
Pokochali się ponad 70 lat temu i ich miłość przetrwała do dziś. Chętnie dzielą się radą jak przeżyć ze sobą tyle czasu: - Kochać się i pracować - mówią zgodnie.
Ślub wzięli 14 listopada 1946 roku. Wypatrzyli się na potańcówce w Robuniu (pod Gościnem). - Przystojny był, ładny, wysoki, kręcone włosy. Taki chłopaczek jeszcze. 21 lat... - pani Stanisława spogląda z uśmiechem na małżonka, który siedzi obok z zadowolona miną.
- Ładna była - wspomina pierwsze spotkanie z żoną. - Jedna z najlepszych tam na sali. Pięknie tańczyła. Podrywałem ją żeby i mnie nauczyła.
- Jedno wzięło drugie do tańca i tak się zaczęło to nasze wspólne życie - dodaje pani Stanisława. - Chodził tak do mnie przez ponad rok zanim się pobraliśmy.
Spotykamy się na uroczystościach jubileuszu 70-lecia pożycia małżeńskiego państwa Stanisławy i Bronisława Witczaków.
W sali Urzędu Stanu Cywilnego w Kołobrzegu, oprócz dostojnych jubilatów, zgromadziła się także najbliższa rodzina. Był też prezydent Janusz Gromek, w ostatnią sobotę mistrz ceremonii. - 70 lat to Kamienne Gody - powiedział na przywitanie. - No, to naprawdę imponujący wynik. Rzadko kiedy osiągany. Odkąd jestem prezydentem, przypominam sobie tylko jedną taką uroczystość. Ale tamci jubilaci nie mieli szczęścia być w takiej dobrej kondycji. Odwiedzaliśmy ich w domu.
Miłość i praca. I żeby dobrze gospodarzyć, nie pić, nie palić , nie robić awantur
Pani Stanisława i pan Bronisław najpierw rozsiedli się wygodnie w fotelach w eleganckim korytarzu - poczekalni USC.
Błysnął flesz, fotoreporter ogólnopolskiej gazety zrobił serię zdjęć, a potem zapytał donośnym głosem: - Pamiętacie państwo jeszcze dzień ślubu?
Małżonkowie spojrzeli na siebie znacząco i lekko się żachnęli: - A dlaczego mielibyśmy nie pamiętać? - rzuciła dziarsko pani Stanisława.
Do kościelnego ślubu jechali bryczką, a goście na wozach. - Samochodów tuż po wojnie przecież było niewiele.
A potem było wesele. - W domu, w Robiuniu, na Kolonii. Przedwojenna orkiestra nam grała - mówi pani Stanisława. - Tańczyliśmy do takich znanych i przez wszystkich lubianych przebojów.
Pani Stanisława urodziła trzech synów. Dwóch z nich państwo Witczakowie już pochowali. Pan Bronisław pracował w milicji. Pani Stanisława zajmowała się domem. Męża, a wraz z nim także żonę, przerzucano z miejscowości do miejscowości. Mieszkali w Robuniu, Dygowie, Białogardzie, w końcu w Kołobrzegu.
- Opiekowałam się dziećmi, prowadziłam dom, gotowałam, piekłam. Mąż to łasuch na słodycze! On poznaniak, a poznaniacy tak mają - oznajmiła jako rzecz oczywistą .
- Zawsze gotowała świetnie - przyznał pan Bronisław. - A jakie ciasta piekłam! - pochwaliła się jubilatka. - Kiedyś żadnej soboty nie było bez moich wypieków. Wszystkie chrzciny, wszystkie uroczystości rodzinne były na mojej głowie. Torty to proszę państwa robiłam na medal! - mówi z dumą. - O! Tyle mam przepisów - palcami pokazuje w przybliżeniu 10 cm, czyli gruby stos.
Doczekali się czworga wnucząt i dwóch maleńkich prawnuczek.
Recepta na 70 lat
Autorska recepta państwa Witczaków na długie pożycie brzmi tak: - Miłość i praca - wylicza jubilatka. - I żeby dobrze gospodarzyć, nie pić, nie palić, nie robić awantur.
- W życiu bywało różnie, raz na wozie, raz pod wozem. Ale jakoś trzeba było wytrzymać. Przez te 70 lat ani razu nigdy na siebie ręki nie podnieśliśmy - podkreśla pan Bronisław. - To prawda - kiwa głową małżonka. - Może parę godzin milczenia, po sprzeczce się zdarzało - snuje dalej wyznanie pan Bronisław. - Ale nigdy grożenia rozwodem, wychodzenia z domu... albo z łoża! - śmieja się już oboje.
Życie codzienne
Jubilaci są samodzielni. Mieszkają we dwójkę. Ale rodzina często wpada. - Zaglądają, pomogą posprzątać, choć przecież ja sama też sprzątam i mąż dużo robi - mówi pani Stanisława. Największą radość dają im właśnie rodzinne spotkania. A gdy pytamy o marzenia mówią tak: - A o czym tu w tym wieku marzyć...? - zerkają na siebie. - Nam już naprawdę niczego nie potrzeba. Wszystko mamy. A jeżeli ktoś chciałby nam czegoś życzyć, to tylko zdrowia - dodają z uśmiechem.
W USC stuknęli się lampkami wina z całą rodziną, z prezydentem i kierowniczką USC. Syn zaprezentował pięknie wykaligrafowany zwój z sentencją błogosławieństwa od samego papieża Franciszka.
Jubilaci z dumą pokazali swoje zdjęcie ze ślubu. Ona smukła, śliczna 18-latka, on przystojny 22-latek w mundurze. Para jak malowanie.
Do ślubu jechali bryczką, a na weselu grała przedwojenna orkiestra
O małżeństwie Witczaków i ich wspaniałym jubileuszu opowiedzieliśmy Jackowi Pawłowskiemu, psychologowi, z którym regularnie rozmawiamy na łamach Głosu Koszalińskiego. Oto jakimi słowami zwrócił się do jubilatów: - „Miłość cierpliwa jest...” Kwintesencja szczęśliwego, dobrego związku. Tylko i aż tyle. Serdecznie gratuluję państwu i dziękuję za nadzieję dla wszystkich małżeństw, narzeczeństw, związków, układów partnerskich itd. Gdyby pary z takim stażem zdecydowały się na prowadzenie warsztatów dla par początkujących i średnio zaawansowanych (min. 25 lat stażu), na pewno mniej byłoby rozzstań, łez, tęskonoty i odwiecznego pytania: dlaczego nam nie wyszło? A nie wychodzi, bo wszystko przyspiesza, akcja-reakcja-do widzenia. Trudno w naszych czasach o wyrobienie uczuciowe. Związki przypominają kopalnię odkrywkową z błyskawiczną eksploatacją. A dobrze byłoby, gdyby stały się kopalnią o niespożytym złożu miłości, szacunku, dobroci i ludzkiej przyzwoitości. Mam nadzieję, że jednak nie jesteśmy straceni i wsłuchując w słowa starszyzny uda się i nam stworzyć i utrzymać miłość.