem. - Teraz tych sesji jest już mniej, ale były momenty, że rozmawialiśmy przez skype’a trzy–cztery razy w tygodniu - mówi reprezentant Polski. Pomaga? - Zdecydowanie. Na początku nie wierzyłem, że takie rozmowy są w stanie dać mi coś pozytywnego, podchodziłem sceptycznie, ale dzisiaj mam wrażenie, że uporządkowałem sobie w głowie różne myśli.
Grosicki zdradza, że efekty było widać szczególnie wtedy, gdy siedział na ławce i niecierpliwie czekał aż trener da mu sygnał do zmiany. - Przyznaję, nieraz się denerwowałem. Ale Paweł tłumaczył mi, że jeśli tylko strzelam gole i pokazuję na co mnie stać, nie jest źle. Powtarzał mi bez przerwy, że mam wpływ na to co robię, a każdą minutę na boisku - choćby było ich mało - powinienem wykorzystać. Posłuchałem i wiele razy się opłaciło. Dzisiaj poleciłbym nawet innym zawodnikom takie sesje - przyznaje Kamil, choć pewnie wie, że niektórzy koledzy z kadry też z treningu mentalnego korzystają. Karol Linetty, Jakub Wawrzyniak, Filip Starzyński…
Kamil lubi wychodzić przed szereg
Z Frelikiem Grosicki rozmawia jednak nie tylko o futbolu, także o wielu sprawach pozasportowych. W Rennes doskonale wiedzą, że miał poważne problemy z hazardem.
- Jak zaczął grać we Francji, był nieraz widywany w kasynach - mówi nam anonimowo osoba z otoczenia klubu. Czy dalej zdarza mu się bywać w takich miejscach? „Grosik” zapewnia, że najgorszy etap ma już dawno za sobą, a w ogóle to nie lubi do tego wracać. Choć jednocześnie przyznaje, że musi się cały czas pilnować i walczyć ze sobą, bo jeden fałszywy krok mógłby być dla niego zgubny. A na to nie może sobie pozwolić, szczególnie teraz, przed imprezą życia.
Ostatnie miesiące pokazały, że Kamil Grosicki lubi się we Francji wyróżniać. Czasem świadomie, innym razem trochę mniej. - Przez dwadzieścia pięć lat nie zdarzyło się w lidze francuskiej, żeby ktoś wchodził z ławki rezerwowych i tak regularnie strzelał gole jak do niedawna Grosicki - przyznaje Benjamin Idrac.
Co więcej, Polak zapisał się w historii, bo strzelił pierwszą bramkę w Ligue1 uznaną dzięki technologii goal line. Z Lorient, gdy jeszcze był „superrezerwowym”. Z tamtym spotkaniem wiąże się osobna historia. Jeszcze raz Idrac: - Po uderzeniu z wolnego, gdy sędzia uznał gola, Grosicki podbiegł do ławki i zaczął trochę „prowokować” trenera Montaniera. Tak jakby chciał powiedzieć: „zasługuję na więcej”. Potem za to przepraszał i z tego co wiem, nie było żadnych konsekwencji.
Grosicki dyplomatycznie: - Na trenera Montaniera nie powiem złego słowa.
Ale z tym zwracaniem na siebie uwagi chodzi tylko o wyczyny na boisku. Najpierw Kamil podbił serca Francuzów jesienią, tuż po zamachach w Paryżu, gdy pokazał koszulkę z napisem „Pray for Paris”. Potem zrobiło się o nim głośno, gdy stracił prawo jazdy, bo policja zatrzymała go dwa razy dokładnie w tym samym miejscu (!) za znaczne przekroczenie prędkości. Dzisiaj zawodnik Rennes trochę się z tego śmieje, ale na treningi i mecze musi być dowożony. Funkcję kierowcy przejął jego dobry znajomy jeszcze z Pogoni Szczecin, Paweł Kaczorowski, który teraz mieszka z nim w Francji.
Innymi słowy - Grosicki nauczył się wychodzić przed szereg. I to również dosłownie. O jego wzrastającej pozycji w drużynie świadczy bowiem, że po ostatnich derbach regionu z Nantes (4:1) stanął przed kibicami w pierwszym rzędzie, kilka metrów przed pozostałymi zawodnikami i zaczął intonować wspólne klaskanie. - Zastąpiłem w tym kontuzjowanego Ntepa - mówi skromnie, choć tajemnicą poliszynela jest, że od dawna ma znakomity kontakt zarówno z kibicami, jak i z kolegami w szatni. - Jest nie tylko dobrym duchem tej drużyny, ale potrafi wprowadzać pozytywną atmosferę - mówi nam Ousmane Dembele.
Grosicki wie jednak, że to tylko wstęp do tego, co czeka go za dwa miesiące. - Cztery lata temu grałem już na Euro, ale turniej okazał się nieudany, a poza tym nie byłem ważnym zawodnikiem kadry. W tym roku może być inaczej, a przynajmniej na to liczę. Już czuję tę adrenalinę. Euro mnie nakręca!
W czerwcu, jako jedyny reprezentant, będzie mógł poczuć się tak naprawdę jak u siebie.
Autor: Remigiusz Półtorak (Rennes)